NA ANTENIE: ONLY IF.../ENYA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Van Morrison w słodko-kwaśnej tonacji – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 17.06.2022 g.13:01  Aktualizacja: 17.06.2022 g.11:21
Poznań
Artystyczny kapitał Vana Morrisona jest ogromny. Został zgromadzony przez wiele lat, dzięki regularnie nagrywanym płytom i niezwykle pojemnej ofercie muzycznej. Van Morrison to rzadki przypadek muzyka, do którego pasują bardzo odległe określenia: irlandzki bard, muzyk rockowy, jazzman, poeta, śpiewak folkowy.
Van Morrison „What’s It Gonna Take” - Okładka płyty
/ Fot. Okładka płyty

W setkach utworów jakie stworzył artysta, splatały się zawsze elementy celtyckie, rock and rollowe, bluesowe i jazzowe. Najpierw z grupą Them wystrzelił kompozycjami takimi jak klasyczna „Gloria”, „Mystic Eyes”, „Here Comes The Night”. Jako solista podbił Amerykę piosenką „Brown Eyed Girl”. Gdy wydawało się, że wpadnie w wir i będzie się ścigał z konkurencją o najwyższe miejsca na listach przebojów, Morrison nagrał w 1968 roku bardzo osobisty, ambitny zestaw utworów na wspaniałym albumie „Astral Weeks”. Krok po kroku dyskografia Vana Morrisona zaczęła bić blaskiem klasycznych płyt „Moondance”, „Tupelo Honey”, „Saint Dominic Preview”, „The Irish Heartbeat” i wielu innych, godnych polecenia.

W ostatnich pięciu latach Van Morrison nagrywał nawet po 2 krążki w roku. W 2021 roku artysta wydał dwupłytowy album „Latest Record Project Volume 1”, prezentujący aż 28 jego własnych kompozycji. Rzeczywiście tworzenie piosenek dla Vana Morrisona wydaje się proste i naturalne. Melodie wypływają jedna po drugiej, każda chwytliwa, jakbyśmy je usłyszeli już wcześniej. Utwory utrzymane głównie w średnim tempie, z akompaniamentem kilku solowych instrumentów, organów, gitary, fortepianu, saksofonu. Bardzo często włącza się chórek z partiami żywcem przeniesionymi z przebojów sprzed wielu lat. Wszystko trąci trochę myszką, jakby muzyk żył w swojej ekologicznej bańce muzycznej. Z takim podejściem do tworzonej muzyki, artysta nie mógł liczyć na uwagę młodszego pokolenia. Dla świeżego ucha odbiorcy, płyty Irlandczyka wiały nudą, monotonią i nieznośnym smędzeniem.

W przypadku Vana Morrisona równie ważny był zawsze przekaz zawarty w tekstach piosenek. Z biegiem lat polubiłem tę refleksyjną nić przewijającą się coraz silniej w słowach jego niezliczonych nagrań. Śpiewał, że dawniej świat był lepszy, muzyka była bardziej wartościowa. Morrison wolał radio Luxembourg niż telewizję MTV, nie znosił współczesnego radia i telewizji. Z czasem powracanie do przeszłości i idealizowanie wszystkiego co za nami, zaczęło być lekko męczące, by nie powiedzieć monotematyczne. Van Morrison stał się nie tyle sarkastyczny co malkontencki i zrzędliwy, jak staruszek, któremu nic nie pasuje wokół i nie potrafi się powstrzymać przed zjadliwym komentowaniem wszystkiego.

I oto nie minął rok, a Van Morrison przedstawia swój 43. album studyjny z tytułem „What’s It Gonna Take”. Tym razem słuchamy 15 premierowych piosenek, w tym kilku skocznych i chwytliwych, paru nijakich oraz wielu jak zwykle wysokiej próby. Nie ma jednak ani jednej pozycji nie za długiej, zgrabnej, o potencjale przeboju. Van Morrison nie lubi ograniczeń i jego kompozycje trwają 5, 6 a często nawet 7 minut. Płyta słuchana ot tak bez skupiania się na tekstach, może sprawiać przyjemność i dać poczucie relaksu. Monotonię „bluesową” rytmu i nastroju, ożywia co jakiś czas bardziej energiczny kawałek.

Brzmienie muzyki wyważone, ładnie zgrywają się w różnych kombinacjach saksofon, organy i gitara. Pierwszy z brzegu przykład takiego melanżu dźwiękowego to nagranie „Can’t Go On This Way”. Do gustu może przypaść także instrumentalna strona nagrań, nawet jeśli jest pełna rutynowych zagrań i archaicznych patentów. Dobrym przykładem tego typu metody jest piosenka „Fodder For The Masses”.

Gdy jednak będziemy z uwagą słuchać o czym śpiewa Van Morrison i co chce powiedzieć słuchaczowi, robi się dziwnie. Właśnie strona „literacka” albumu budzi największe zastrzeżenia. Artysta widzi współczesny świat w czarnych barwach. Nie znajdziemy już miłosnych zwierzeń, romantycznej refleksji lub zachwytu nad czymkolwiek. Są tylko spiski, oszustwa, okropny facebook, wstrętne media i gorycz istnienia. Według Morrisona wirus Covid-19 był zamachem na wolność artysty, zakaz koncertowania odbierał jako terror wobec siebie. W otwierającym płytę utworze „Dangerous” wokalista wdaje się nawet w spór z ministrem zdrowia. Van Morrison nikomu nie wierzy, nikomu nie ufa. Taki słodko-kwaśny Van Morrison 2022. Płyty „What’s It Gonna Take ?” warto posłuchać i to nawet wiele razy. Bałbym się jednak usiąść w parku na ławce, na której siedziałby już Van Morrison.

https://www.radiopoznan.fm/n/rwk82I
KOMENTARZE 0