NA ANTENIE: URODZINY/EDYTA BARTOSIEWICZ
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

UE-Rosja: Niezasłużony kredyt zaufania

Publikacja: 01.07.2021 g.22:05  Aktualizacja: 01.07.2021 g.18:03
Świat
Felieton Aleksandry Rybińskiej.
flaga unii unia europejska ue
Fot.

Na szczycie Unii Europejskiej, który odbył się pod koniec ubiegłego tygodnia w Brukseli odrzucono forsowany przez Niemcy i Francję pomysł złożenia Władimirowi Putinowi oferty rozmów. Opór postawiły władze państw Europy Środkowej i Wschodniej, w tym Polska, ale także Szwecja, Dania czy Holandia. Niekoniecznie z tych samych powodów. Podczas gdy Polska i kraje Bałtyckie były przeciwne wynagradzania Rosji za jej niezmiennie agresywną politykę, nasi północni sąsiedzi zablokowali propozycje tandemu niemiecko-francuskiego bo zostali nią zaskoczeni. Ich sprzeciw był tym większy iż Berlin nie wyjaśnił dlaczego nagle uznał, że należy zorganizować szczyt UE-Rosja, ani jakie korzyści miałyby z takiego spotkania wyniknąć. Pojawiły się podejrzenia, artykułowane zresztą otwarcie przez niektórych unijnych przywódców, że kanclerz Angela Merkel nie chciała być gorsza od prezydenta USA Joe Bidena, który 16 czerwca spotkał się z Putinem w Genewie w nadziej na reset w stosunkach Waszyngtonu z Moskwą. Pani kanclerz zresztą sama to zasugerowała mówiąc przed szczytem UE w Bundestagu, że skoro prezydent USA może spotkać się z Putinem, „to tym bardziej mogą to zrobić europejscy przywódcy”.

Frustracja Berlina oraz europejskich mediów, przychylnych wznowieniu dialogu z Kremlem, była jednak skierowana wyłącznie w stronę Polski i krajów Bałtyckich. Padły zarzuty o niszczenie jedności europejskiej i uniemożliwianie powstania wspólnej polityki zagranicznej UE. Podobne słowa padły z ust pani kanclerz, która, zaznaczyła, że chciała zbudować zjednoczony front wobec Rosji. Zarzuciła swoim partnerom „brak odwagi”. Tymczasem pomysł zorganizowania unijnego szczytu z Putinem był nad wyraz kuriozalny. Niektórzy eksperci twierdza, że Berlin i Paryż chciały skorzystać z okazji bezpośredniego spotkania z gospodarzem Kremla by wywrzeć na niego presję w kilku kluczowych kwestiach, choćby kwestii Białorusi. To najbardziej korzystna dla obu stolic interpretacja, sugerująca, że ten ruch był głęboko przemyślany. A tak raczej nie było. Francja i Niemcy zwyczajnie uznały, że skoro mają wspólne interesy z Kremlem, a Joe Biden spróbował resetu, to czemu nie oni. Tymczasem wciąż nie wiadomo co wyniknie z rozmów prezydenta USA z Putinem. Poprzednie próby resetu podejmowane przez George’a Busha, czy Baracka Obamę, legły jak wiadomo w gruzach, bo Rosja nie była zainteresowana poprawą relacji z Zachodem. I nic nie wskazuje na to, by teraz było inaczej. Kreml stosuje wobec Brukseli od lat starą, sprawdzoną metodę „dziel i rządź”, zacieśniając więzi z pojedynczymi krajami członkowskimi europejskiej wspólnoty. Zepsuty i rusofobiczny Zachód pełni także ważną funkcję w wewnętrznej polityce Rosji. Kreml uważa, że rozwiązanie konfliktów z Zachodem osłabiłoby pozycję Moskwy, a częste i groźne demonstracje siły militarnej oraz działania hybrydowe to jedyny sposób na to by była ona traktowana poważnie. Rosja nie chce być stabilnym i przewidywalnym partnerem Unii Europejskiej czy USA bo nie leży to w jej interesie. Nie ma żadnych powodów by sądzić, że zajdą tu jakiekolwiek zmiany.

Tymczasem Paryż i Berlin były gotowe, mimo braku koncesji ze strony Kremla, wpuścić Putina z powrotem na europejskie salony. Nie zostałoby to zinterpretowane przez gospodarcza Kremla inaczej niż jako oznaka słabości Unii Europejskiej. Rosja, która nie zmieniła o jotę swojego zachowania, miałaby zostać nagrodzona za to powrotem do stołu negocjacyjnego. Francusko-niemiecka propozycja nastąpiła ponadto po opublikowaniu w niemieckim tygodniku „Die Zeit” skandalicznego artykułu autorstwa rosyjskiego prezydenta, w którym przedstawił on Rosję jako zbawcę Europy w czasie II wojny światowej i proponował Niemcom, m.in. w ramach zadośćuczynienia za ich zbrodnie na narodzie rosyjskim, by połączyli Unię Europejską ze zdominowaną przez Moskwę Unią Euroazjatycką. Europa od Bretanii po Władywostok. Gdzieś pomiędzy są kraje Europy Środkowo-Wschodniej, ale kto by się przejmował takimi szczegółami.

Z perspektywy Polski jest to dwojako niebezpieczne: po pierwsze Paryż i Berlin dały swoim posunięciem wyraźnie do zrozumienia jak wyglądałaby wspólna polityka zagraniczna Unii Europejskiej, gdyby ziściły się marzenia szefa MSZ Niemiec Heiko Maasa o zniesieniu weta w Radzie Europejskiej. Wspólny interes europejski nie może polegać wyłącznie na tym co opłaca się Niemcom czy Francuzom. Po drugie oba kraje wywierały presję na państwa Europy Środkowo-Wschodniej, nie oferując im nic w zamian. Miały się zgodzić na propozycje francusko-niemieckiego tandemu, a jeśli nie, to Paryż i Berlin i tak przeforsują swoje interesy, co otwarcie zasugerował Emmanuel Macron, mówiąc, że regularnie spotykał się z Putinem, i dalej będzie to robił. A skoro niektóre kraje nie chcą uczestniczyć w potencjalnym szczycie UE-Rosja, to odbędzie się on zwyczajnie bez nich. A to, że pogłębi to podział między Wschodem a Zachodem w UE, francuski prezydent jest gotów zaakceptować. Taki podział leży oczywiście w interesie Kremla, który od dawna dzieli Europę na tą lepszą i tą gorszą. Niestety nowa administracja w Waszyngtonie przyczyniła się, i to niemało, do próby europejskiego resetu z Rosją. Biden wyciągnął rękę do Putina, licząc, że zapewni mu to względny spokój na Wschodzie Europy, aby móc skoncentrować się na Chinach. Jest jednak mało prawdopodobne by Putin miał ochotę siedzieć cicho. Tymczasem ponowny zwrot USA w kierunku Azji i Pacyfiku, praktykowany już za prezydentury Baracka Obamy, będzie sygnałem dla Moskwy, że Amerykanie zamierzają zaniedbywać bezpieczeństwo europejskie. Jest to poważny błąd, tym bardziej, że partnerzy zachodnioeuropejscy USA, o których względy Biden tak usilnie zabiega, wcale nie zamierzają zrezygnować ze współpracy, szczególnie handlowej, z Chinami. Polityczne posunięcia Bidena ostatnich tygodni wyglądają więc bardziej na myślenie życzeniowe, niż przemyślaną i spójną strategię i zadają kłam jego zapowiedziom o nowej polityce zagranicznej USA opartej o liberalne wartości. W końcu Putina trudno nazwać kryształowym demokratą. Może to USA drogo kosztować, ale rykoszetem uderzy niestety także w nas.

Aleksandra Rybińska

https://www.radiopoznan.fm/n/k4LCCS
KOMENTARZE 0