Jak wspomina w książce "Prawdziwy Frank Zappa" dorastał w otoczeniu trujących gazów i materiałów wybuchowych, w przyszłości jego twórczość miała stać się jedną z najbardziej "wybuchowych" muzycznych propozycji wszech czasów - w jego przypadku pojęcie "muzyka rozrywkowa" nabrało zupełnie nowego wymiaru. Zabawiał swoją publiczność i siebie w sposób intensywny i z dużą częstotliwością - za jego życia ukazało się ponad 60 albumów podpisanych Frank Zappa.
W książce będącej naszym Tytułem Tygodnia opowiada m.in. o pierwszym albumie, jaki zobaczył na własne oczy w 1957 roku - zbiorze doo wopowych utworów wykonywanych przez czarnoskórych muzyków z okładką, na której była "grupka tańczących w deszczu konfetti bardzo białych nastolatków". To zestawienie dało mu do myślenia, podobnie jak znaleziony w gazecie opis innej płyty z "ciągłym brzmieniem perkusji, pełnym dysonansów i okropnym". Dobrze wyczuł, że dopisek "najgorsza muzyka na świecie" może oznaczać coś, co właśnie jemu będzie odpowiadać. Chwilę później przeżył pierwszy zachwyt twórczością niekonwencjonalną - awangardową płytą Edgarda Varese'a z perkusyjnymi eksperymentami, z powodu której po raz pierwszy w życiu usłyszał, że jest "porąbany". Były to słowa jego matki.
"Przez całe liceum, kiedy tylko ktoś do mnie wpadał, zmuszałem go do wysłuchania Varese'a - byłem przekonany, że jest to najlepszy test na inteligencję" - wspomina artysta. Podobnym testem na inteligencję były właściwie wszystkiego jego nagrania, przez wielu traktowane jako niezrozumiałe narkotykowe odloty. Tymczasem Zappa był zagorzałym przeciwnikiem wszelkich używek i regularnie wyrzucał ze swoich zespołów osoby, które paliły marihuanę czy nadużywały alkoholu.
Warto poznać bliżej człowieka, którego każda z kilkudziesięciu płyt stanowi spore wyzwanie dla słuchacza. Również dla koneserów jazz-rocka, przyzwyczajonych do ekwilibrystycznych popisów muzyków - te rzadko bowiem występują w towarzystwie form niemalże kabaretowych. A Zappa jako prześmiewca z natury nie zamierzał zrezygnować z komentowania rzeczywistości z przymrużeniem oka, czy często wręcz z pomocą wygłupów. Zdawał sobie sprawę z faktu, że jego specyficzne poczucie humoru automatycznie skazuje go na odrzucenie przez mainstream, ale nie dbał o to - miał swój świat, w który wierzył i swoją unikalną wizję artystyczną, którą pieczołowicie realizował. Monty Python muzycznego świata? Jeśli już, to w bardziej rozbudowanych formach, jeszcze bardziej bezkompromisowy.
Jak mówi tłumacz książki Jakub Kozłowski to nie tylko opowieść o wyjątkowym artyście, ale też - a czasami nawet przede wszystkim - o czasach, w których przyszło mu żyć i tworzyć. O jego niechęci do wszelkich konwencji, które dostrzegał w amerykańskim społeczeństwie, u amerykańskich elit i polityków. Codziennie o 14:15 zapraszamy na Tytuł Tygodnia w Radiu Poznań, w ramach którego usłyszą Państwo fragmenty rozmowy z twórcą przekładu, fragmenty książki, nie zabraknie też muzyki naszego bohatera.
Poniżej recenzja wydawnictwa autorstwa Franciszka Walerycha: