NA ANTENIE: DONNA/10CC
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

THE PAUL DESLAURIERS BAND – Bounce [RECENZJA]

Publikacja: 28.04.2020 g.14:37  Aktualizacja: 28.04.2020 g.14:40
Świat
Recenzja Ryszarda Glogera.
THE PAUL DESLAURIERS BAND – Bounce [RECENZJA] - Okładka
Fot. Okładka

Świat muzyki wiosną 2020 przeniósł się zdecydowanie do sieci. Wszystko co dotąd przemysł fonograficzny wypracował, w czasie ogólnoświatowej pandemii nie działa. Internetowe strony wielu wytwórni płytowych przestały już miesiąc temu  dostarczać informacji o swojej aktywności wydawniczej. Wydanie nowego tytułu fonograficznego mija się z celem. Czy ktoś spróbuje oznajmić o premierze płyty, którą nie zajmą się media zajęte wirusem Covid-19? 

A jednak są artyści, którzy nie chcą czekać i podejmują ryzyko. Tak postąpiła grupa o nazwie The Paul DesLauriers Band.  Prawdę mówiąc to trio z Montrealu w Kanadzie, zabiega o uwagę od dobrych 20 lat. Paul DesLauriers ma jeszcze dłuższy staż muzyczny, bo zaczął na początku lat 90. ubiegłego wieku. Na początku grywał jako gitarzysta w zespołach gwiazd, m.in. z Amandą Marshall. Potem grał w kapeli nazywającej się Black Cat Bone. W swojej ojczyźnie DesLauriers ma solidną pozycję. Z własnym trio pierwszy raz odniósł znaczący sukces w 2016 roku z albumem „Relentless”. Najnowszą płytę zespołu zatytułowaną „Bounce” postanowiła wydać znana oficyna z Kalifornii.

Może w tej ciszy jaka panuje w show biznesie, dźwięki muzyki Kanadyjczyków, przebiją się gdzieś dalej. Lider kapeli Paul DesLauriers to muzyk o dużym potencjale, komponuje, śpiewa i gra na gitarze. To nie jest typowe power trio, gdzie gitarzysta swoją grą wypełnia całą przestrzeń. Mniej ważne są szczegóły, gdy bezkompromisowo rządzi gitara. Oczywiście DesLauriers pokazuje swoją błyskotliwą zdolność wykonywania zawadiackich rock and rolli w szatańskim tempie, potrafi jednak zwolnić i oczarować bluesowym kawałkiem. Album kanadyjskiej grupy, trudno przypisać do konkretnej kategorii. DesLauriers zaabsorbował również techniki wirtuozów stylu country, co dało możliwość przedstawienia barwnej, dynamicznej muzyki, w której zupełnie nie czuć ograniczeń skromnego składu. Bardzo dobry wokal dopełnia pozytywnego wrażenia. Wystarczy zestawić dwa utwory Driving Me Insane i Jumpin’ At Shadows. Na tej płycie bardzo dużo się dzieje mimo, że DesLauriers wykonuje prawie wyłącznie własne kompozycje. Jego muzyka zadowoli wszystkich postrzegających muzykę trochę szerzej. Jest trochę hard-rocka, bluesa, rockabilly i jeszcze kilku pokrewnych kierunków. 

Co ważne taka mieszanka nie sprawia wrażenia grania od „Sasa do lasa”. Jest nieprawdopodobna energia, zaangażowanie i swoboda. Krążek kończy bardzo efektowna, dziesięciominutowa bluesowa ballada Waiting On You. Po wysłuchaniu 13 nagrań, staje się jasne, że w żyłach DesLauriersa płynie blues-rockowa krew. Zwłaszcza dla wszystkich lubiących brzmienie rocka z epoki lat 70., ta płyta może być niespodziewanym odkryciem.

Ryszard Gloger

https://www.radiopoznan.fm/n/GFAfdj
KOMENTARZE 0