NA ANTENIE: I WISH IT COULD BE CHRISTMAS EVERYDA/WIZZARD
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Rockowe pazurki Dolly - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 02.02.2024 g.13:01  Aktualizacja: 02.02.2024 g.08:30 Ryszard Gloger
Poznań
Dolly Parton jest ikoną muzyki popularnej, a szczególnie gatunku country. Nawet jeśli ktoś nie przepada za taką muzyką, z trudem akceptuje lekko spłaszczony głos wokalistki, to każdy zna Dolly Parton z jej blond fryzurą, wydatnym biustem, imponującym wcięciem w pasie.
Dolly Parton „Rockstar” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Pogardliwie nazywano ją zawsze Dolly, dla podkreślenia wizerunku artystki rażącego sztucznością. Prawdę mówiąc, dziewczyna z amerykańskiej prowincji, sama narzuciła ten sposób postrzegania, kiedy w 1967 roku nagrała pierwszą w karierze płytę winylową zatytułowaną „Hello I’m Dolly”. Bardzo szybko okazało się, że Dolly Parton to niezwykła postać w kręgu muzyki. Zabłysnęła śpiewając skomponowaną przez siebie piosenkę „Jolene”. Była autorką setek utworów. Potem aż 44 albumy piosenkarki znalazły się w gorącej dziesiątce bestsellerów, a 110 piosenek trafiło na listy przebojów.

Tak, Dolly jest legendą muzyki country i nie tylko. Nie wszyscy mogli uwierzyć, że słynną piosenkę z filmu „Bodyguard” - zaśpiewaną przez Whitney Houston - skomponowała słodka Dolly. Po rozstaniu się z wielkimi wytwórniami płyt, artysta związała się z wydawnictwami niezależnymi, nagrywając m.in. kilka znakomitych płyt z muzyką bluegrass. Jednak nikt nie mógł nawet przypuszczać, że mając 78 lat, zaryzykuje i nagra album z muzyką rockową. Może Dolly Parton pozazdrościła tym odważnym kobietom w starszym wieku, które zamiast robić na drutach czapeczkę dla wnuka, decydują się na skok ze spadochronem lub inne niebezpieczne szaleństwo.

Album nosi tytuł „Rockstar” i składa się z dwóch płyt, a na nich 30 nagrań. Rzut oka na okładkę płyty i oprócz zdjęć z dosłownie „odjechaną” Dolly z gitarą na motocyklu, w skórzanym wystroju, po oczach równie mocno biją nazwiska rockowych sław. Jest Richie Sambora, Steven Tyler, Simon Le Bon, Elton John. Kto nie zna wszystkich tych gości, nigdy chyba nie słuchał zespołów Bon Jovi, Aerosmith i Duran Duran. Tymczasem towarzystwo jest znacznie większe, Dolly nie chciała być jedną jedyną wśród wianuszka mężczyzn jak Madonna w pewnym video klipie. Są także wokalistki Miley Cyrus, Stevie Nicks, Brandi Carlile, Joan Jett, Melissa Etheridge czy Debbie Harry. Tu się zatrzymam, chociaż to nawet nie połowa listy płac na „Rockstar”. No ekipa jest ogromna, jak z ceremonii przyznawania nagród Grammy. Same nagrania ukazują jeszcze, że cała sesja w studiu także imponuje wystrojem na bogato. Piosenki wymagały specjalnych aranżacji i dużego składu orkiestralnego. Instrumentaliści to także creme de la creme mistrzów w swoich kategoriach.

Można to wszystko uznać za kaprys kobiety, którą na to stać, ale i projekt obarczony dużym ryzykiem, który już z daleka trąci niezwykłą fanaberią. Pewnie Dolly Parton chciała odbiorców podrażnić, biorąc się za wykonanie takich klasycznych piosenek jak „Every Breath You Take” (w duecie ze Stingiem, „Purple Rain” (solo) lub (I Can’t Get No) Satisfaction (wspólnie z Pink i Brandi Carlile). A to jeszcze nie koniec. Przebój zespołu Journey „Open Arms”, Dolly zaśpiewała z byłym wokalistą Journey, Stevem Perry’m. Inny przebój „Baby I Love Your Way” - tak jak w oryginale w rytmie reggae - piosenkarka nagrała z tym, który utwór wylansował, czyli z Peterem Frampton’em.

Można powiedzieć, że cały album to mała historia rock and rolla ostatniego półwiecza. Każda z piosenek pomieszczonych na dwóch płytach, kryje jakąś większą historię, która zachęca do szerszego komentarza. Kto jednak ma czas na takie wycieczki, porównania i dywagacje.

Jak zwykle w tak dużym zestawie nagrań, są rzeczy dobre i kilka naprawdę znakomitych. W większości utworów Dolly Parton zachowuje wierność oryginalnym wersjom, nie tylko poprzez wykorzystanie głosu wykonawcy wersji podstawowej. W kilku przypadkach legenda country śpiewa sama, bez wsparcia jak w utworach „World On Fire” i „Purple Rain”. Czasem duety Dolly a nawet tercety bywają zaskakujące, jak wyciągnięty z mroku zapomnienia Kevin Cronin, lider zespołu REO Speedwagon.

Kiedy słychać pierwsze dźwięki rockowego dzieła „Stairway To Heaven” z repertuaru Led Zeppelin, wydaje się, że Dolly Parton rzuca się z motyką na księżyc. Sentymentalna ballada nabiera jednak blasku i rockowego kształtu, gdy wchodzi wokalne wsparcie Lizzo i Sashy Flute. Prawie odwzorowane solo gitary Jimmy’ego Page’a ratuje utwór, który wrył się w pamięć milionów słuchaczy.

Zdziwień i zadziwień na „Rockstar” jest bardzo dużo. W nagraniu „I Dreamed About Elvis” pojawia się słynny męski chórek Elvisa Presley’a, The Jordanaires. Przebój grupy The Beatles „Let It Be” Dolly zaśpiewała z Paulem McCartney’em i Ringo Starr’em. Z kolei hymn southern rocka „Free Bird” wsparli „elektronicznie”, nieżyjący muzycy zespołu Lynyrd Skynyrd.

Dwie płyty i ponad dwie godziny muzyki, to jednak może prowadzić do przedawkowania nie tylko z powodu specyficznego głosu Dolly. Objętość wydawnictwa powoduje, że muzyka ciągnie się jak brazylijski serial.

W 2022 roku ikonę muzyki country, wprowadzono w poczet artystów Rock And Roll Hall Of Fame. O ile w tamtym momencie to wyróżnienie spadło na Dolly Parton trochę na piękne oczy, to po albumie „Rockstar”, nikt nie może kwestionować rockowych kompetencji artystki i trzeba stwierdzić, że kredyt został spłacony.

http://www.radiopoznan.fm/n/3Ra13r
KOMENTARZE 0