Prokuratura w Szamotułach wyjaśnia, jak to się stało, że farmaceutka w Międzychodzie wydała rodzicom miesięcznego dziecka zły lek. Noworodek zaczął się dusić. Przeżył, ale to tej pory jest rehabilitowany. Rokowania, co do jego stanu zdrowia ciągle są niepewne.
Jak mówi pełnomocnik rodziny chłopca, farmaceutka na podstawie recepty wypisanej przez lekarza rodzinnego miała wydać dwa opakowania tego samego leku. Ojciec dostał dwa różne. W jednym był lek dla dorosłych - mówi mecenas Łukasz Mieloch.
- Po podaniu tego leku matka położyła dziecko spać i sama poszła spać. Po jakimś czasie obudziła się. Dziecko krzyczało i miało bardzo długie momentu bezdechu. Ojciec i matka niezwłocznie przewieźli dziecko do szpitala, gdzie po krótkim czasie musiało już być intubowane i przez okres około trzech godzin była sztuczna wentylacja. Dziecko po prostu nie oddychało samodzielnie - wyjaśnił Mieloch.
Opakowania obu leków były podobne. Dziecko w stanie zagrażającym życiu zostało karetką przewiezione ze szpitala w Międzychodzie do szpitala dziecięcego w Poznaniu. To lekarze z tej placówki orzekli, że ciężki stan chłopca był efektem wydania, a w efekcie podania złego leku.
Rodzice złożyli doniesienie do prokuratury. Śledczy przesłuchali już świadków i zgromadzili dokumentację medyczną. Teraz szukają zespołu biegłych, który wyda opinię w tej sprawie. Prokuratura na razie nikomu nie postawiła zarzutów.