Mężczyzna trafił do Szpitala Klinicznego przy ulicy Przybyszewskiego z powodu utraty czucia w nogach. Po przyjęciu partnerka pacjenta powiadomiła personel o jego chorobie. "Zostałem osobą naznaczoną" - opowiada Krzysztof Szulc.
W momencie przechodzenia z oddziału ratunkowego do oddziału neurologicznego wszędzie w dokumentacji miałem zaznaczone już HIV, HIV, HIV. A w momencie, kiedy zapadłem w śpiączkę, pielęgniarki nawet nie próbowały przynieść mi kaczki. Osoba, która się mną opiekowała, musiała sama przynosić rzeczy, żebym mógł załatwić swoje potrzeby
- mówi mężczyzna.
Pacjent trafił na salę z innymi chorymi. Jak twierdzi, przy jego łóżku była karta gorączkowa z adnotacją o HIV. Szpital zaprzecza, żeby doszło do ujawnienia danych i powołuje się na audyty oraz certyfikat z 2014 roku. Jednak według doniesień medialnych, w ostatnim czasie doszło do podobnej sytuacji. Inny pacjent z HIV z korytarza zobaczył swoją kartę gorączkową w dyżurce pielęgniarek.
Podczas pobytu Krzysztofa Szulca w szpitalu lekarze wykonali mu punkcję lędźwiową. Pacjent był wtedy nieprzytomny, a wcześniej nie wyraził zgody na zabieg. "Każdy pacjent ma prawo do zgody" - podkreśla Urszula Rygowska-Nastulak z Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Bez zgody pacjenta mogą być udzielane tylko te świadczenia, które wymagają niezwłocznej pomocy lekarskiej, albo które są związane z zagrożeniem życia lub zdrowia pacjenta albo z uszczerbkiem na jego zdrowiu
- mówi Urszula Rygowska-Nastulak.
Szpital tłumaczy, że była to sytuacja uzasadniona, ponieważ pacjent z HIV jest bardziej narażony na neuroinfekcje. Badanie nic jednak nie wykazało. Biuro rzecznika ma powołać biegłego w sprawie. Zbada też kwestie ujawnienia danych oraz innych możliwych niespójności w dokumentacji.
Śledztwo po zawiadomieniu od pacjenta prowadzi też poznańska prokuratura. Śledczy mają sprawdzić wszystkie wątki. Jak przekazał nam rzecznik prasowy prokuratury okręgowej, postępowanie dotyczy narażenia pacjenta na utratę zdrowia i niszczenia dokumentów.