NA ANTENIE: Pół na pół
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Zabytkowy rewolwer - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 11.11.2022 g.13:01  Aktualizacja: 10.11.2022 g.20:14 Ryszard Gloger
Poznań
Muzyka zespołu The Beatles pozostaje ciągle żywa i fascynująca. Od lat wielu specjalistów zajmuje się odkurzaniem spuścizny nagraniowej „czwórki z Liverpoolu”. Mimo, że to zamknięty rozdział twórczości zespołu, który nie istnieje od ponad pół wieku, ciągle rynek płytowy kusi nowymi wydawnictwami. Na dobrą sprawę, oryginalne wersje nagrań The Beatles od strony technicznej, bronią się i brzmią jak na współczesne standardy przyzwoicie.
The Beatles „Revolver” - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

Inżynierowie, którzy zapisywali w studiu Abbey Road muzykę wielkiej czwórki, byli na pewno fachowcami i z dużym zaangażowaniem uczestniczyli w powstawaniu dziesiątek powszechnie znanych przebojów. Jednak zawsze można coś poprawić, coś uwypuklić, odsłonić drobiazgi z drugiego planu.

Prawdziwy miłośnik muzyki zespołu ma w swojej kolekcji obok pierwotnych wersji albumów The Beatles, także te współcześnie „poprawione” i uzupełnione. Po odświeżeniu płyt „Sgt. Peppers Lonely Heart Club Band”, “The White Album” i “Abbey Road” przyszła kolej na płytę “Revolver”. Na marginesie warto zauważyć, że efektem tego procesu reedycji, jest delikatna zmiana postrzegania i oceny poszczególnych płyt. Z aptekarską dokładnością dokonuje się artystycznej wyceny klasycznych płyt, a dystans czasu pozwala na korektę czy nawet rewizję wcześniejszych ocen.

Nowy rozdział tego zjawiska – jak już wspomniałem – otwiera reedycja płyty „Revolver” z października 1966 roku. Jak przystało na obecne standardy przemysłu fonograficznego jest to propozycja dla każdego segmentu odbiorców. Chcesz mieć muzykę w wersji streamingowej, nic prostszego, żeby ją zakupić. Jeśli wolisz wersje na winylu, możesz mieć 4 płyty winylowe plus EPkę. Pozostajesz przy formacie płyty kompaktowej, są propozycję skrojone na każdą kieszeń, wariant z jednym CD, z dwoma kompaktami lub prawdziwy wypas 5 płyt CD. Wszystko pod hasłem „Revolver”.

Zwykle płytowa twórczość kwartetu The Beatles jest rozpatrywana od debiutu do pierwszej płyty koncepcyjnej czyli do słynnego „Sierżanta Pieprza” i na drugi okres, po tym dziele. Album „Revolver” jest na pewno zapowiedzią tej kulminacji. Oddaje doskonale ówczesny psychologiczny stan muzyków. Wiedzieli czym jest światowy sukces, czuli zawrót głowy, ale i własną moc sprawczą. Nie obchodziła ich presja fanów, oczekiwania wytwórni płyt i podpowiedzi otoczenia. Byli przekonani, że to oni mogą wpłynąć na bieg wydarzeń i charakter świata piosenki. Czuli, że mogą robić wszystko na co maja ochotę. Dlatego 14 nagrań na płycie „Revolver” to taka eklektyczna mieszanka zaskakujących kompozycji. Same gitary już nie wystarczały, odkrywali bogatsze instrumentarium, mieli ochotę zaskakiwać niecodziennym brzmieniem ich muzyki. Stąd hinduski sitar lub eksperymenty z odtwarzaniem taśmy od końca.

Kwartet zaczyna płytę jeszcze na dawną modłę, prostymi akordami gitary George’a Harrisona w jego kompozycji „Taxman”. Zaraz potem mamy na płycie „Revolver” klasycyzującą piosenkę Paula McCartney’a „Eleanor Rigby”. Szok. Gdzie się podziały gitary i perkusja, kto wpuścił do studia kwartet smyczkowy? Magnetyczna moc utworu „I’m Only Sleeping” Johna Lennona, bierze się - z delikatnie mówiąc - marzycielskiego klimatu, a w istocie z psychodelicznych odlotów. Mniej więcej w połowie płyty rusza ozdobiona efektami dźwiękowymi, pełna humoru, lekko surrealistyczna melodia „Yellow Sumbarine”, którą wkrótce zaczęły śpiewać dzieciaki w przedszkolach. Jeszcze Johna Lennona ciągnie do dawnego rock and rollowego wymiaru kapeli, kiedy śpiewa piosenkę „And The Bird Can Sing”. Paul McCartney już woli wymyślać nowe utwory przy fortepianie lub klawesynie.

Jak wspominają kronikarze Paul McCartney w tym czasie szukał natchnienia, nie tylko w muzyce nadawanej przez stacje radiowe, lecz zobowiązał biuro zespołu w Nowym Jorku do dostarczania mu aktualnej produkcji amerykańskiej muzyki na singlach. Po przesłuchaniu kilku piosenek soulowych, napisał „Got To Get You Into My Life”. Kiedy zapoznał się z albumem „Pet Sounds” grupy The Beach Boys, wpadł na pomysł stworzenia piosenki „Here, There And Everywhere”.

„Revolver” jest złożony z takich niespodzianek, zwrotów, świadczących o tym jak bardzo muzycy zakosztowali w samej pracy w studiu. To już nie było granie na trzy gitary i perkusję, tym razem nagrywając, zrywali ze schematem i bawili się na całego. Podobno, kiedy realizatorzy dźwięku robili sobie przerwę, Lennon krzyczał, że nie mogą tego robić, bo pracują z grupą The Beatles.

Na reedycji płyty „Revolver” możemy usłyszeć nowy miks pierwotnego materiału, dokonany przez Gilesa Martina, syna słynnego „piątego Bitelsa” George’a Martina. To co powstało jest czymś więcej niż tylko nowym miksem, bardziej rekonstrukcją dźwiękową, dokonaną z wielką rozwagą i miłością. Wydaje się, że słychać nawet ten entuzjazm zespołu, te gorące wibracje pomiędzy nimi, które już za kilka lat bezpowrotnie znikną i doprowadzą do rozpadu The Beatles.

Nowe wydawnictwo uzupełniono o bogaty zestaw różnych wersji poszczególnych piosenek, niektóre są w fazie pierwotnej lub – jak „Yellow Submarine” – jeszcze ogołocone z efektów dźwiękowych. W sumie słuchamy bardzo dobrze utrwalonych w naszych uszach piosenek, a jednak słychać znacznie więcej.

https://www.radiopoznan.fm/n/3rgY39
KOMENTARZE 0