NA ANTENIE: ALL ALONG THE WATCHTOWER/JIMI HENDRIX
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Leszek Możdżer o muzyce, filozofii, wiecznym dzieciaku i samodzielnym myśleniu

Publikacja: 20.01.2021 g.19:21  Aktualizacja: 20.01.2021 g.19:47 Marcin Żyski
Poznań
Jeden z najsłynniejszych w świecie polskich artystów ostatnich lat, znakomity pianista i kompozytor specjalnie dla Radia Poznań m.in. o tym, że muzyka Chopina jest niezwykle zaawansowanym systemem matematycznym. Dlaczego do słuchania muzyki klasycznej powinniśmy namawiać nasze dzieci i wnuki? Dlaczego muzyka jako język komunikacji jest ważna i zawsze taka powinna zostać? Jak szukać samodzielnego myślenia w świecie zdominowanym przez ocean atakujących nas informacji – część z nich nieprawdziwych, albo świadomie manipulowanych? Jak zatrzymywać gonitwę własnych myśli? Polecamy i zapraszamy.
Leszek Możdżer - Anna Włoch
Fot. Anna Włoch

Marcin Żyski: Na wstępie chciałbym podziękować w imieniu wszystkich Wielkopolan za dziesiątą edycję Enter Enea Festivalu nad jeziorem Strzeszyńskim - to wydarzenie, które dla wielu jest bardzo ważnym, a nawet najważniejszym wydarzeniem muzycznym roku.

Leszek Możdżer: W tej sytuacji, gdy imprezy są odwoływane i życie kulturalne zamarło, taka impreza, podczas której można posłuchać muzyki i to w normalnych warunkach komfortowych, jest na wagę złota. Wszyscy bardzo to doceniliśmy, gdyż na co dzień mniej to jest widoczne. A teraz przecież systemowo odbiera się nam różne rzeczy. Można więc docenić, kiedy udaje się komuś coś zrobić i ta wdzięczność jest o wiele większa. I widzi się rangę i wagę tego wszystkiego, co robimy oraz rolę muzyki – jak potrafi ona zharmonizować wnętrze człowieka, jak potrafi uzdrowić psychikę i ciało wręcz, czasami. Okazuje się, że muzyka jest potrzebna.

Podczas ostatniej edycji festiwalu wspominał pan ze sceny o wszechogarniającej paranoi.

Rzeczywiście widać pewien konflikt między foliarzami a maseczkarzami. W tej chwili wszystkie informacji są dostępne. Wystarczy przeczytać ulotkę testu PCR czy łańcuchowej reakcji polimerazy i... wchodzimy w zagadnienia związane z zarządzaniem postrzeganiem. W ogóle tym, jak zachowuje się świadomość, jakie ona przejawia cechy, jakim prawom podlega. I tutaj jest podstawowe zadanie na życie - żeby oderwać się od zbiorowych przekonań i wytworzyć z dostępnych informacji swego rodzaju destylat własnego myślenia. A informacje są przecież dostępne. Może nie wszystkie, ale sporo informacji w tej chwili ukazuje się w internecie i z tego trzeba zbudować własny światopogląd na wszystko. Nie jest to takie proste.

A nawet wydaje się coraz trudniejsze.

Trzeba zwrócić uwagę, że jest coś takiego, jak ciało mentalne, które powstaje przez całe życie od dzieciństwa i ono też jest taką otoczką informacyjną wobec psychiki i ciała fizycznego. Umożliwia w ogóle człowiekowi funkcjonowanie w warunkach materialnych i w momencie, kiedy pojawia się informacja, która zagraża równowadze tego systemu, tego ciała mentalnego, czyli tych wszystkich przekonań, zrozumienia świata, odczuwamy to. Tam jest bardzo dużo zespołów, które w różny sposób na siebie wpływają. Tam są jakieś pakiety informacji, które są spakowane i trzeba by najpierw ten "zip komputerowy" rozpakować, żeby zajrzeć do środka, co tam się nie zgadza, więc to jest proces skomplikowany. Mistycy latami siedzą gdzieś w klasztorach ze skrzyżowanymi nogami w medytacji, żeby nauczyć się dystansowania do własnego myślenia. A my, te żuczki płacące podatki, mamy sobie z tym poradzić? To nie jest taka prosta sprawa zrezygnować z własnego myślenia. Mógłbym sobie odciąć palec czy rękę lub nogę, to w sumie łatwiejsze, niż odcięcie czegoś, co sam sobie w głowie wypracowałem od dzieciństwa. Trudne jest rezygnowanie choćby z części tego podzespołu – własnej psychiki, która też ma jakiś własny układ trawienny i układ wydalniczy i jest to ciągle zasilane różnymi informacjami, a dodatkowo system, w którym funkcjonujemy, też nie próżnuje. Przecież te bzdurne przekonania, którymi na co dzień żyjemy, cały czas są zasilane i biznesowo prowadzone, żebyśmy wyznawali zasadę „cogito ergo sum” (myślę, więc jestem), która jest błędnym założeniem. Wynikałoby z niej, że kiedy przestajesz myśleć, to znikasz. A przecież wcale tak nie jest.

Może być wręcz odwrotnie.

Właśnie. Pytanie: myślę, więc jestem czy raczej jestem, więc myślę? A co myślę? Jesteśmy homo sapiens, to oznacza człowiek myślący. Najlepiej myślący to, co powie mu telewizja. Ale nie tylko, bo i mama coś powie, i tata coś powie, i pani w szkole coś powie, która też niewiele wie, w gruncie rzeczy. To nie jest takie proste zbudować własną psychikę. Mamy zadanie na życie, żeby oderwać się od zbiorowych przekonań. A kiedy ci, co się oderwą od zbiorowych przekonań, stworzą grupkę operującą też zbiorowymi przekonaniami, to znowu od nich trzeba się odrywać i swoje niezależne myślenie wciąż budować. To jest cały czas proces niszczenia własnego myślenia, który jest tak naprawdę bolesny. I na tym polega dzisiaj bycie człowiekiem w ogóle. I dzisiaj to widać wyraźnie, że rządy wszystkich krajów uwijają się w pocie czoła, żeby udowodnić wszystkim obywatelom, że instytucja rządu w ogóle nie ma sensu. I robią to bardzo dobrze. Robią to szczerze i uczciwie. Starają się nam pokazać, że na poziomach bioelektrycznych czy tam informacyjnych nie ma czegoś takiego jak rząd. Jest po prostu grupa ludzi, która coś tam mówi z telewizora z jakichś tam, bądź też innych powodów i kiedy się to wie, to obserwowanie tej całej sytuacji nabiera zupełnie innego sensu i człowiek się uspokaja.

Wszyscy, którym mówiłem, że jestem umówiony na wywiad z Leszkiem Możdżerem, reagowali: Wow! Z Leszkiem Możdżerem, wow! Chociaż wiem, że połowa z nich pewnie nie zna muzyki Leszka Możdżera. Wszyscy jednak wiedzą kto to jest, czyli można powiedzieć, że Leszek Możdżer ma już status celebryty.

Nie jest to zbyt szczęśliwe słowo, ale dobrze - akceptuję to jako komplement. Jakkolwiek dużo na to pracowałem, miałem takie poczucie, że trzeba wypracować sobie tak zwaną papierową pozycję. Zdaję sobie sprawę z jej kruchości, bo wystarczy 10-15 lat, żeby znikła. Dla młodego pokolenia już musiałbym wykonywać tę pracę jeszcze raz, żeby dostać się do świadomości młodych ludzi, którzy nie mają pojęcia kim jest Leszek Możdżer. Jacyś tam streamerzy czy kompozytorzy, wokaliści, których ja nie znam, mają po milion, dwa, pięć milionów odsłon na YouTubie. Po 50 milionów nawet. Człowiek, którego nazwisko pierwszy raz słyszę. Przy moim żałosnym milionie, przy okazji utworu z repertuaru Nirvany. To jest może zabawne, ale ja świadomie pracowałem na swoją pozycję. Jaka ona jest, taka jest. Jakaś tam jest – pozowałem do zdjęć, nosiłem kolorowe garnitury, pchałem się na wywiady, nie odmawiałem. Brałem bardzo dużo zamówień. Starałem się każdego dnia pracować na to, żeby gdzieś tam istnieć. Oczywiście była to potrzeba ego. W tej chwili ego nie jest już instytucją zarządzającą moim życiem, ale kiedy byłem młody ego zmuszało mnie, żeby tą pracę wykonywać. Ma to swoje dobre strony, ma to swoje złe strony, ale więcej jednak widzę dobrych.

Ego – nasz wieczny dzieciak. I wracamy do Pszczółki Mai, którą też pan zagrał i przy której okazji o tym wiecznym dzieciaku wspominał.

Ego to jest wewnętrzne dziecko, po prostu. To jest to dziecko, które chce wszystkiego spróbować, wszystko chce włożyć do buzi, chce wygrać wszystkie konkursy, chce być najpiękniejsze, najszybsze, najwspanialsze, kochane przez wszystkich, uwielbiane i zjeść wszystkie cukierki, jakie są w zasięgu ręki. To jest właśnie ego, to wewnętrzne dziecko, które też trzeba szanować, trzeba kochać i wiedzieć, jak to wszystko działa. Podchodzić do niego wychowawczo i rezygnować z pewnych rzeczy. I tutaj pojawia się instytucja Boga... Poniekąd jest to pojęcie mocno skompromitowane, gdyż popodłączało się do niego mnóstwo ludzi i instytucji, koncepcji i filozofii, i cały biznes za tym stoi. Boga się utożsamia w różnych figurach i w różnych wisiorkach, i w przeróżny sposób na tym Bogu się kręci przeróżne lody. Ale „bóg” jako instytucja, wyższa świadomość – którą potocznie nazywamy Bogiem – jednak istnieje i ten punkt odniesienia jako Bóg jest bardzo potrzebny. Jest bardzo przydatny przy pracy z własnym ego, bo po prostu wtedy, kiedy nie wiemy o co chodzi, poświęcamy wszystko Bogu, czy jasności, czy jak kto zechce sobie to nazwać i wszystko się reguluje. A uznanie własnej niemocy to jest zawsze pierwszy krok na drodze do własnego rozwoju.

Na plaży w Strzeszynku, gdzie odbywa się pański festiwal, spędziłem wiele godzin. Przeważnie kiedy ktoś przynosi muzykę, to jest to muzyka stricte plażowa, czyli najczęściej nowoczesna muzyka taneczna, co jest zresztą cechą prawie całej dzisiejszej muzyki popularnej. Ma nas ona napędzać, dodawać energii, przyspieszać czas. A gdy jestem na koncercie Leszka Możdżera, to mam wrażenie, że czas się zatrzymuje.

Muzyka plażowa generalnie prowadzi do zawężenia świadomości. Muzyka, która leci w radiu, którą słychać w taksówce, ma za zadanie zacieśnić świadomość, zmniejszyć trochę człowieka. Czy to przez dobór tekstu, czy nawet sam strój, który jest kontrowersyjny, bo chroniony normą ISSO 16. Strój 440 Hz wprowadzony w 1939 roku jako norma prawna też budzi dyskusje. Ja mam wrażenie, że każdy człowiek rządzi swoim własnym strojem i normalizowanie stroju też jest zagadką. I dlaczego uczyniono to akurat na poziomie dźwięku referencyjnego A, wynoszącego 440 Hz? W Polsce to się nie przyjęło i u nas stroi się 442, 443 Hz. Koncertmistrz podaje ten dźwięk i do niego stroją się wszystkie instrumenty. I właśnie wysokość tego tonu decyduje o tzw. standardzie strojenia. To wszystko są bardzo ciekawe tematy. Wchodzimy w pole rezonansów, czyli w dziedzinę duchową, bo rezonans to coś, co zachodzi na polach materialnych, na polach duchowych, energetycznych, na polach świadomości też. Albo rezonujemy z jakąś osobą, informacją, nastrojem, albo nie i znowu wchodzimy w strefę magii. Muzyka klasyczna, która operuje nieco szerszym zakresem, jeżeli chodzi o matematykę i głębokość świadomości twórców, ona bardziej wyzwala świadomość. Trzeba dać sobie na to troszeczkę więcej czasu, bo język jest tu bardziej abstrakcyjny, ale rozumiem, że nie wszyscy od pierwszego razu będą słuchali późnego Prokofiewa czy Rachmaninowa.

Choć akurat Rachmaninow zdarza się lekki i przyjemny.

Rachmaninow to jest melodyjna, piękna muzyka, którą wydaje mi się, że większość odbiorców zrozumie. Większości z Państwa, którzy nie mieli styczności z muzyką klasyczną, bardzo ją polecam. Jako taki głos wołającego na puszczy mogę zachęcać Państwa, żeby puszczać muzykę klasyczną dzieciom. Proszę mi wierzyć, że puszczanie muzyki klasycznej ma dobry wpływ na dzieci. Pomimo tego, że przemyca się ostatnio w bajkach dla dzieci informacje, że naukowcy - nie wiadomo na razie jacy, pewnie amerykańscy - stwierdzili, iż słuchanie muzyki wcale nie rozwija mózgu. Są książki na ten temat twierdzące coś zupełnie odmiennego, że mając na uwadze neuroplastykę i rozwój neuronów, obcowanie z tym systemem matematycznym zawartym w muzyce klasycznej, np. u Mozarta, Beethovena, Chopina, Bacha, ma dobry wpływ na neuroplastykę mózgu. Dlatego, że jako zestaw rezonansów i częstotliwości mózg młodego człowieka wystawiany jest na te konsonanse, dysonanse czy współbrzmienia i wtedy siłą rzeczy on automatycznie dokonuje analizy i zachodzą w nim pewne procesy, które powodują, że tworzą się pewne szerokopasmowe połączenia między płatami czołowymi. Płaty czołowe odpowiedzialne są za dobro wspólne, za analizę, za myślenie abstrakcyjne, za uczucia wyższe.

Muzyka ma teraz taką konkurencję, że jest mało atrakcyjna dla dzieci i młodzieży.

Tak, muzyka jest w wirtualnej przestrzeni mało atrakcyjna. To jest po prostu zestaw dźwięków. Inaczej jest już przy bliskim kontakcie z muzyką na żywo albo podczas śpiewania piosenek, nawet przy ognisku, doświadczania radości ze wspólnego muzykowania, biesiadowania z piosenką. Albo zobaczenia artysty, który wymiata na swoim instrumencie. To są takie impulsy, które zmieniają rozumienie muzyki i dają bodziec do wejścia w zupełnie nowy paradygmat rozumienia muzyki i obcowania z muzyką, więc wydaje mi się, że dopóki muzyka jest taką abstrakcyjną strefą w telewizji czy w internecie to oczywiście ona może być niezrozumiała, będzie uważana za część oczywistej scenografii, jak przejeżdżający pociąg czy gwar dzieci na plaży. Ale samo już zetknięcie się bezpośrednio z artystą, który trzyma w ręku instrument i na nim gra doskonale, to może być coś bardzo inspirującego. Wydaje mi się, że ta pandemia paradoksalnie może doprowadzić do tego, że społeczeństwo z powrotem wchłonie artystów, którzy zostali w tych swoich gettach wyczynowej muzyki pozamykani, w swoich konkursach pianistycznych czy innych rozprawach doktorskich dotyczących dodekafonii. Oni gdzieś tam oderwali się od społecznej tkanki i muzyka straciła swoją korzenną rolę jednoczenia ludzi, celebrowania chwili. My muzycy służymy ludziom. Taka jest nasza rola i po to kultura wytworzyła taką dziedzinę, jak muzyka i muzycy. I proszę mi wierzyć – jest to bardzo potrzebne.

Platon pisał, że muzyka służy do harmonizowania duszy, harmonizowania wszystkich powłok intelektualnych z energiami. Zdarza się, że na koncercie można się bardzo dobrze nastroić, można doprowadzić do wyregulowania swoich wewnętrznych światów, które zaczynają z powrotem działać w synchronizacji. W efekcie nie są już takie porozwalane. Fajnie by było, gdyby ta muzyka była z nami na co dzień, żeby były pianina w domu, żeby gdzieś tam były gitary. Pamiętam jak grałem trasę po więzieniach, w jednym z aresztów było około siedmiuset osadzonych mężczyzn i gdy zapytałem, czy mają tam gitarę, to okazało się, że w całym więzieniu nie ma ani jednej gitary! To jest koszmar moim zdaniem. Pięćset czy siedemset chłopa siedzi w jednym budynku i nawet gitary nie mają. To już jest kalectwo. Tu apeluję do wszystkich muzyków, byśmy jednak udzielali się, grali. Niekoniecznie na scenie. Teraz to granie zostało testowo wyłączone na jakiś czas i zobaczymy, co będzie dalej. Być może będziemy musieli zejść do podziemia. To będzie ciekawy czas, gdy będziemy musieli muzykować dla swoich.

Uważam, że dźwięk jako wibracja jest nieodłączną częścią materii, więc uczestnicząc w materii jesteśmy od razu w świecie muzyki. Dlatego, że wszystko emituje dźwięk, który jest wibracją, częstotliwością. Więc jeżeli wchodzimy w świat materii, to wchodzimy w świat częstotliwości. Tyle, że niektóre z tych dźwięków są poza zakresem naszego słyszenia, ponieważ mamy bardzo wąski zakres słyszenia. Pies, delfin czy nietoperz słyszą znacznie lepiej. My jesteśmy skazani na bardzo wąski kawałek tego tortu i w tym musimy się odnaleźć. Muzyka to o wiele więcej, niż dźwięki, które słychać.

Nigdy nie zwątpił Pan w muzykę, która determinuje całe pańskie życie? Czy raz na jakiś czas pojawiają się takie myśli, że istnieje życie poza muzyką?

Oczywiście, że jest życie poza muzyką. Każdy, kto przekroczy prędkość, zdaje sobie bardzo szybko z tego sprawę, napotykając pierwszy z brzegu patrol, który stoi z radarem. Nie wszystko się kręci wokół muzyki. Są momenty w życiu, gdy muzyka jest najważniejsza i są momenty, gdy muzyka nie jest taka ważna. Na przykład, kiedy trzeba zadbać o rodzinę czy zawalczyć o jakieś inne, ważne sprawy. Bycie tu i teraz nie zawsze jest muzyką, chociaż chciałbym, żeby było. Bo ja w muzyce czuję się bezpiecznie. Jest to taki język abstrakcyjny, w którym mogę się schronić i odgrywać rolę gwiazdy czy autorytetu. Ale tak naprawdę, kiedy kończy się ten świat dźwięków, to okazuje się, że jestem zwykłym idiotą, który niewiele wie, tak jak i wszyscy inni.

W muzyce czuje się pan bezpiecznie, choć w trakcie improwizowania zawsze istnieje ryzyko, trzeba mocno wierzyć w siebie.

Oczywiście. Wchodzimy tu w świat zagadnień związanych z procesami psychologicznymi czy duchowymi, czy też energo-informacyjnymi. Wchodzenie w te procesy wymaga pewnego aparatu pojęciowego, narzędzi wewnętrznych i ta psychologia sama sobą musi zarządzać. Nie jest to na tyle niebezpieczne jak praca chirurga czy nawet nieuważne przechodzenie przez przejście dla pieszych. Chociaż te cierpienia, które się odczuwa podczas pracy z abstrakcją – jaką jest muzyka – są równie realne. To są realne cierpienia, których nie da się zobaczyć, którymi nie da się z nikim podzielić i nikt, kto tego sam na co dzień nie uprawia, nie jest w stanie zrozumieć tych rodzajów obciążeń i tego cierpienia, które przeżywa artysta podczas procesów twórczych czy na scenie. Tego nie da się wytłumaczyć. Jest to operowanie w strefach abstrakcji. Tam są autentycznie realne problemy, z którymi my się musimy zmierzyć i które musimy oceniać i z nimi pracować. Natomiast są to problemy abstrakcyjne, czyli tzw. głupoty, o których nie da się normalnie nic powiedzieć człowiekowi nieświadomemu.

Rozmawiał: Marcin Żyski. Całość rozmowy z Leszkiem Możdżerem znajdzie się w książce "Jak człowiek z człowiekiem. Rozmowy Radia Poznań".

https://www.radiopoznan.fm/n/5BCPTE
KOMENTARZE 0