NA ANTENIE: SUGAR TOWN/NANCY SINATRA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ekspert: po szczycie w lipcu lub sierpniu inflacja zacznie spadać

Publikacja: 04.07.2022 g.12:30  Aktualizacja: 04.07.2022 g.16:14 Łukasz Kaźmierczak
Kraj
Po szczycie w lipcu lub sierpniu inflacja zacznie spadać - uważa dr Wojciech Świder z Katedry Finansów Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Według gościa porannej rozmowy Radia Poznań, obecna inflacja w Polsce ma wiele przyczyn.
Dr Wojciech Świder - Archiwum prywatne
Fot. Archiwum prywatne

Jedną z głównych jest wzrost cen surowców i żywności, wywyołany wojną na Ukrainie. Dr Świder podkreśla, że inflacja w granicach ok. 2% jest korzysnta dla gospodarki, ale inflacja, która wymyka się spod kontroli mocniej uderza w słabsze grupy społeczne.

W warunkach delikatnej inflacji jesteśmy bardziej zmotywowani, żeby środki wydać, albo zainwestować. Gdyby inflacji nie było, albo byłaby deflacja, to wiele osób by się wstrzymywało z wydatkami, czy inwestycjami i wtedy pieniądz krąży wolniej i nie dajemy innym zarabiać aż w takim stopniu, jak by można było. Inflacja, która przekracza np. w Polsce 5%, choć dziś mamy już ponad 15%, ale uważam, że inflacja ponad 4-5% już nie jest korzystna. Na inflacji tracą najsłabsi, ponieważ osoby, które mają mocną pozycję na rynku pracy, wynegocjują sobie podwyżki, a osoby, które mają gorszą pozycję na rynku pracy i mają niższą siłę przetargową, może być im ciężko

 - mówił dr Wojciech Świder.

Ludzie z mocną pozycją na rynku pracy wynegocjują sobie podwyżki, a najsłabsi mogą mieć z tym problem

 - dodał dr Wojciech Świder.

W ocenie ekonomisty reakcja Rady Polityki Pieniężnej z podniesieniem stóp procentowych była spóźniona.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

Łukasz Kaźmierczak: W tym tygodniu ma się ponownie zebrać Rada Polityki Pieniężnej. Domyślam się, że będzie kolejna podwyżka stóp procentowych. Nie pamiętam, która to już z rzędu... Idziemy chyba na rekord. W czerwcu tego roku inflacja wyniosła 15,6%. Tak wysoka inflacja była 25 lat temu w 1997 roku, a nawet była wtedy trochę wyższa. Czy to jest już maksymalny poziom inflacji, czy może to jeszcze trochę urosnąć?

dr Wojciech Świder: Z inflacją sprawa wygląda tak, że nikt nie wie tego na pewno. Gdybyśmy popatrzyli na prognozy sprzed roku, to nikt się nie spodziewał aż takiej dynamiki cen. Zgodnie z prawdopodobieństwem, które jest szacowane przez różne modele, inflacja jest aktualnie blisko szczytu, albo będzie wyższa jeszcze w lipcu lub sierpniu, ale jesienią powinna już spadać. To i tak nie oznacza, że spadnie szybko, ale będzie prawdopodobnie spadała powoli, więc czasy mamy trudne i ceny rosną bardzo szybko, co pewnie każdy z nas widzi.

Słyszałem, że sierpień może być takim szczytem, pikiem inflacyjnym, a potem będzie ten moment, kiedy zacznie się powoli wypłaszczać, bo to raczej nie będzie taki gwałtowny spadek, jak Pan mówi.

Tak. Pamiętajmy też, że spadek inflacji, to jest spadek dynamiki wzrostu cen, a nie spadek cen, bo niektórzy myślą, że jeżeli inflacja spadnie, to ceny spadną. Niestety tak to nie wygląda. Inflacja jest wzrostem cen mierzonym rok do roku, czyli na przykład jeśli ceny by się zatrzymały na tych bardzo wysokich poziomach przez rok, to będzie oznaczać, że inflacja wyniesie 0%, czyli de facto jej nie będzie.

To jest taka mała lekcja ekonomii. Zastanawiam się nad posiedzeniem Rady Polityki Pieniężnej i w ogóle nad podnoszeniem stóp procentowych. Zastanawiam się, czy to jest właściwe lekarstwo na rodzaj inflacji, z jaką mamy do czynienia i jej przyczynę. Jeżeli patrzę sobie na dane do końca 2020 roku, powołuję się na kilku publicystów ekonomicznych, to inflacja wtedy była kilkuprocentowa. Ona wynikała trochę z lockdown, z tego, że były pompowane tarcze z budżetu państwa, żeby podtrzymać działalność przedsiębiorstw, ludzie też dosyć dobrze zarabiali i, jak niektórzy mówią, to jest cena, która wynikała z tego, że ogólne polepszenie zarobków Polaków, większe wydawanie i trochę się to nakręciło. Do tego, co się już trochę działo, przyszłedł ogromny pik, związany ze wzrostem cen surowców. Jak się do tego mają stopy procentowe, skoro na całym świecie inflacja skoczyła właśnie ze względu najpierw na wojnę na Ukrainie, szantaż gazowy i w ogóle energetyczny, a potem podwyżki cen żywności też z tym związane?

Aktulna inflacja ma wiele czynników. Rzeczywiście jest wieloczynnikowa i przez ostatnie miesiące ceny najbardziej napędzają surowce i drożejące zboża, których nie można eksportować na przykład z Ukrainy. Rzeczywiście ten kryzys i ta wojna podbija inflację najmocniej, ale stopy procentowe też są ważne. W warunkach, gdy drożeją surowce i towary, różne aktywa, to gdyby stopy byłyby na nadal niskim poziomie, wiele osób zaciągałoby kredyty, żeby kupić rózne aktywa. Tym samym te ceny by się jeszcze bardziej napędzały, więc przy niskich stopach procentowych inflacja ma tendencję do przyspieszania. Pamiętajmy, że teraz ma również miejsce tzw. spirala cenowo-płacowa. Ludzie, widząc, że ceny rosną, domagają się podwyżek w pracy. Czynników jest tak naprawdę wiele i te podwyżki stóp procentowych mają za zadanie wyłączyć te czynniki, które napędzają inflację, które można wyłączyć. Wiadomo, że nie mamy wpływu na ceny surowców, chociaż pośredni wpływ jest taki, że jak podnosimy stopy, to teoretycznie złoty może być silniejszy niż by był, gdybyśmy stóp nie podwyższali. Przy silniejszym złotym możemy kupić trochę taniej surowce, które sprowadzamy. Gdyby stóp nie podnosić, to złoty byłby słabszy i musielibyśmy za ropę, czy gaz płacić dużo więcej.

Zbójeckim prawem opozycji jest to, żeby krytykować wszystko, co robią rządzący. To jest wpisane w politykę. Pojawiają się głosy, że „gdybyśmy my rządzili, to w chwilę nie byłoby inflacji”, albo że nie byłoby inflacji takiej, jaka jest, albo że nie byłoby jej w ogóle. To są realne obietnice, że nagle w ciągu kilku miesięcy nastąpiłoby zejście na poziomie inflacyjnym do poziomu poniżej 10%?

W polityce wykorzystuje się ekonomię, jako narzędzia. Faktycznie słyszałem takie głosy, że gdyby rządziła opozycja, to inflacja nie wymknęłaby się spod kontroli. W takich warunkach cen surowców nie jest to możliwe, chociaż zgadzam się, że reakcja NBP mogła być już wcześniej.

Powinni wcześniej podwyższać stopy procentowe?

Tak, bo inflacja już w lipcu zeszłego roku wynosiła 5%. To już było znacznie powyżej celu NBP. Było to ignorowane jeszcze do września i prezes Glapiński mówił, że stóp procentowych nie będzie podnosił, bo inflacja nie zależy od czynników w Polsce.

Prezes NBP rzeczywiście wysyłał sprzeczne sygnały. Jak patrzę sobie obiektywnie na sytuację światową, na dane Międzynarodowej Organizacji Pracy, albo na indekst cen ONZ, gdzie widać wzrost cen żywności, to to są potworne wzrosty. Jeżeli chodzi o cenę ropy, to jest sześćiokrotny wzrost. To są niespotykane sytuacje. Porównuję to też z innymi państwami. Tam też inflacja jest rekordowa. Jak patrzę na poszczególne państwa, która są też w strefie euro, to u nas wcale nie jest najwyższa w Europie.

Rzeczywiście wyższa jest w Estonii, Łotwie i Litwie. Warto przypomnieć, że są to...

Czechy chyba też wyższą w tej chwili.

Być może też. Natomiast w przypadku krajów nadbałtyckich wynika to też z tego, że oni mają euro i wciąż w euro stopy procentowe są na zerze. Oni mają bardzo wysoką inflację i bardzo niskie stopy procentowe, nad którymi nie mają kontroli. Rzeczywiście w tych warunkach to jest dla nich duże wyzwanie.

Czytałem gdzieś, że niska jest inflaja w niektórych państwach zachodnich, np. we Francji, choćby z tego względu, że tam nie ma takiej dynamiki wzrostu płac przez ostatnie lata, który miał miejsce na przykład w Polsce ze względu na to nasze dorabianie się i tę pewną inflację, która do końca 2020 roku podbijała się na tych naszych wyższych zarobkach. We Francji ten wzrost płac jest niemalże ujemny i stąd mają niższy poziom inflacji.

Rzeczywiście jednym z czynników jest to, że Francja jest mniej zależna od surowców z Rosji. Tam jednak duża część energii jest produkowana w elektorwniach atomowych.

To jest inna sprawa. Czyli też nie są uzależnieni od szantażu gazowego, czy energetycznego. Być może atom to jest też sposób na inflację... Kto by pomyślał...

No tak (śmiech).

Inflacja może być tylko zła, czy też dobra? Mam cytat z Rafała Wosia, takiego „homme terrible” polskiej ekonomii, który pisze, że inflacja może być trochę dobra i trochę zła – trochę dobra, jeżeli jest ceną za wzrost płac i zmianę pewien logiki polskiego kapitalizmu, która wymuszała, żeby koszty pracy były konkurencyjne wobec państw zachodnich, czyli były niskie płace. A z drugiej strony jest to niechciany wpływ europejskiego uzależnienia od rosyjskich surowców energetycznych, czy żywności, bo Rosja i Ukraina to istotni eksporterzy żywności. Gdzie to wybalansować? Zawsze powinniśmy zwalczać inflację, czy na jakimś poziomie, nie takim jak teraz, bo to oczywiste, że teraz musimy zwalczać, ale żeby ona była czynnikime stymulującym nasz rozwój społeczny.

Zdrowa inflacja wynosi ok. 2%. Po pierwsze w warunkach delikatnej inflacji jesteśmy bardziej zmotywowani, żeby środki wydać, albo zainwestować. Gdyby inflacji nie było, albo byłaby deflacja, to wiele osób by się wstrzymywało z wydatkami, czy inwestycjami i wtedy pieniądz krąży wolniej i nie dajmy innym zarabiać aż w takim stopniu, jak by można było. Co więcej, w warunkach delikatnej inflacji łatwiej jest przetrwać recesję, ponieważ płace są nieelastyczne w dół. Gdyby była deflacja, to przedsiębiorcy musieliby obniżać swoje koszty, w tym płace, a ludzie nie godzą się na obniżki płac w nominale, kwotowe. W takich warunkach może wystąpić bezrobocie, albo napięcie na linii pracodawca-pracownik. Nie zagłębiając się w szczegóły, przy delikatnej inflacji rynek pracy działa lepiej i w ten sposób łatwiej jest przejść przez kryzys. Toi są dwa argumenty, dlaczego delikatna inflacja jest korzystna dla gospodarki, ale inflacja, która przekracza np. w Polsce 5%, choć dziś mamy już ponad 15%, ale uważam, że inflacja ponad 4-5% już nie jest korzystna. Na inflacji tracą najsłabsi, ponieważ osoby, które mają mocną pozycję na rynku pracy, wynegocjują sobie podwyżki, a osoby, które mają gorszą pozycję na rynku pracy i mają niższą siłę przetargową, może być im ciężko. Inflacja, która wymyka się spod kontroli mocniej uderza w słabsze grupy społeczne.

Jak się to ma do obecnej sytuacji? Mamy wysoką inflację, ale niskie bezrobocie. Czy to jest sytuacja, która możę być potencjalnie niebezpieczna, czy możemy się uspokajać, bo mając niskie bezrobocie, przetrwamy to?

Rzeczywiście bezrobocie jest niskie, ale to nie znaczy, że sytuacja płacowa jest korzystna. W jednym z raportów, który ostatnio się pojawił, można było przeczytać, że w ciągu ostatniego roku ponad połowa pracowników w Polsce nie otrzymała żadnej podwyżki. Jezeli ktoś nie otrzyma żadnej podwyżki w warunkach takiej inflacji, to oznacza, że tak jakby dwa miesiące pracuje za darmo względem siły nabywczej sprzed roku. Jeżeli on nie otrzyma podwyżki w ogóle, a ceny urosły o te ponad 15%, to niestety jego siła nabywcza wynagrodzenia rocznego jest mniejsza o około te dwa miesiące pracy, także rzeczywiście ten drenaż siły nabywczej jest teraz olbrzymi.

Czy w takiej sytuacji ekonomistę stać na optymizm?

Na pewno optymistyczne jest to, że w Polsce nie ma wojny.

Może to jest koszt, który płacimy za to, że nie ma u nas wojny?

Ceny rosną w wielu krajach, więc nie wiem, czy to jest koszt. Rzeczywiście na tej wojnie w pewnym sensie też jesteśmy, bo pomagamy i dozbrajamy i jak tylko możemy, to wysyłamy tę pomoc. Wiadomo, że inni mają gorzej, więc w tym kontekście można spojrzeć na to optymistycznie, że możemy żyć i pracować i mimo że zarabiamy realnie mniej, to mimo wszystko, jako kraj i jako społeczeństwo jesteśmy w miarę bezpieczni.

https://www.radiopoznan.fm/n/oOn7c7
KOMENTARZE 0