"To, co było największą niewiadomą, czyli przekroczenie granicy polsko-ukraińskiej poszło dość sprawnie i zajęło tylko półtorej godziny" - powiedział nam zadowolony komandor rajdu Roman Owczarzak.
Owczarzak relacjonuje, że ukraińscy celnicy wszystkie Warszawy zapisywali jako Pobiedy. "My mówimy: to Warszawa!, a oni: Nie, eto Pobieda! I wpisywali Pobiedy" - opowiada ze śmiechem komandor rajdu. Przed Lwów po kolumnę aut z Polski wyjechali swoimi zabytkami miłośnicy Zaporożców. Omijając najbardziej zakorkowane ulice i drogi, Ukraińcy poprowadzili Polaków do hotelu. Po zakwaterowaniu rajdowicze pojechali zwiedzić Cmentarz Łyczakowski. Przez cały czwartek 4 maja w planie mają zwiedzanie Lwowa.
W minioną sobotę czternaście Syren i osiem Warszaw wyruszyło na trasę z rynku w wielkopolskiej Nekli. Auta pokonały dotąd blisko 900 km. Cztery dni rajdowicze spędzili w Bieszczadach. Jeszcze w Polsce jedna syrena skorzystała z lawety. Awaria jednak nie okazała się poważna i po oględzinach auto pojechało dalej własnymi siłami. Wśród załóg z całej Polski (i zagranicy) przeważają ekipy z naszego regionu. Powrót do Nekli zaplanowano na sobotę.