NA ANTENIE: CUD (2024)/EMO, MARTA BIJAN
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Złodziej naturalności w muzyce - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 16.12.2022 g.13:01  Aktualizacja: 16.12.2022 g.10:55 Ryszard Gloger
Poznań
Na takie płyty nie zwraca się uwagi. Czasem przypadek decyduje, że coś bliżej nieokreślonego zaintryguje nas na okładce i za kilka minut cieszymy się, że jakaś siła skierowała naszą uwagę na wydawnictwo, stojące wśród setek innych, bardziej kolorowych, krzykliwych albo wręcz wyzywających.
Big Thief „Dragon New Warm Mountain I Believe In You” - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

Później znikają nawet podejrzenia, że ktoś sprytnie nas podszedł i kupiliśmy kota w worku. Płyta jest wypełniona po brzegi muzyką tak jak na samym początku, w czasach kiedy płyta kompaktowa wchodziła na rynek fonograficzny. 80 minut muzyki dowodziło, że wykorzystano maksymalnie pojemność nośnika. Wtedy zaczął się przecież proceder umieszczania nagrań bonusowych, dłuższych wersji utworów bez montażu itd.

Ta płyta to jeden wielki bonus i warto podejść do jej słuchania z atencją. Zapewniam, że nie będzie to czas stracony. Poszukiwacze muzyki nieskażonej komercyjnym smrodkiem, natrafili już wcześniej na tego wykonawcę, może skuszeni samą nazwą grupy, która brzmi Big Thief (Wielki Złodziej). To amerykański kwartet z Nowego Jorku, a konkretnie z dzielnicy Brooklyn. Charakter muzyki sugerowałby raczej, że mamy do czynienia z muzykami z głębokiej prowincji, którzy nie mają pojęcia o współczesnych możliwościach, jakie daje technologia nagrań i czym można, a nawet należy skusić zblazowanego, wielkomiejskiego słuchacza.

Gdyby przyrównać Big Thief do jakiegoś produktu spożywczego, mógłbym powiedzieć, że wśród masowej produkcji, umieszczono coś wytworzonego w sposób naturalny, nie stosując środków koloryzujących, eksponujących smak, zapach i przedłużających sztucznie świeżość. Płyta Big Thief ma nawet tytuł, który trudno zapamiętać - „Dragon New Warm Mountain I Believe In You”.

Pierwsze dźwięki muzyki jakby pochodziły z próby, a nie ze studia. W istocie, zespół nagrał płytę w czterech różnych regionach Stanów Zjednoczonych: Topanga Canyon, Tuscan, Colorado Rockies i Catskills. Z 45 zarejestrowanych utworów, na płytę weszło 20. Czysty głos wokalistki, szemrząca gitara, surowe brzmienie perkusji w nagraniu „Change”. Nie zastosowano żadnych efektów upiększających, nie słychać działania kompresorów, sztucznie podbijających dynamikę. A w muzyce co jakiś czas pojawiają się motywy folkowe, słychać skrzypce lub flet, ale zawsze delikatnie, bez ciągot do solowych popisów.

Najbardziej urzeka śpiew Adrianne Lenker, naturalny, ciepły i o jasnej barwie. Wokalistka sprawia wrażenie jakby nigdy nie słuchała innych śpiewających kobiet i nie chciała wykorzystać najmniejszego elementu profesjonalnego śpiewu lub stylu narzucanego przez gwiazdy piosenki. Adrianne Lenker jest sobą od początku do końca. Piosenki, których na płycie jest wyjątkowo dużo, są często bardzo melodyjne i stosunkowo proste. Nikt z muzyków nie kombinuje, nie dodaje pasaży instrumentalnych, nie upiększa utworów na siłę.

Piosenka „Certainty” brzmi jakby pochodziła ze śpiewnika Boba Dylana. Ten rodzaj muzyki jaki uprawia Big Thief nazwano trzy dekady temu alternatywą. W twórczości Big Thief przejawia się to raz z dodatkiem rockowych akcentów, kiedy indziej w duchu folkowej ballady. Bardzo bliski wzorca alternatywy rockowej jest pięciominutowy utwór „Little Things”.

Jednak są takie momenty kiedy muzycy się dekonspirują i proste struktury melodyczno-harmoniczne, zakłócają zgrzytliwe partie gitary lub do sielankowego brzmienia piosenki wkrada się dysonans. Wprawne ucho usłyszy również delikatne muśnięcie dźwięków pochodzących z syntezatorów. W utworze „Wake Me Up To Drive” zastosowano bezczelnie automat perkusyjny. Trochę wcześniej bukolikowy nastrój wprowadza zwiewna piosenka „No Reason”.

Po kolejnych odtworzeniach płyty, staje się jasne, że układ utworów zarysował wyraźnie różne części, akustyczną, potem bardziej elektryczną i do pewnego stopnia także fragment o klubowo-koncertowym charakterze. Kompozycja „Sumulation Swarm” wpada w ucho nie tylko dzięki klimatowi relaksu, lecz jeszcze bardziej za sprawą słodkiej frazy muzycznej.

Paradoksalnie tę bardzo długą płytę – przypominam 80 minut – odbiera się z lekkością, bez uczucia upływającego czasu. Adianne Lenker śpiewa dużo o życiu, o przemijaniu, śmierci, zazdrości i oczywiście o miłości. To już piąta płyta amerykańskiego kwartetu i nadal nie czuć w jego muzyce chęci przypodobania się słuchaczom, w samych nagraniach nie ma też cienia stosowania wyraźnego makijażu dźwiękowego. Jedna z najlepszych płyt w 2022 roku.

https://www.radiopoznan.fm/n/jcDDkK
KOMENTARZE 0