NA ANTENIE: Pół na pół
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Nie bójcie się Czarnych Pum - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 17.11.2023 g.13:01  Aktualizacja: 17.11.2023 g.10:38 Ryszard Gloger
Poznań
Miejsce, z którego pochodzi nowa muzyka, ma kapitalne znaczenie. Oczywiście w naszych czasach, gdy globalizm zaciera różnice kulturowe i lokalne tradycje, punkt w jakim powstaje muzyka i forma w jakiej jest wyrażana, mówi wiele o konkretnych twórcach i wykonawcach.
Black Pumas „Chronicles Of A Diamond” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Miasto Austin w stanie Teksas przez dekady kojarzyło się z bluesem, rockiem i country. Te gatunki muzyczne miały tam zawsze dobre podłoże, co pozwala przywołać kilka wielkich nazwisk: Janis Joplin, Stevie Ray Vaughan, Willie Nelson. Są też inne godne wymienienia postaci, takie jak Marcia Ball, Eric Johnson, Gary Clark Jr., Patty Griffin czy Jerry Jeff Walker. Skoro już wylądowaliśmy w Austin, zajmę się zjawiskiem muzycznym kryjącym się pod nazwą Black Pumas. To biało-czarny duet muzyków Adrian Quesada i Eric Burton.

Zaskoczyli show biznes cztery lata temu. Zaledwie rok po nawiązaniu współpracy, poznaliśmy dwie piosenki Black Pumas „Black Moon Rising” i „Fire”. Zaraz potem był debiutancki album zatytułowany „Black Pumas” i liczne nominacje do nagrody Grammy. Uwagę odbiorców przykuł głos Erica Burtona i jego styl śpiewu, nawiązujący do mistrzów soulowego wokalu, gdzie istotne są bogate środki ekspresji. Burton na pewno słuchał z uwagą Marvina Gaye’a i Prince’a, co wyraźnie wykorzystywał od pierwszych nagrań Black Pumas. Poza tym kompozycje duetu odbiegały od powielanego wielokrotnie schematu gatunkowego. W piosenkach Black Pumas był soul, miękkie funky, alternatywny rock i psychodeliczne stopniowanie napięcia.

Album „Chronicles Of A Diamond” jest drugim rozdziałem w krótkiej karierze duetu i potwierdzeniem potencjału muzyków oraz oryginalności stylu. To fakt, że producent i twórca instrumentalnych podkładów Adrian Quesada należy do generacji muzyków na potęgę wykorzystujących elektronikę i instrumenty klawiszowe. Przez ostatnie 30 lat robiło to wielu artystów r’n’b i neo-soulu, którzy chcieli się zdecydowanie odciąć, od brzmień z przeszłości, znanych ze wspaniałych płyt wytwórni Stax, Tamla Motown czy Philly. Jednak w przypadku Black Pumas muzyka nabiera wręcz orkiestralnego wymiaru. W dodatku u Black Pumas ten świat dźwięków nie jest sztuczny, przefiltrowany i pozbawiony naturalności.

W otwierającym nagraniu „More Than A Love Song” słychać żywe instrumenty, perkusję, gitarę, bas i bongosy. Kiedy wchodzą zwielokrotnione ścieżki wokalne, powstaje wrażenie śpiewającego chóru gospel. Oczywiście czasem automat perkusyjny nadaje piosenkom hip hopowego sznytu, lecz i tak piosenka „Ice Cream” z falsetem Burtona i akcentami rockowej gitary, przypominają klimatem muzykę Prince’a. Po kilku kolejnych piosenkach (jest ich w sumie 10), narzuca się refleksja, że w tym kręgu „czarnej” w wyrazie muzyki, gdzie wszystko już było, Black Pumas stać na powiew świeżości. Nie tak dawno coś podobnego udało się pokazać Macy Gray na płycie ‘The Reset”. Nawet banalne piosenki o miłości w przypadku Black Pumas, niosą większą porcję uczuć i ognia.

Burton potrafi miękkość i ciepło w głosie, przemienić w wysoką temperaturę i ogień. Fantastyczna z tego punktu widzenia, jest tytułowa piosenka „Chronicles Of A Diamond”. Jednak to zaledwie trzyminutowy przedsmak tego co przynosi utwór „Angel”. Piękna melodia piosenki, intymność śpiewu, ażurowy akompaniament gitar akustycznej i elektrycznej oraz ogólny nastrój nagrania, mają magnetyczną moc. „Angel” ma chyba nie mniejszą siłę oddziaływania, niż klasyk soulu „When A Man Loves A Woman”. W ogóle środkowa część płyty to neo-soul w czystej postaci, z charakterystyczną senną rytmiką, transową rozwlekłością i popisem wokalnym Burtona. Tempo utworów przyspiesza na kilka minut w funkowej piosence „Sauvignon”.

Bardzo dostojnie i znacząco brzmi piosenka „Tomorrow”, znowu po mistrzowsku wypada wokal Burtona. Obok „Angel” to następny diament muzyczny w tej kolekcji. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że prawie wszystkie kompozycje na płycie napisał sam wokalista, można zaryzykować twierdzenie, że rodzi się nam prawdziwa gwiazda. W muzyce na płycie słychać także dużo producenckich chwytów, wykorzystywania efektów dźwiękowych i ożywienia wymiaru głębi nagrań.

Najbardziej dynamiczny kawałek „Gemini Sun” z ostinatowym rytmem pojawia się pod sam koniec płyty. Na finał mamy zwodniczy „Rock And Roll”, z wstępem samego fortepianu, a potem niespokojnym, natrętnym podkładem, nerwowym śpiewem Burtona i szaloną kulminacją dźwiękową.

Druga płyta Black Pumas robi duże wrażenie i pokazuje dobitnie rozwój artystycznych koncepcji duetu. Jak tu nie lubić Austin.

https://www.radiopoznan.fm/n/KWA2co
KOMENTARZE 0