Za przyspieszenie zabiegu - w całości refundowanego przez NFZ - mieli zapłacić od 2,5 tysiąca złotych do 3700.
- Doktor mi przedstawił, jak to wygląda i najpierw powiedział, że mogę szukać terminu na NFZ. To trzeba czekać w granicach dwóch, trzech lat. Mogę to zrobić prywatnie w jakiejś klinice albo doktor może przyspieszyć termin u siebie w szpitalu i to jakiś koszt będzie.
- Zaproponował mi trzecią możliwość, że można to zrobić częściowo na NFZ i częściowo prywatnie. Zapytałam się, czy to wyjdzie tak mniej więcej około czterech tysięcy złotych, to pan doktor machnął ręką i tyle było w temacie.
- Pan doktor mi napisał SMS, że dwa i pół tysiąca to by kosztowało
- mówiły zeznające kobiety.
O tym, że mają zapłacić za refundowany zabieg, matki dowiedziały się później, kiedy dzwoniły do szpitala Podolany, by przełożyć termin operacji, bo dziecko zachorowało.
Nie byłam świadoma, że to ma być łapówka
- mówiła dziś jedna z kobiet. Inna na krótko przed składaniem zeznań na komendzie policji odebrała telefon od lekarza, który poinstruował ją, że gdyby ktoś pytał, ma mówić, że to zabieg na NFZ.
34-letni Krzysztof P. od początku nie uczestniczy w procesie. Nie przyznaje się do winy. Jego obrońca przekonuje, że w tej sprawie nie można mówić o korupcji, a rodzice płacili za dodatkową opiekę.
Dziś okazało się, że część nie miała nawet świadomości, że zabieg jest refundowany przez NFZ. Byli przekonani, że dziecko będzie operowane w prywatnym szpitalu, a pieniądze trafią na konto placówki.
Zeznający dziś rodzice ostatecznie nie zapłacili, bo sprawa wyszła na jaw. Ich dzieci zostały zoperowane bezpłatnie w szpitalu Podolany w ramach kontraktu placówki z NFZ.