Oprócz wiedzy eksperckiej charakteryzuje ją społeczna wrażliwość. Ponieważ bardziej od projektowania i wznoszenia budowli interesuje ją sposób, jak kształtować przestrzeń i jaką moc oddziaływania na człowieka ona posiada, od lat w sieci – prowadząc m.in. blog, opisuje procesy i zjawiska, zachodzące na linii człowiek a miejsce do życia.
Nie od dziś wiadomo, że inżynieria budowlana może być i bywa ściśle powiązana z inżynierią społeczną. Pisanie Magdaleny Milert jednak podnosi naszą świadomość na temat tego, że rzeczy mogą być zorganizowane inaczej niż nam się zawsze wydawało lub wmawiało. Wyższa świadomość na temat organizacji i zagospodarowania przestrzeni miejskiej oznacza, że jako mieszkańcy możemy zacząć określać swoje potrzeby i wywierać wpływ na to, aby – we wspólnym, społecznym interesie – były zaspokajane.
Pod wieloma względami sposób patrzenia Magdaleny Milert zbieżny jest z pojęciem dostępności. Autorka na początku książki pisze: „Nadal zbyt często miastem rządzą plany powielające jeden model mieszkańca – młodego, sprawnego mężczyzny, pewnego swoich kroków i obecności w przestrzeni. Nic dziwnego, że w takich ramach brakuje przestrzeni dla kobiet, dzieci, seniorów czy osób z niepełno sprawnościami. Dla tych, którzy poruszają się wolniej i ostrożniej, miejsca jest jakby mniej.”
Chcąc zatem dowiedzieć się, jak działa miasto, podczas lektury książki doświadczymy miasta z perspektywy niewidomych oraz głuchych, ludzi z depresją czy rodziców z dziećmi, pokonującymi slalomy z pociechami w wózkach. Dowiemy się o wykluczającym braku, ale i nadmiarze – chociażby słońca. Od elementów drobnych do całkiem dużych i na odwrót – autorka próbuje zwrócić uwagę na autentyczne potrzeby mieszkańców miast. Wskazywanie białych plam na mapach ma ostatecznie – tak czytam tę książkę – prowokować do myślenia i działania, wprowadzania innowacji i uzdrawiania przestrzeni, a w konsekwencji, być może, nas.