NA ANTENIE: Wielkopolskie popołudnie
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Gazeta Wyborcza lustruje Lady Pank

Publikacja: 14.10.2020 g.14:30  Aktualizacja: 15.10.2020 g.09:39 Grzegorz Ługawiak
Poznań
Felieton Grzegorza Ługawiaka.
Janusz Panasewicz - Wikipedia/Itokyl
Fot. Wikipedia/Itokyl

Pod lupę redaktorów dodatku do Gazety Wyborczej "Wysokie Obcasy" trafił tekst piosenki zespołu Lady Pank: "Na co komu dziś" , a konkretnie jego fraza "była namiętna, bardzo nieletnia". Po 26 latach znalazł się "czytelnik", któremu ten fragment zapachniał pedofilią. Uruchomiono śledztwo. Do tablicy wywołany został wokalista Janusz Panasewicz. "Panas" zszedł z linii strzału mówiąc, że on był tylko wykonawcą, a autorem tekstu jest ktoś inny.

"To jest piosenka sprzed ponad 20 lat. Ja nie będę komentował czegoś, co odbyło się 15 czy 20 lat temu. I piosenki, do której nie napisałem tekstu".

Autorem tekstu "podejrzanej" piosenki jest Bogdan Olewicz, który napisał dziesiątki hitów dla Lady Pank, Perfectu, Budki Suflera itd.. Dlaczego Gazeta Wyborcza nie zapytała Olewicza o piosenkę, nie wiem. Pytania wysłano do zespołu. Bardziej rozmowny od Panasewicza okazał się menadżer grupy, Maciej Durczak. Przypomniał, że "piosenka ma 26 lat i do dziś jest jedną z najczęściej odtwarzanych polskich piosenek w stacjach radiowych". Durczak przytomnie się przed inkwizytorami z ulicy Czerskiej zabezpieczył zauważając, że tekst "może być kontrowersyjny", ale należy go traktować jako "fikcję literacką".

"Czy słowa 'skonstruowałeś bombę, skondensowaną śmierć, znasz datę i godzinę, gdy świat się zacznie bać, policja wszystkich krajów rysopis twój chce znać' są zachętą do działań terrorystycznych?"

Czy te wyjaśnienia wystarczą Gazecie Wyborczej? Nie wiem. Czasami jeden "rozrachunkowy" tekst tej gazecie wystarcza. Tak było na przykład ze sprawą książki ulubieńca salonów Marcina Kydryńskiego. W 2011 roku znalazł się na cenzurowanym po tym, gdy z szuflady wyciągnięto jego pierwszą książkę, w której opisywał swoje przygody w Afryce na początku lat 90-tych. Nie ma co owijać w bawełnę. W najbardziej krytykowanym fragmencie książka brzmi jak pedofilski manifest.

"Prawdę mówiąc od pierwszej mojej wyprawy do północnej Afryki mam pewną słabość do małych Arabek. „Czarodziejki”… – powiedział o nich Adam rano przy promie, kiedy dziewczynka może dwunastoletnia, z figlarnie opartą na biodrze ręką patrzyła na niego z żarem, przed którym nie ma ucieczki. To dobre słowo, czarodziejki. W Dajr al-Madinie odnalazłem wśród oblepiających mnie dzieci takie śliczne małe zwierzątka. Miałem w portfelu kilka banknotów. Może trzy funty. W hotelu dwudziestopięciofuntówki. Je uszczęśliwia funt, nawet dwadzieścia pięć piastrów. Przychodziły mi do głowy myśli występne, że za dwudziestkę mógłbym taką pachnącą miodem, śniadą dziewczynkę wziąć do swojego hotelu i pieścić przez wiele godzin".

Za te słowa, przypomniane po 20 latach, Kydryńskiemu mocno się dostało, lecz nie w Gazecie Wyborczej. Może coś mi umknęło w kwerendzie artykułów, ale wydaje mi się, że w tej sprawie wypowiedziała się na łamach tego dziennika wyłącznie Magdalena Żakowska. Jak sama zaznaczyła, w pierwszej chwili w ogóle nie zamierzała zabierać głosu. Wyjaśniła też dlaczego:

"Trzy powody - żona Marcina Kydryńskiego, dzieci Marcina Kydryńskiego, głupota Marcina Kydryńskiego".

Choć wydaje się, że przypuszczenie iż "rodzina" i "głupota" wystarczą redaktorce Gazety Wyborczej, by usprawiedliwić skłonności pedofilskie jest zbyt daleko idące, to dalsza lektura jej felietonu podaje to przypuszczenie w wątpliwość. Bo Żakowska niby Kydryńskiego chłoszcze, ale raczej tak, żeby śladu nie zostawić. Stosuje taktykę przykrywania win większych, mniejszymi. Najpierw pyta o rasizm autora, by natychmiast przywołać jego zachwyty nad czarnoskórymi muzykami (Kydryński to znawca jazzu). Czytelnik nie ma wątpliwości, "nie, Kydryński rasistą nie jest".

"Rasizm? Zbyt dobrze pamiętam audycje Kydryńskiego. Jakieś 90 proc. podziwianych przez niego jazzmanów to Afroamerykanie. I nigdy nie mówi o nich z rasistowskim podtekstem. To w czym problem? Widocznie nie kolor skóry ich odczłowiecza, tylko bieda".

A więc chodzi (tylko) o "wyzysk ekonomiczny" i kolonializm! W związku z tym, że książka Kydryńskiego jest nie do obrony, potępmy autora za kolonializm, nie za pedofilię. A tak w ogóle na miejscu Kydryńskiego mógłby być każdy z nas.

"Dziś to my jesteśmy obsługiwani. W Kenii, Indiach, Tajlandii, Egipcie. Świat byłby lepszy, a książka Kydryńskiego nigdy by nie powstała, gdybyśmy w każdej egipskiej pokojówce widzieli własną matkę, a w każdym "afrykańskim zwierzątku" własne dziecko".

Kto wyzyskuje i kolonizuje? Kydryński. Ale także Pan, Pani, ja i on.

O całe galaktyki bardziej ludzki od redaktorki Gazety Wyborczej okazał się felietonista Krytyki Politycznej, Jaś Kapela. Światopoglądowo obcy mi autor celnie zdiagnozował elity i ich stosunek do pedofilskich skandali:

"Kydryński zarzuca krytykom, że nie zrozumieli jego książki, bo jej nie przeczytali w całości. Jakoś nie wyobrażam sobie kontekstu, w którym słowa Kydryńskiego mogłoby być usprawiedliwione....(-) Bardziej jednak mnie interesuje jego splecenie z polskimi elitami, które udają, że nie zauważyły tych rasistowskich i pedofilskich wypowiedzi. Ale może akceptacja rasizmu i pedofilii są w tym środowisku normą?".

Odpowiadając na pytanie Kapeli powiem, że akceptacja nie jest normą i pedofilia zostanie potępiona. Czasami ze zwłoką, bo przecież chodzi o kolegę, który ma żonę, a w ogóle to..."to było bardzo dawno temu" i "ta smarkula sama chciała". (Krzysztof Zanussi broniąc Romana Polańskiego wyjaśnił, że Samantha Geimer była "nieletnią prostytutką").

Nie tak dawno temu Mariusz Zielke wydeptywał redakcyjne korytarze usiłując ściągnąć z piedestału wielkiego muzyka jazzowego Krzysztofa Sadowskiego, oskarżanego przez dorosłe dziś kobiety o pedofilię. W tym przypadku, jak zauważył tygodnik DoRzeczy, "Gazeta Wyborcza zwlekała z publikacjami na ten temat cały rok". Ostatecznie sprawą zajęła się prokuratura, są twarde zeznania ofiar i muzyk być może zostanie ukarany.

Większa krzywda nie stała się Marcinowi Kydryńskiemu. Nikt nie zeznawał, więc musimy uznać, że autor tworzył fikcję, za którą wyraził skruchę (nawet zakazał wznawiania książki). Parasol ochronny, jaki otworzyły nad nim zaprzyjaźnione media, pozwolił mu wyjść z całej sprawy względnie suchą stopą. Dziś jest chętnie cytowany przez Gazetę Wyborczą jako ekspert od moralności w kontekście zmian w Radiowej Trójce. Lady Pank też pewnie za dwa "podejrzane" wersy piosenki, popularności nie straci.

Po co więc w ogóle o tym pisać? Przeglądając poszczególne artykuły Gazety Wyborczej na temat książki Marcina Kydryńskiego, prawdopodobnych czynów Krzysztofa Sadowskiego, czy piosenki zespołu Lady Pank, mam smutną refleksję. Pedofilia jest straszną i obrzydliwą zbrodnią (piszę to z perspektywy ojca dwojga nastolatków). Walka z nią jest trudna i mozolna i nie powinna być relatywizowana i ośmieszana przez medialnych hipokrytów, raz broniących zblatowanych kolegów, innym razem lustrujących tekst rockowej piosenki, co przecież samo w sobie jest niezmiernie śmieszne.

https://www.radiopoznan.fm/n/1Ma3wW
KOMENTARZE 2
Grzegorz Ługawiak
Grzegorz Ługawiak 15.10.2020 godz. 13:41
@Pozhoga, oczywiście ma Pan(i) rację. Zmieniłem. Dziękuję.
Piotr Pazucha
Pozhoga 15.10.2020 godz. 09:36
,,poddaje to przypuszczenie w wątpliwość"
No błagam: PODAWAĆ w wątpliwość !!!!
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/podawac-w-watpliwosc;16362.html