NA ANTENIE: WRZUC NA LUZ (2021)/ORKIESTRA NA DUZYM ROWERZE
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Poznański piekarz wraca z Ukrainy. "Otwierają nam domy, ręce podają, żołnierze przybijają piątkę"

Publikacja: 22.04.2022 g.19:07  Aktualizacja: 22.04.2022 g.19:48
Poznań
Jacek Polewski połączył się ze studiem Radia Poznań podczas audycji Wielkopolskie Popołudnie. W tym czasie był około 100 kilometrów od granicy i zmierzał w kierunku Polski.
Akcja "Żądamy chleba" Jacek Polewski - Wojtek Wardejn
Fot. Wojtek Wardejn

Ukraińcom pomagał w uruchomieniu piekarni w Buczy. "Wcześniej była siedzibą oddziału rosyjskiego" – mówi Jacek Polewski.

Przez pierwsze dni sprzątaliśmy z obawą, że zostawili jakąś minę, bo tam był duży bałagan, tak zwana poznańska „gemela” w wydaniu rosyjskim. Musieliśmy to sprzątać w dwa dni. Na szczęście nie było jakichś wielkich zniszczeń pieca czy ścian

- opowiada piekarz. 

Poznański piekarz zabrał do Buczy ponad tysiąc kilogramów mąki. Po otworzeniu piekarni przygotowywano w niej około 100 chlebów dziennie. Wypieki trafiały do Ukraińców i żołnierzy.

Jacek Polewski opowiedział też o wojennym obrazie Ukrainy. Jak mówił, najbardziej poruszający dla niego był widok pustych ulic. Poza tym na zachodzie kraju jest względnie spokojnie.

"Tutaj wszyscy są skoncentrowani" – opisywał Jacek Polewski.

Ale nie ma takiego strachu, który by ich paraliżował, ja tego nie odczuwałem. To może wyjdzie po wojnie. Teraz wszyscy są napięci, bo jest wojna, ale jest dużo sympatii. Jak mówimy, że jesteśmy z Polski, że to piekarnia, chleb, to otwierają nam domy, ręce podają, żołnierze przybijają piątkę. Jest bardzo duża sympatia wobec Polaków i tego co Polacy robią

- mówi Polewski. 

Jacek Polewski jest właścicielem piekarni „Czarny Chleb” na poznańskich Jeżycach. Środki na swoją „misję” na Ukrainie zbierał na portalu zrzutka.pl. Dotychczas ludzie wpłacili ponad 38 tysięcy złotych.

Poniżej cała rozmowa w audycji Wielkopolskie Popołudnie:

Roman Wawrzyniak: Jak wyglądała wyprawa na Ukrainę? Gdzie udało się panu dotrzeć?

Jacek Polewski: Na początku wyjechaliśmy z Poznania, pojechaliśmy przez Lwów w kierunku Kijowa do Buczy. Celem była pomoc przy uruchomieniu ponownie piekarni. To było pierwsze miejsce, do którego dojechaliśmy. Po drodze – w okolicach Lwowa – dokupiliśmy jeszcze mąkę. Także zawieźliśmy tam ponad tysiąc kilogramów mąki.

Co udało się zrobić tam na miejscu?

Ta mała piekarenka była niegdyś siedzibą oddziału rosyjskiego. Przez pierwsze dni sprzątaliśmy z obawą, że zostawili jakąś minę, bo tam był duży bałagan, tak zwana poznańska „gemela” w wydaniu rosyjskim. Musieliśmy to sprzątać w dwa dni. Na szczęście nie było jakichś wielkich zniszczeń pieca czy ścian. Wszystko najważniejsze zostało. Oni pokradli trochę form do pieczenia, łyżek i talerzy, takich podstawowych rzeczy do pieczenia.

Udało się ją uruchomić?

Tak. Uruchomiliśmy piec opalany drewnem – taki bardzo tradycyjny, rzemieślniczy, wręcz folklorystyczny. Udało nam się rozpalić w piecu i później w kolejnych dniach piekliśmy chleb. Około 100 dziennie.

Trochę mąki pewnie jeszcze zostało. Co pan widział na Ukrainie? Myślę szerzej – chociażby o Buczy.

Teraz jesteśmy jakieś 100 kilometrów od granicy polsko-ukraińskiej. Tutaj na zachodniej Ukrainie właściwie nie widać już wojny. Widzimy jedynie oddziały, które pilnują przepraw przez drogę, kontrolują przejazdy. Dopiero widać to w Kijowie i okolicach Buczy. Tam jest troszeczkę zniszczeń. To co najbardziej porusza i w Kijowie, ale w Buczy najbardziej, to puste ulice. Puste ulice, gdzieś daleko idzie jakaś babuszka, gdzieś przebiega pies. Tak wyglądał początek. My byliśmy pięć dni w Buczy i już życie wraca. Otwierają się pierwsze sklepy, stacja benzynowa została otwarta, ludzie powoli wracają.

Tutaj w Polsce widzimy jedynie fragment spustoszenia po rosyjskich barbarzyńcach. Jak to wygląda na żywo? Dużo jest tych zniszczeń?

Z perspektywy Kijowa w ogóle nie widać wojny. Ja przynajmniej tych zniszczeń nie zauważyłem, a jeździłem każdego dnia przez Kijów. To co się odczuwa to godzina policyjna, alarmy przeciwrakietowe, a także wszystkie checkpointy, czyli miejsca kontroli dokumentów, trzeba się zatrzymać, powiedzieć skąd się jest. Tak się odczuwa wojnę. Oczywiście pustka. Kijów też jest pusty. To jest 5 milionów osób podobno. Wydaje mi się, że więcej niż połowa wyjechała, bo mieszkaliśmy na przykład w bloku, gdzie można było po włączonych światłach oszacować, że zostało jakieś 20 procent osób.

Chociaż teraz mówi się o wracaniu części ludzi na Ukrainę. Być może ma to związek ze świętami, które w prawosławiu wypadają w ten weekend. Co natomiast mówią sami Ukraińcy?

Tutaj wszyscy są skoncentrowani. W telewizji ukraińskiej jest cały czas takie patriotyczne napięcie. To się odczuwa. Ale nie ma takiego strachu, który by ich paraliżował, ja tego nie odczuwałem. To może wyjdzie po wojnie. Teraz wszyscy są napięci, bo jest wojna, ale jest dużo sympatii. Jak mówimy, że jesteśmy z Polski, że to piekarnia, chleb, to otwierają nam domy, ręce podają, żołnierze przybijają piątkę. Jest bardzo duża sympatia wobec Polaków i tego co robimy.

Chleb, który pan piekł, smakował na Ukrainie?

Tak. Choć powiem szczerze…

Piekł pan lepszy?

Nie o to chodzi. Ja po prostu nie robię polskiego chleba tak do końca. Robię chleb rzemieślniczy. Bardzo ekologiczny, na zakwasie, ale uczymy się wzajemnie.

Czy miał pan okazję zamienić chociaż jedno zdanie z rolnikami z zachodniej Ukrainy? Czy udało im się zrobić jakiś zasiew, żeby nie brakowało też tej mąki? Ukraina to przecież tak zwany „spichlerz Europy”.

Tak. To jest bardzo dobre pytanie, bo byliśmy w młynie pod Lwowem i pytałem o ceny zbóż. W samej Ukrainie te ceny nie wzrosły w ogóle. Podobno około miliona ton pszenicy stoi w portach Odessy, żeby wypłynąć i być sprzedana, więc w samej Ukrainie nie ma szans, żeby brakło pszenicy. Widzieliśmy, że na polach pracują rolnicy i jest zasiew. Oczywiście wszyscy się przejmują sytuacją, ale ciągle pracują i starają się funkcjonować normalnie.

Życzę bezpiecznej podróży do domu.

https://www.radiopoznan.fm/n/S5ZuqT
KOMENTARZE 0