Według
relacji rodziny, 11 maja Piotr został wylegitymowany, zaatakowany i
pobity przez oddział ZOMO na ulicy Fredry przy Kościele św.
Zbawiciela. Zmarł kilka dni później. Nie odzyskał świadomości.
-
Siedem dni konał, siedem długich dni. Wozili go, tak im
podskakiwał, nie wóźcie go tak, bo go to boli – wspomina matka
Piotra Teresa Majchrzak. - Odpowiadali mi, że jego już nic nie
boli. Później SB przychodziła do domu.
Dziewiętnastolatek
miał wpięty w klapę kurtki opornik – symbol sprzeciwu wobec
komunistów. To właśnie za ten opornik został brutalnie pobity. W
sądach wolnej Polski nie udało się skazać milicjantów, którzy
feralnego wieczoru patrolowali ulicę Fredry. Nie znaleziono dowodów
na to, że Piotr Majchrzak został pobity.
Co
roku rodzina Piotra i mieszkańcy Poznania palą znicze na ulicy
Fredry, przy kamieniu, który codziennie przypomina o dramacie
rodziny Majchrzaków.
Prawdę o Piotrze Majchrzaku próbowała
odkryć reportażystka, Maria Blimel. Przypominamy jej reportaż
„Nikt nie widział".