NA ANTENIE: FORGIVE ME FRIEND (2019)/SMITH & THELL, SWEDISH JAM FACTORY
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Dr T. Zych: Fundacja Batorego stała się takim hubem, który finansuje organizacje o ideologicznym zaangażowaniu

Publikacja: 22.01.2021 g.21:16  Aktualizacja: 22.01.2021 g.22:10
Poznań
O ogromnych pieniądzach z Funduszy Norweskich przeznaczanych dla propagatorów aborcji, ruchów lewicowych i LGBT. Gościem Wielkopolskiego Popołudnia był wiceprezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, członek Komitetu Ekonomiczno – Społecznego przy Unii Europejskiej, dr Tymoteusz Zych.
dr tymoteusz zych - Kacper Witt
Fot. Kacper Witt

Roman Wawrzyniak: Skąd różnej maści lewicowe organizacje promujące aborcję, czy ideologię LGBT, mają na to pieniądze?

Dr Tymoteusz Zych: Oczywiście trudno sprowadzić do jednego źródła, bo pieniądze pochodzą także od prywatnych darczyńców, ale przez lata wielka część z organizacji o bardzo silnym nacechowaniu ideologicznym otrzymywała środki publiczne. W tym także środki norweskie, które potocznie kojarzą się z nazwą obcego kraju, ale są przekazywane w Polsce w oparciu o umowę międzynarodową. Ta umowa zakłada, że w zamian za to, że norweskie przedsiębiorstwa mogą uczestniczyć w rynku unijnym, w tym polskim, bez barier celnych i ochronnych, Norwegia przekazuje określone pieniądze na rozwój gospodarczy, zrównoważony, jak to zostało określone w tej umowie, a także na rozwój organizacji obywatelskich.

Ale to rozdawnictwo pieniędzy odbywa się za pomocą różnych fundacji, w tym Fundacji Batorego, prawda?

Rzeczywiście. Tutaj mamy tą kluczową rzecz. Ja dlatego zwracam uwagę na status tych środków, bo one nie są bynajmniej darowizną obcego państwa, tylko są zwykłymi środkami publicznymi, które Polska przyjmuje. W założeniu mają one budować potencjał gospodarczy i społeczny naszego kraju. One są nawet ustawowo zdefiniowane, jako środki publiczne. Duża część tych środków jest wydatkowana przez rząd na rozwój wymiaru sprawiedliwości, rozwój lokalny, na remonty zabytków, ale część jest rozdawana przez organizacje pozarządowe. W kolejnych dwóch perspektywach, łącznie 10 lat, tę rolę powierzono Fundacji Batorego występującej w różnych konsorcjach. Przypomnijmy, że ta fundacja jest jedną z najstarszych organizacji tego typu działających w Polsce. Została założona aktem notarialnym, podpisanym w 1987 roku w Nowym Jorku przez amerykańskiego miliardera Georga Sorosa znanego ze swoich lewicowych poglądów. Założył on też podobne fundacje w innych krajach Europy Środkowej. Podobna organizacja funkcjonowała chociażby na Węgrzech, gdzie już nie działa, bo została przeniesiona. Działają także w Czechach, Słowacji i moglibyśmy wymieniać wszystkie kraje naszego regionu. Fundacja miała ogromny wpływ na proces przemian ustrojowych w latach ’90, a także na kształtowanie się pewnego ładu politycznego. Od samego początku każda z tych fundacji była mocno zaangażowana w dyskurs społeczny po stronie liberalno-lewicowej. W ostatnich latach ma to swoje przejawy we wspieraniu, także finansowym, pieniędzmi nie tylko pochodzącymi od Georga Sorosa, czy od jego Open Society Foundation, ale także innymi środkami, które Fundacja Batorego pozyskała. Wspierane są między innymi organizacje podważające prawną ochronę życia, czy organizacje tworzące polityczny ruch LGBT, ale też organizacje, które kwestionują obecność religii w życiu publicznym, a nawet dopuszczalność tego, żeby religia była w życiu publicznym obecna. To są także organizacje, które w jakiś sposób niejednokrotnie kwestionują potrzebę podtrzymywania tożsamości narodowej, czy kulturowej Polski i innych krajów naszego kręgu cywilizacyjnego. Fundacja Batorego stała się takim hubem, który za pomocą nie tylko własnych środków, ale też pozyskanych od różnych darczyńców, a w niektórych przypadkach także środków publicznych, tak jak w przypadku środków norweskich, finansuje organizacje o ideologicznym zaangażowaniu.

Trzeba powiedzieć, że robi to przy opuszczonej kurtynie. Rozdysponowuje te środki, nie ujawniając na co one idą i to stało się też powodem tego, że od kilku lat próbowaliście przed sądami dowieść, że fundacja powinna ujawnić, jak to finansowanie wygląda. Teraz mamy taką sytuację, że sąd zobowiązał fundację do ujawnienia tego, na co idą pieniądze. Czy to już się stało?

To, co jest najważniejsze, to rozróżnienie dwóch działalności Fundacji Batorego. Dzielenia innych organizacji w oparciu o darczyńców prywatnych i dysponowania środkami publicznymi. W tym pierwszym zakresie rzeczywiście Fundacja Batorego nie ma obowiązku, żeby dzielić się informacjami na temat tego, skąd środki pochodzą i komu są przekazywane. To jest szacunek do sfery prywatnej, chociaż w niektórych krajach toczą się dyskusje, czy takie zagraniczne transfery na działalność polityczną nie powinny być ujawniane, ale w Polsce prawo takich przepisów nie przewiduje. Druga sfera, to jest ta sfera publiczna i tutaj obowiązuje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Jeżeli ktoś dysponuje publicznymi pieniędzmi, to powinien podać szczegółowe informacje na temat sposobu w jaki zostały te środki rozdysponowane. Tutaj Fundacja Batorego faktycznie podała w końcowym raporcie do kogo środki z funduszy norweskich trafiły, ale nie odpowiedziała na szereg ważnych pytań dotyczących tego, dlaczego akurat do tych organizacji pieniądze zostały przekazane, a także szczegółowych kryteriów, ile punktów dostały poszczególne projekty, kto je oceniał. Nie wszystkie, ale w istotnej części to są organizacje, które politycznie, czy ideologicznie bardzo zaangażowane. Z drugiej strony nie widzieliśmy innych organizacji, o innym nastawieniu do tych problemów, czyli organizacji broniących rodziny, małżeństwa, pro-life, czy tych, które podkreślają znaczenia tradycji patriotycznych, czy wspólnych tradycji klasycznych Europy. Tego nie było. Taki wniosek ze szczegółowymi pytaniami skierowaliśmy do Fundacji Batorego. On nie doczekał się odpowiedzi. Co więcej usłyszeliśmy od Fundacji Batorego dość absurdalną argumentację, że te pieniądze nie są środkami publicznymi, chociaż z ustawy wynika, że są, a także z szeregu innych dokumentów i protokołów ze wspólnej komisji polsko-norweskiej, które przedstawiliśmy, a które jasno określają te środki jako publiczne. Co więcej, Fundacja Batorego, żeby uniknąć podania tych informacji, uciekała się do całego szeregu dziwacznych wybiegów, bo najpierw przesłała nam odpowiedź podpisaną przez dyrektor fundacji, że odmawia udzielenia tych informacji, a kiedy wszczęliśmy postępowanie sądowe, to powoływała się na to, że dyrektor, która podpisała ten dokument, nie była do tego umocowana, dlatego nie można zaskarżyć tej decyzji.

Rozumiem, że Pan mógłby nam te zawiłości prawne długo tłumaczyć, bo sama droga do wyjaśnienia tych nieporozumień dość długa.

Prawda. Wymieniam tylko niektóre z wybiegów, jakie były stosowane. Mówimy o okresie ponad 2,5 roku od kiedy sam wniosek został złożony. W końcu przed kilkoma tygodniami zapadł wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który jasno mówi, że te dane powinny zostać przez Fundację Batorego ujawnione i nie ma żadnych wątpliwości co do statusu tych środków. One są środkami publicznymi, dlatego podlegają polskiej ustawie. Niestety Fundacja Batorego postanowiła nie stosować tego wyroku, bo przysługuje im jeszcze jeden środek odwoławczy, czyli skarga do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Prawnicy Fundacji Batorego już zapowiedzieli, że będą z tego środka korzystać. Czeka nas jeszcze batalia.

O jakich kwotach mówimy?

Mówimy o budżecie norweskim, dotyczącym finansowania organizacji pozarządowych, co jest tylko częścią kwot, które zostały Polsce przekazane. Łącznie te kwoty to jest ok. 4 mld złotych w perspektywie 5 lat. To jest około 10 proc. całości. Mówimy o dwóch różnych perspektywach. 4 mld w pierwszej i nowa perspektywa, która obecnie trwa. W jednym i drugim przypadku jedna dziesiąta jest przekazywana na organizacje pozarządowe. Fundacja w obu przypadkach występuje jako organizacja, która rozdaje pieniądze, tylko w różnych konfiguracjach z innymi partnerami.

Ze ściśle określonymi partnerami, czy organizacjami. Chciałem zapytać o sprawę ciężko chorego i głodzonego na śmierć przez brytyjski sąd i szpital Polaka. Państwo byliście, z tego co mi wiadomo, jednymi z pierwszych, którzy okazali wsparcie prawne rodzinie w Polsce. Polski rząd zapewnia, że helikopter do transportu Sławomira R. już czeka i ma być próba wydostania go ze szpitala. Jaką Pan ma wiedzę na ten temat?

Rzeczywiście prawnicy Instytutu Ordo Iuris występują jako pełnomocnicy rodziny Pana Sławomira w szczególności w postępowaniu przed Komitetem ds. Praw Osób Niepełnosprawnych ONZ, gdzie także złożyliśmy odwołanie, licząc na to, że komitet wstrzyma decyzję brytyjskiego sądu. Wiemy, że Pan Sławomir jest w ostatnich tygodniach w coraz lepszym stanie. Pierwotnie twierdzono, że znajduje się w stanie wegetatywnym, śmierci mózgu, że nie ma najmniejszych szans. Tymczasem chociażby nagrania, czy wyniki badań diagnostycznych pokazują, że to już jest w tej chwili stan minimalnej świadomości. Jego sytuacja się poprawia. Płacze, reaguje na bodźce zewnętrzne, zaczął sam oddychać i nie potrzebuje respiratora. Sytuacja jest rozwojowa. Oczywiście jest mała szansa, że wróci do pełnej sprawności, ale jest istotna szansa, że będzie można z nim w przyszłości rozmawiać i kontaktować się. Polska klinika Budzik deklaruje, że jest gotowa Pana Sławomira przyjąć i podobnie inne polskie szpitale. Znaczna część rodziny w tym matka i rodzeństwo bardzo chcą, żeby terapię kontynuować. Chory ma na gruncie prawa międzynarodowego prawo do życia i terapii. Z przyczyn całkowicie niezrozumiałych angielski szpital i wymiar sprawiedliwości nie chcą się na to zgodzić.

Dzisiaj pojawiły się informacje, że sędzią, który decydował o tym wszystkim był sędzia, który miał praktyki w organizacjach wspomnianego przez nas George’a Sorosa, ale zostawmy to. Chodzi o Polaka. Czy paszport dyplomatyczny wystarczy? Uda się go ściągnąć do Polski?

Sytuacja jest precedensowa. Nie mówimy o utartej ścieżce prawnej, która byłaby do tej pory przetestowana. Myślę, że warto skorzystać z każdego, dostępnego środka. Wiemy, że angielski sąd pozostał głuchy na zewnętrzne opinie lekarzy. Nawiasem mówiąc opinie, które musiały być wydane zaocznie na podstawie nagrań i badań, bo ci lekarze nie zostali wpuszczeni do samego szpitala. Kolejne wnioski były rozpatrywane w tym samym składzie, jednoosobowo przez tego samego sędziego, co w Polsce przy naszych ramach proceduralnych, byłoby co do zasady nie do pomyślenia. Ten sąd nie dawał szans na pozytywne rozstrzygnięcie. Są kolejne odwołania do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Komisji ds. Praw Osób Niepełnosprawnych ONZ. Te postępowania cały czas się toczą. Nie udało się uzyskać środków tymczasowych, czyli wstrzymania tych decyzji angielskich. Jak najbardziej na pochwałę zasługuje inicjatywa polskiego ministerstwa sprawiedliwości, a także polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, czyli próbie nadania statusu dyplomatycznego Panu Sławomirowi. Mówimy o precedensie i prawie dyplomatycznym, które opiera się na dobrej woli dwóch stron, czyli nie tylko państwa, które wysyła osobę ze statusem dyplomatycznym, ale też państwa przyjmującego. W tej sytuacji będzie potrzebne minimum dobrej woli ze strony władz brytyjskich do tego, żeby tę sprawę przeprowadzić. Przy takiej determinacji polskiej opinii publicznej, prawników i polskich władz można mieć nadzieję, że uda się Pana Sławomira sprowadzić do Polski.

https://www.radiopoznan.fm/n/j8GtXw
KOMENTARZE 0