NA ANTENIE: MIASTO SZAMPANA (2023)/GRZEGORZ KOPALA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Samuel Pereira: "To bardzo niebezpieczne mechanizmy"

Publikacja: 16.11.2021 g.21:42  Aktualizacja: 17.11.2021 g.09:22 Krzysztof Polasik
Poznań
Szef portalu tvp.info.pl krytykuje część mediów za brak zaufania do polskich służb. Samuel Pereira odniósł się do wywiadu w „Gazecie Wyborczej”, w którym sytuacja na granicy opisywana jest jako „polskie obozy śmierci”, czy publikacji sugerującej pijaństwo polskich żołnierzy.
mikrofon radio poznań - Kacper Witt - Radio Poznań
Fot. Kacper Witt (Radio Poznań)

Pereira zwrócił też uwagę na bezkrytyczne powielanie wypowiedzi migrantów. „To bardzo niebezpieczne mechanizmy” – stwierdził w Radiu Poznań Samuel Pereira.

Bardziej wiarygodne jest dla niektórych cokolwiek, co powie taki cudzoziemiec, którego oni nie znają, a który łamie prawo, który zapłacił bardzo dużo pieniędzy za swoją podróż, a więc zrobi wszystko, aby dotrzeć do celu, który często używa własnych dzieci, narażając ich zdrowie w takiej sytuacji, i te osoby są dla niektórych bardziej wiarygodnym źródłem informacji, punktem odniesienia, zaufania, niż żołnierze, którzy chronią granicy.

Samuel Periera podkreśla, że w interesie Białorusi jest osłabianie zaufania obywateli do polskich instytucji oraz służb. Zdaniem dziennikarza, działania części mediów, także zagranicznych, które relacjonują wydarzenia z białoruskiego terytorium, wpisują się w narrację Aleksandra Łukaszenki. Wypowiedzi w polskich mediach nawołujące do wpuszczenia migrantów są z kolei powtarzane także przez media białoruskiego reżimu.

 

Roman Wawrzyniak: Państwo z uwagą prześledziliście media w Polsce opisujące konflikt na granicy z Białorusią. Jakie płyną wnioski z tej analizy?

Samuel Pereira: Przede wszystkim, jeśli chodzi o to, co się dzieje w sprawie granicy w niektórych mediach, to można odnieść wrażenie, że niektórzy tęsknią za tym, co się działo w sierpniu, chcieliby do tego wrócić, do sytuacji, w której dziennikarze żądali imion i nazwisk funkcjonariuszy straży granicznej, żeby ich napiętnować. Mówię tutaj na przykład o Grzegorzu Kajdanowiczu. Przypominam, że kiedy Władysław Frasyniuk nazwał żołnierzy śmieciami, to w odpowiedzi właśnie prowadzący rozmowę dał do zrozumienia, że jest czymś negatywnym, że nie znamy imion i nazwisk tych osób. Ale też jak zachowywali się posłowie. Wystarczy przypomnieć posłankę Jachirę, posła Sterczewskiego, polityków Lewicy, którzy przychodzili do funkcjonariuszy, poseł Sterczewski „skanował”, jak to określił, twarz funkcjonariuszy telefonem trzymanym przed twarzą żołnierzy. Tego typu sytuacje były niedawno na porządku dziennym. Trudno się spodziewać, że w tym momencie miałoby być inaczej, wydaje mi się, że w sytuacjach takich, jak widzieliśmy dzisiaj, szturmu na granicę, rzucania gazem, butelkami, kamieniami, kłodami drewna, trudno mi sobie wyobrazić, że dziennikarze stojący w najbliższej okolicy, po stronie polskiej, czyli za policją, nie byliby narażeni na to, że jeden dostałby nie daj Boże takim kamieniem i oczywiście nieszczęście murowane. Mielibyśmy sytuację, gdzie policja, wojsko, musiałoby nie tylko zajmować się ochroną granicy czy przeciwdziałaniem aktom agresji, ale jeszcze ochroną dziennikarzy, monitorowaniem, czy przypadkiem ktoś się nie zawieruszył w miejscu, w którym mógł dostać kamieniem.

„Gazeta Wyborcza” posunęła się nawet dalej i próbowała zrobić z polskich żołnierzy pijaków, nawet złodziei, pisała o „polskich obozach śmierci”. Jak daleko można pójść w tych kłamstwach i manipulacjach, bo to jest takie budowanie newsów na domniemaniach czy wyobraźni pseudoekspertów.

Trudno oczywiście powiedzieć, czy przy danej publikacji doszło do zdrady czy głupoty, ale faktem jest, że jeśli byśmy rok temu wyobrazili sobie taką sytuację ataku hybrydowego przy użyciu ludzi, to z pewnością, ludzie, którzy rozumieją mechanizmy rosyjskiej i białoruskiej dezinformacji, wiedzieliby, że zostaną wykorzystane dzieci i kobiety, przedstawiane jako poszkodowane i atakowane będą wszystkie kluczowe instytucje państwa polskiego, które w danym momencie reagują na kryzys. I dokładnie to obserwujemy. Czyli mamy sytuację taką, że jest atakowana policja, żołnierze, straż graniczna, wojska obrony terytorialnej, i dokładnie w momencie, w którym właśnie ci funkcjonariusze są narażeni na największe zagrożenie zdrowia i życia. Znam dziewczynę, której narzeczony jest żołnierzem, pojechał i jest cały czas w nerwach, stresie. Żołnierze mają rodziny, mają dzieci, a nagle po - powrocie do domu - muszą dzieciom opowiadać, że nie są terrorystami, mordercami, nie są śmieciami. Do tego doszliśmy. Pytanie oczywiście, czy dany dziennikarz, polityk, robi to z głupoty, czy to jest świadome i opłacane, to nie mi już dostrzegać, bo skutek jest taki sam.

Był też atak na wojska obrony terytorialnej, których żołnierze według gazety, mieli kazać migrantom klękać przy drodze i traktować jak bydło, po czym po interwencji okazuje się, że atak został usunięty. „Gazeta Wyborcza” pisała tak, co jest w ogóle kuriozalne: „Polacy znów, jak w czasie wojny, nic nie robią dla umierających ludzi”. To jest cytat.

Porównanie do obozów śmierci, Auschwitz, to już słyszeliśmy. Jest jakaś dziwna zła emocja, która kieruje pewną grupą wpływową polityczno-medialną, również celebrycką w Polsce, która każe w sposób bardzo wulgarny, agresywny, wypowiadać się o przedstawicielach instytucji chroniących bezpieczeństwo własnego kraju i brać na wiarę, a nawet przejaskrawiać cokolwiek, co powiedzą cudzoziemcy, którzy chcą nielegalnie przekroczyć polską granicę. Innymi słowy, bardziej wiarygodne jest dla niektórych cokolwiek, co powie taki cudzoziemiec, którego oni nie znają, a który łamie prawo, który zapłacił bardzo dużo pieniędzy za swoją podróż, a więc zrobi wszystko, aby dotrzeć do celu, który często używa własnych dzieci, narażając ich zdrowie w takiej sytuacji, i te osoby są dla niektórych bardziej wiarygodnym źródłem informacji, punktem odniesienia, zaufania, niż żołnierze, którzy chronią granicy. To są bardzo niebezpieczne mechanizmy. Jeśli spojrzymy szerzej, to zawsze było tak, że państwa ościenne, które są wrogie, bądź nieprzyjaźnie nastawione będą, niezależnie czy w czasie wojny czy w czasie pokoju, osłabiać zaufanie obywateli do kluczowych instytucji państwa, żeby w sytuacji kryzysu, ten brak zaufania utrudniał im pracę, osłabiał jej skuteczność. I to właśnie obserwujemy. Skutki kilku lat konkretnej polityki osłabiania czy też dezawuowania instytucji państwa.

Taką rolę pełnią nie tylko niektóre antypolskie media, ale też wspomniani celebryci, część z nich weźmie dzisiaj udział w koncercie, którego organizatorzy będą apelować o spełnianie marzeń Aleksandra Łukaszenki i uruchamiania korytarza humanitarnego. Jak Pan to skomentuje?

To wszystko są działania, które się wpisują idealnie w narrację Aleksandra Łukaszenki, bo wiadomo, że jesteśmy w sytuacji takiej, że wygraną bardzo często jest po prostu narzucenie narracji. Nawet nie stricte jakieś działania, tylko to, jak są one przedstawiane i odbierane w opinii publicznej. I to, co robią celebryci, ale także osoby - mogłoby się wydawać poważne, doświadczone, byli wojskowi - generał Skrzypczak, który wziął udział w klipie, gdzie otwarcie wzywano żołnierzy, żeby wypowiedzieli posłuszeństwo swoim zwierzchnikom w czasie kryzysu, i ten sam generał Skrzypczak mówi w jakimś wywiadzie, że w trzy dni byśmy zdobyli Białoruś i ten cytat, gdyż oglądałem wczoraj właśnie jedną z białoruskich telewizji, jest używany, żeby pokazać, że Polska jest agresorem i chciałaby zająć Białoruś. Tak samo są wykorzystywane marsze prouchodźcze, to również było tam pokazane, że są ludzie, którzy mówią, żeby uchodźcy wjechali do kraju. I argument, że dziennikarze, którzy stoją po stornie białoruskiej muszą przekazywać propagandę białoruską, jest jakąś aberracją, bo jest jednak jakaś odpowiedzialność dziennikarska, a poza tym, jeśli mówimy o relacjonowaniu co się dzieje w obozach migrantów, to trudno, żeby ta relacja była, gdzie indziej niż na Białorusi, skoro tam się znajdują. I tu pytanie do dziennikarzy, którzy bardzo by chcieli te relacje z tych obozów przekazywać, to niech pojadą na Białoruś, niech podejmą to ryzyko, chociaż ja bym do tego nikogo nie zachęcał. Ale też pytanie, dlaczego ci konkretni dziennikarze z CNN czy BBC mają nieskrępowany dostęp na teren Białorusi, kontrolowany przez reżim Łukaszenki i później przypadkowo przekazują w swoich relacjach propagandę Białoruską.

Pamiętajmy, że Łukaszenka miał dostęp do CNN, któremu udzielał przecież wywiadu. Idzie zima, są gdzieniegdzie dzieci, z pewnością będą wykorzystywane do podgrzewania konfliktu jeszcze nie raz. Co nas czeka w tej grze informacyjnej?

To jest ludzka tragedia. Ja sam jestem ojcem. Jak widzę te dzieci, które tam są trzymane, wykorzystywane de facto przez swoich rodziców, którzy nie czują jakiejś odpowiedzialności za zdrowie i życie własnych dzieci i zawsze tak było. Dzieci, jak są ofiarami, to są ofiarami działań rodziców, a niestety równie najczęściej swoich bliskich i w tym wypadku nie jest inaczej. I znowu pojawia się pytanie. W tej całej grupie jest chęć, żeby nawet za pomocą aktów agresji, przemocą, sforsować polską granicę, a nie ma chęci, żeby wrócić do swojego kraju i nawet jeśli żołnierze białoruscy próbują to zablokować, wywrzeć presję w drugą stronę. Na obecnym etapie ta grupa na granicy chce iść w jedną stronę.

Nawet kosztem dzieci.

Dokładnie. Być może ten rozsądek wróci.

https://www.radiopoznan.fm/n/fGhZgN
KOMENTARZE 0