Jak przekazał nam Michał Surma, dla niego najważniejsze jest to, że nikomu nic się nie stało, a właściciel zapewnia, że wszystko jest już zabezpieczone. Przy czym nazwy lub nazwiska właściciela włodarz nam nie podał, bo - jak zapewniał - nawet jej czy jego nie zna.
Dobieszczyzna to bardzo rozległa wieś, a feralny wiatrak obok dwóch innych stoi na polu, na uboczu. Dojechać można do niego tylko polnymi drogami.
Pod wiatrakiem dziś nie ma śladu po śmigle. Właściciel pola nie odbiera od nas telefonu. Pod uszkodzonym wiatrakiem zastaliśmy jednak dwóch mężczyzn w białym dostawczaku na poznańskich numerach rejestracyjnych. Nie chcieli powiedzieć kim są oraz co robią w tym miejscu.
- Naprawdę proponuje opuścić ten teren, bo niewskazane być tutaj.
- Czyj to jest wiatrak?
- Nie mam pojęcia
- powiedzieli w rozmowie z naszym reporterem.
Odpadnięcie śmigła mieszkańcy komentują z obawami, bo pod wiatraki podjeżdżają z ciekawości dzieci. Miejscowi dziwią się, że te tereny nie są ogrodzone.