NA ANTENIE: Muzyczny Merkury
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Żołnierze "wyklęci" czy "niezłomni"?

Publikacja: 02.03.2020 g.10:15  Aktualizacja: 02.03.2020 g.15:31 Łukasz Kaźmierczak
Wielkopolska
Wczoraj obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Gościem Kluczowego Tematu - porannej rozmowy Radia Poznań był Kajetan Rajski - redaktor naczelny kwartalnika "Wyklęci" i badacz historii powojennego podziemia w Polsce.
Brygada-Swietokrzyska-Zolnnierze-Wykleci-wolnosc24
Fot.

Łukasz Kaźmierczak: W Radiu Poznań mieliśmy wieczorem koncert poświęcony żołnierzom niezłomnym - to jedna strona. Ale jest też druga strona - w Koninie mieliśmy protest lewicy przeciwko marszowi wyklętych. Lewica postulowała zgłaszanie na facebooku tego wydarzenia jako propagowanie nienawiści. Co pan na to?

Kajetan Rajski: Warto, żeby lewica uzgodniła w swoim gronie jedną postawę wobec powojennego podziemia niepodległościowego ponieważ w lutym 2011 roku, kiedy głosowano ustawę wprowadzającą to święto, SLD niemal w całości poparł ją.

To zaskakujące. To raczej nie są miłośnicy żołnierzy wyklętych.

Mało kto pamięta, że w 2011 roku Sejm głosował niemal w całości za. Tylko kilku było przeciwko wprowadzeniu tego święta.

W tym przypadku protestuje partia Razem, czyli radykalny odłam lewicy i mówi, że nie można maszerować w imię pamięci o zbrodniarzach wojennych.

Lewica próbuje się odwoływać do również elektoratu mundurowego, który nadal uważa żołnierzy wyklętych za bandytów. Propaganda komunistyczna jest wprost wyjęta z tamtych czasów. Przeczą temu opracowania naukowe, wspomnienia świadków. Wyciąganie jakichś pojedynczych historii i przekładanie ich na całość podziemia to błąd mający na celu zdyskredytowanie całego 10-tysięcznego ruchu partyzanckiego. Historycy szacują całość podziemia na 120-180 tysięcy ludzi.

Czy nie uważa pan, że trochę semantyczny błąd tkwi w tej nazwie "żołnierze wyklęci". To raczej powinni być żołnierze niezłomni.

Nazwa "żołnierze wyklęci" jest starsza, była stworzona w środowisku Ligii Republikańskiej, która od początku lat 90-tych starała się przypomnieć o zapomnianych bohaterach. Sami zainteresowani kombatanci stwierdzili, że ta nazwa jest poprawna i poprosili, żeby nie wprowadzać zamieszania. Żołnierze wyklęci zostają jako nazwa.

Jednak będę te jednostkowe historię wyciągał. Robert Biedroń był w zeszłym tygodniu w Hajnówce na spotkaniu poświęconym ofiarom oddziału Romualda Rajsa - słynnego Burego. Tam odczytano nazwiska 79 ofiar. Trudno powiedzieć, że tych ofiar nie było.

Nikt nie mówi, że ofiar nie było. Zachęcam do lektury książki pt. "Komendant Bury" z dokładną analizą, niemal godzina po godzinie, wydarzeń, które miały miejsce na przełomie stycznia i lutego 1946 roku. Była to pacyfikacja skomunizowanych wiosek białoruskich. Niestety, nad tym trzeba ubolewać, zginęła też ludność cywilna. Ale trzeba pamiętać, że w czasie II wojny światowej też ginęli cywile. Tak było też w czasie powstania styczniowego i innych insurekcji. To smutna strona realiów wojny. Analiza wydarzeń z 1946 roku pokazuje, że tam, gdzie osobiście przebywał kapitan Bury, nikt niewinny nie zginął. Niestety, doszło do zbiegu okoliczności, który doprowadził do śmierci także niewinnych cywilnych osób - nad tym trzeba ubolewać. Ale nie można kapitanowi Buremu przypisywać czystek etnicznych i wyznaniowych. W jego oddziale służyli Białorusini, prawosławni - jakaś nienawiść do tej grupy etnicznej byłaby absurdalna.

Robert Biedroń mówił, że jest coś gorszącego, kiedy zbrodniarz jest nazywany bohaterem, mówił o zbrodni ludobójstwa, a część historyków mówi, że to była zbrodnia nieumyślna.

Analizując dokładnie te wydarzenia z roku 1946, opracowania naukowe pokazują dokładnie, że tło było zupełnie inne i niestety zginęły tam też osoby cywilne, które były niewinne. Ale nie było to zamiarem tego oddziału. W przypadku pacyfikacji wiosek stosowano metodę, która może z naszej perspektywy jest straszna, ale żołnierze podziemia nie mieli innej formy ukarania miejscowości, które współpracowały z władzą okupacyjną, niż to, żeby podpalić dobytek. Celem nie było zabijanie ludzi. Nie nazwałbym kapitana Burego zbrodniarzem, tylko bohaterem.

Nie ma pan wrażenia, że po pierwszym okresie dosyć euforycznego podejścia do odkłamywania tej historii powojennego podziemia antykomunistycznego, trochę ta historia zaczęła odwracać. Nie ma takiego dobrego klimatu. Na pewno kojarzy pan uchwałę z Białegostoku, która pozbawiła jedną z ulic imienia majora Zygmunta Sendzielarza - słynnego Łupaszki. Nie jest już patronem ulicy.

Z tego, co wiem, jeszcze jest. Wojewoda uchylił tę uchwałę tamtejszej rady miejskiej. W najnowszym numerze kwartalnika "Wyklęci" zajęliśmy się tą historią. To są celowe, systematyczne działania mające na celu to, żeby dosprowadzić do usunięcia żołnierzy wyklętych z przestrzeni publicznej. W ciągu kilku ostatnich lat wydawało się, że dojdzie do dekomunizacji przestrzeni publicznej komunistycznych nazw ulic, placów, skwerów. Tymczasem powoli zaczynają być rugowani z tej przestrzeni publicznej żołnierze podziemia - nawet tak zasłużeni jak Zygmunt Sendzielarz, który walczył przeciwko kilku wrogom na terenie Wileńszczyzny. To byli nie tylko Niemcy, nie tylko partyzantka sowiecka, ale także Litwini, którzy kolaborowali z Niemcami.

Ale znów pojawia się ten zarzut. Większość Platformy Obywatelskiej w Białymstoku i białoruska mniejszość mówią, że Łupaszka dokonywał zbrodni na ludności cywilnej. Borys Budka mówi o zakłamywaniu historii. Pojawiają się takie argumenty.

To warto, żeby pan Budka zapytał ministra Siemoniaka dlaczego w 2014 jednej z jednostek Wojska Polskiego nadał imię Zygmunta Sendzielarza Łupaszki. Warto zapytać także posłów PO, dlaczego w 2006 roku głosowali za uchwałą w 55. rocznicę śmierci Łupaszki. Dla mnie jest to hipokryzja, że z jednej strony w 2006 i 2014 roku Łupaszkę honorowali, a teraz próbują go dezawuować.

Mamy kilkanaście lat i zmienia się zupełnie inercja historyczna. Chyba wtedy PO jednomyślnie poparła tę uchwałę...

Tak, zresztą przygotowałem też artykuł do pierwszego numeru kwartalnika "Wyklęci" poświęcony pracom w komisji kultury i środków przekazu, gdy debatowali nad uchwałą w 55. rocznicę śmierci majora Łupaszki. Muszą docenić wszystkich posłów Platformy Obywatelskiej, którzy jak lwy stawali w obronie majora Łupaszki przed posłami SLD, którzy byli jej przeciwni. Coś w międzyczasie się zmieniło.

Major Łupaszka i cała piąta wileńska brygada Armii Krajowej wymykają się stereotypom, bo trudno powiedzieć, że to byli tylko ziemianie, prawacy, endecy...

Bardzo krzywdzące jest takie uproszczenie, że żołnierze wyklęci to prawica. W tym powojennym podziemiu niepodległościowym, bardzo szerokim podziemiu byli ludzie o bardzo różnych poglądach. Największa organizacja okresu powojennego - zrzeszenie Wolność i Niezawisłość miała charakter centrowy, chadecki, zaznaczała demokratyczny charakter państwa, akceptację pewnych reform politycznych, społecznych, ekonomicznych i jednocześnie oparcie o fundamenty chrześcijańskiej. Major Józef Kuraś Ogień - dowódca zgrupowania partyzanckiego "Błyskawica", wbrew temu, co mówiła propaganda, nie był dowódcą oddziału NSZ, tylko był członkiem od 1934 roku Stronnictwa Ludowego. On nie miał poglądów prawicowych. W czasie wojny był w Ludowej Straży Bezpieczeństwa, a w słowie przysięgo z 1945 roku użył sformułowania "przysięgam wierność Polsce ludowej" - oczywiście nie w znaczeniu ważnym dla komunistów, ale w znaczeniu ludowym czy niepodległościowym. To było całe spektrum postaw - oczywiście było to również środowisko narodowe, endackie, narodowo-radykalne, ale nie możemy dokonać uproszczenia, że żołnierze wyklęci to prawica. Rotmistrz Witold Pilecki w czasie Powstania Warszawskiego walczył w kompani "Warszawianka", ugrupowaniu "Chrobry II", związanego z NSZ. Kiedy udawał się z Włoch do Polski to korzystał z trasy Konrada, wytyczonej przez kurierów NSZ, ale już w Polsce pojałtańskiej dokumenty wyrabiała mu struktura organizacyjna PPS WRN.

Jak bardzo historia wyklętych jest zakłamana? Z jednej strony mamy komunistyczną historiografię propagandową, a z drugiej strony jest niekiedy obecna hagiografia - często są to nieskalane pomniki.

Kilka lat temu żołnierze wyklęci trafili do popkultury, co niosło ze sobą pozytywy, ale też zagrożenia. W sferze popkultury trudno o dokładną analizę historii danej postaci, pochylanie się nad każdym wątkiem, natomiast w pracach historyków pokazywane są różne aspekty. Chodzi też o całościowe pokazanie tego podziemia walczącego o niepodległość. To jest ten fundament, w którym możemy się spotkać pomimo różnic politycznych. Nawet jeśli z obecnej perspektywy uznamy, że była to walka bez sensu, ponieważ nie mogła odnieść sukcesu, to jednak walka o niepodległość była prowadzona. W każdej armii świata zdarzają się przypadki marginalne, które nie zachowywały się odpowiednio. Ważna jest reakcja dowództwa, a mamy mnóstwo przypadków karania przypadków samowoli czy rabunków.

Czy wyklęci będą kiedyś łączyć?

Bardzo bym chciał, byli tam ludzie o różnych poglądach politycznych. Obawiam się, że tak nie będzie. Wiele osób nie chce uznać, że PRL nie był formą państwowości polskiej, a uznanie żołnierzy wyklętych jako bohaterów jest zaprzeczeniem tej narracji, w związku z tym wydaje mi się, że temat żołnierzy wyklętych nie będzie łączył Polaków, choć szkoda.

https://www.radiopoznan.fm/n/ipq7sC
KOMENTARZE 0