- Przypomnę, że termin ten został użyty publicznie w 1993 roku podczas prezentacji wystawy, przez historyka Leszka Żebrowskiego. Powiedziano o tej całej grupie żołnierzy podziemia niepodległościowego "Żołnierze Wyklęci". Trzy lata później była książka Jerzego Ślaskiego, w której również ten termin się pojawił. My dziś mówimy: Żołnierze Wyklęci, Niezłomni, Żołnierze Polskiego Podziemia Niepodległościowego, Antykomunistycznego - tłumaczyła Marta Szczesiak-Ślusarek.
- Zapomnieni byli celowo. To działalność propagandy komunistycznej, miała na celu zakryć prawdę o żołnierzach, którzy nie godzili się na sposób rządzenia państwem, na dominację sowiecką, komunistyczną, narzucenie nowej władzy i przypomnę, że do powstania solidarności był to masowy ruch takiej niezgody, walki różnymi sposobami, nie tylko z bronią w ręku, protestu przeciwko nowej władzy. Przez lata ukrywano tą pamięć, nie wolno było głośno mówić o wyklętych, nie wolno było wspominać i upamiętniać ich, przykładem tego może być chociażby fakt, że ukrywano miejsca pochówków bohaterów drugiej konspiracji i do dzisiaj wiele jeszcze z tych miejsc jest nieznanych - mówiła.
- Mimo wielu lat badań i działań edukacyjnych do tej pory spotykamy się z takimi uogólnieniami, czyli są ludzie, którzy mówią, że wyklęci to bandyci, a są tacy, którzy mówią, że bohaterowie. Oczywiście mówimy o zjawisku masowym, dotyczącym około 200 tysięcy ludzi. Wśród nich niewątpliwie znajdują się tacy, którzy dokonywali zbrodni, które nierzadko nie są wytłumaczalne, albo rozumiane w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Szczesiak-Ślusarek dodała, jednak, że myśli, iż to mały procent. Powołała się na słowa doktora Tomasza Łobuszewskiego z Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, który jest badaczem tego zjawiska. Twierdzi on, że w skali masowej ważne jest jaki był stosunek dowódców oddziałów konspiracyjnych.