Frekwencja pozwala nazwać te targi jedną z największych imprez masowych w ostatnim czsie w powiecie konińskim. Wyroby z wikliny, rękodzieło ludowe, sadzonki i przysmaki lokalnej kuchni zwabiły tysiące zwiedzających. Celem targów jest promocja rękodzieła, sztuki ludowej i ginących zawodów, stąd - co roku kilku wystawców wyjażdża z Wierzbinka z nagrodami w powyższych kategorach.
W tym roku jedna z nagród pojedzie pod Rzeszów, skąd - z transpotem wyrobów z wikliny przyjechał pan Lucjan Szewczyk.
Mam działalność gospodarczą, ale zajmuję się rękodziełem ludowym, wyrobami z wikliny od 30 lat, bez mała. Nadal można się z tego utrzymać pod warunkiem, że się samemu wyplata. Natomiast nie ma już chałupników, ci starsi się za to nie biorą, no i handlowcy mają gorzej, a tak jak my się tym zajmujemy rodzinnie, to można z tego żyć. Może to wyglądać jak robota taśmowa, to dlatego, że robi się po kilka sztuk, nie robi się pojedynczo, ale nigdy nie są to długie partie, tylko po kilka sztuk
- mówił pan Lucjan.
"Przyszłość takich targów stoi pod znakiem zapytania" - mówił pan Lucjan. Nie opłaca się jeździć, takie same stawki są przy sprzedaży przez internet, a nie trzeba sie ruszać z domu. Pod znakiem zapytania stoi też ciągłość zawodu w rodzinie Szewczyków.
Nie będę swoich dzieci namawiał do wyplatania
- zastrzega się wikliniarz.