To miał być spokojny, nieskomplikowany, wręcz nudny sezon. W wyniku reformy i powiększenia Ekstraklasy, w tym roku będzie tylko jeden spadkowicz i ten już dawno został „ustalony". Fachowcy jednoznacznie wskazywali na Wartę jako na klub najbiedniejszy, nie posiadający przyzwoitego stadionu i najsłabszy personalnie. Na szczęście przy Drodze Dębińskiej nie podzielono tego poglądu i robili swoje.
Warta nie przestaje zadziwiać.
W każdym moim tekście poświęconym Zielonym podkreślam, że Warta to najbardziej romantyczny projekt w Ekstraklasie i nie inaczej będzie tym razem. Wbrew wszelkim przeciwnościom panowie robią swoje i coraz lepiej im to wychodzi. Właśnie wygrali swój jedenasty mecz w sezonie. Nieźle jak na murowanego kandydata do spadku.
Warta wygrała z Wisłą w Krakowie pierwszy raz od 74 lat i nie przypadkiem o tym wspominam. W 1947 Warta wygrała w Krakowie 2:0 i po raz drugi została mistrzem Polski.
Warto o tym pamiętać, bo Warta nie jest jakimś prowincjonalną drużyną na dorobku, tylko jest wielkim polskim klubem ze wspaniałą historią.
Niestety nie mieli szczęścia do PRL-u. Jako „klub wildeckich kupców" popadł w niełaskę i systematycznie spychany był w drugo i trzecioligowy niebyt.
Wróćmy do teraźniejszości. W Krakowie Warta nie tylko zdobyła trzy punkty, ale też, na pięć kolejek przed końcem sezonu, zapewniła sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Jesteśmy świadkami niebywałej historii i tak naprawdę to nie wiadomo, gdzie ona się skończy.
No właśnie, co dalej
Aż strach pomyśleć, co jeszcze może się zdarzyć. Do końca zostało jeszcze pięć kolejek, a Zieloni już nie raz w tym roku udowodnili, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.
2 maja Raków Częstochowa i Arka Gdynia zagrają finał pucharu Polski. W przypadku wygranej faworyzowanego Rakowa, czwarte miejsce w lidze zapewni udział w europejskich pucharach. Warta w pucharach? Aktualnie jest szósta i do owego czwartego miejsca brakuje jej ledwie dwóch punktów. To się dzieje naprawdę, Zieloni mają całkiem realną szansę zagrać w pucharach.
Osiągnęli w tym sezonie dużo, znacznie więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, jednak wciąż nie mają dość. Przy Drodze Dębińskiej coraz częściej słychać, że „sky is the limit", czyli, że limitem jest niebo i bardzo dobrze, niech ta piękna historia trwa.
Krzysztof Spanily