Mężczyzna zgłosił się do prokuratury, bo w nocy, kiedy zaginęła Ewa Tylman, widział - jak twierdzi - parę, która kłóciła się nad Wartą.
- To nie była zwykła rozmowa, to była głośna rozmowa, głośna kłótnia - mówił świadek.
Ale w zeznaniach świadkach pojawiły się rozbieżności. Już wcześniej mężczyzna przedstawił swoją wersję wydarzeń policjantowi, który przyjechał do niego do więzienia.
- Świadek nie mówił spójnie, to nie jest wiarygodny świadek - komentuje ojciec Ewy Tylman.
- Świadek pomylił sąd z telewizyjnym show. Tylko różnica jest taka, że tam mógłby się wyłącznie skompromitować, natomiast tutaj grozi mu odpowiedzialność karna za składania fałszywych zeznań - ocenia zeznania świadka pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, mecenas Wojciech Wiza.
- Nie mamy tutaj przekonania, że był to wiarygodny świadek - dodaje mecenas Mariusz Paplaczyk.
Prokuratura przed przesłuchaniem świadka w sądzie nie mogła sprawdzić jego wiarygodności, bo zabraniają tego przepisy, jeżeli do sądu trafi już akt oskarżenia.
- Prokurator zrobił to, co powinien zrobić, a więc kiedy zgłasza się ktoś, kto ma jakąś wiedzę o postępowaniu, prokurator po prostu przekazuje taką korespondencję do sądu - tłumaczy prokurator Magdalena Mazur-Prus.
Kolejna rozprawa za miesiąc.