Sąd nie miał wątpliwości, że Ukrainka przed rozpoczęciem pracy nie została właściwie przeszkolona, a magiel nie był właściwie zabezpieczony.
Alona Romanenko, która do sądu przyszła z mężem, po ogłoszeniu wyroku się rozpłakała.
Bardzo się cieszę, że to się wreszcie skończyło. Nie mogę mówić, łzy same lecą. Naprawdę, ile mnie to kosztowało zdrowia, te cztery lata
- mówiła pokrzywdzona.
Oskarżony ani razu nie przeprosił, ani razu
- mówił mąż kobiety.
Jestem bardzo zadowolona z wyroku. Na razie nie pracuję, bo na razie nie mogę pracować, nie mam na razie zdrowia
- mówiła Alona Romanenko.
Sąd uwzględnił apelację prokuratora i podwyższył kwotę orzeczonej nawiązki na rzecz pokrzywdzonej. Mając na uwadze okoliczności zdarzenia i olbrzymie cierpienie z nim związane ta nawiązka nie może być uznana za nadmierną
- mówił sędzia Antoni Łuczak.
Sędzia Antoni Łuczak nie tylko podwyższył kwotę nawiązki, ale też obniżył oskarżonemu karę. Skazał pracodawcę Ukrainki nie na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu, ale na 7 miesięcy w zawieszeniu. Sąd ustalił, że kobieta nie została zatrudniona na umowę o pracę, ale umowę - zlecenie, stąd niższy wyrok dla Roberta S.
Do tragicznych wydarzeń w zakładzie doszło ponad cztery lata temu. Podczas maglowania pościeli maszyna wciągnęła rękę kobiety i zmiażdżyła. Trzeba było ją amputować. Od tego czasu Alona Romanenko próbuje wrócić do normalnego życia. Nadal odczuwa skutki wypadku. Razem z mężem chce zostać w Polsce.