NA ANTENIE: ALL RIGHT NOW/FREE
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Przyszła dyrektorka Biblioteki Raczyńskich myśli o połączeniu z miejskim wydawnictwem

Publikacja: 05.08.2022 g.10:50  Aktualizacja: 05.08.2022 g.15:49 Łukasz Kaźmierczak
Poznań
Wśród pomysłów także bus z książkami i czytanie pod chmurką.

Katarzyna Kamińska obejmie stanowisko z początkiem września. O swoich planach opowiadała w porannej rozmowie Radia Poznań.

Wśród pomysłów na promocję czytelnictwa wymieniła mobilne biblioteki. "Trzeba imać się wszystkich sposobów" – tłumaczyła Katarzyna Kamińska.

To jest taki pomysł, który może brzmieć nieco zabawnie, kojarzyć się filmami z czasów PRL, kiedy autobus Ogórek zaaranżowany na bibliotekę objeżdżał niewielkie miejscowości. Ale moim zdaniem to nie jest zły pomysł. Pamiętajmy, że na terenie miasta jest sporo instytucji, w których na przykład na pobytach dziennych czy pobytach stałych są całe grupy, które być może chętnie wypożyczyłyby książki, a te instytucje nie mają własnych bibliotek. Ja w koncepcji wspominałam chociażby o Domach Pomocy Społecznej, ale myślę, że takich miejsc jest więcej

- wyjaśnia przyszła dyrektorka Biblioteki Raczyńskich.

Katarzyna Kamińska mówiła o dużej samodzielności filii. Przyznała również, że zastanawia się nad abolicją dla dłużników biblioteki oraz wprowadzeniem form czytania na świeżym powietrzu. Kolejnymi pomysłami jest poprawa współpracy z organizacjami pozarządowymi i aktywność wydawnicza.

Przyszła dyrektorka Biblioteki Raczyńskich jest obecnie szefową miejskiego wydawnictwa Poznania. Na swoim stanowisku zostanie do końca września. Katarzyna Kamińska nie wyklucza jednak, że obie instytucje zostaną w przyszłości połączone.

Poniżej cała rozmowa:

Łukasz Kaźmierczak: Czy przedstawiając panią, nie wyszedłem przed szereg? Nie powinienem powiedzieć jeszcze „dyrektorka miejskiego wydawnictwa w Poznaniu”?

Katarzyna Kamińska: W pewnym sensie tak. Do końca września będę zajmowała to stanowisko. Jednocześnie już od 1 września obejmę stanowisko dyrektorki Biblioteki Raczyńskich, a od 1 października już tylko będę w bibliotece.

Deadline jest ustawiony. Ale czy problem sam się nie rozwiąże? Może będzie łączenie biblioteki i miejskiego wydawnictwa?

Mówi się o tym, ale myślę, że jest za wcześnie, by podawać jakiekolwiek szczegóły. Pewne jest jedno, że te instytucje merytorycznie mają wiele ze sobą wspólnego. Myślę, że miałoby sens, szczególnie, że ja chciałabym bardzo, żeby biblioteka zintensyfikowała swoją działalność wydawniczą. Przydałby się więc w niej kompetentny zespół, który niewątpliwie w wydawnictwie miejskim jest.

Będzie pani namawiała do tego prezydenta Poznania?

Chciałabym wpierw mieć szansę na poznanie biblioteki lepiej i żeby moja wiedza na temat biblioteki była większa niż jest teraz, dlatego, że od 1 października priorytetem będzie dla mnie biblioteka.

Apeluje pani o klasyczne 100 dni spokoju?

Nie, to nie tak. Natomiast, jeśli taka decyzja byłaby podjęta, to chciałabym mieć pewność, że taki żmudny proces, który zaangażuje służby obu instytucji, nie będzie ze szkodą dla żadnej z tych instytucji. Dlatego trochę tego czasu potrzebuję. Natomiast merytorycznie bez wątpienia, mówiąc kolokwialnie, trzymałoby się to kupy.

Przychodzi pani do instytucji z jeszcze większą tradycją, na pewno w nazwie, jeśli chodzi o historię też, ale na pewno to także instytucja z jakimś bagażem problemów. Pamiętam dyskusje wokół biblioteki, z jednej strony wiem, że ustępująca dyrektor Anna Gruszecka chciała trochę ożywić taką nieco zastałą strukturę, było dużo pomysłów, nie zawsze dobrze przyjmowanych przez zespół, to było takim wiszącym w powietrzu zagadnieniem, że gdzieś jest opór materii. A z drugiej strony nie do końca była dobra współpraca zespołu z panią dyrektor. My dostawaliśmy anonimy o mobbingu i ciężkich dyscyplinarnych bojach z pracownikami. Nie obawia się pani tego wyzwania?

Byłabym szalona, gdybym się nad tym choćby przez chwilę nie zastanawiała. Oczywiście mogę powiedzieć, i zastosować taką metaforę książkową, że po prostu trzeba przewrócić stronnicę tej księgi i zapisać własnym pismem na nowo. Ale to byłoby zbyt proste. Ja liczę się z tym, że w jakimś sensie będę musiała zmierzyć się z konsekwencjami sytuacji, o której wiemy przede wszystkim z mediów, co tu dużo kryć, bo ja nie jestem wewnątrz instytucji.

My trochę dostawaliśmy listów z wnętrza. Ale nie były podpisywane.

Trudno na tej podstawie ocenić całość sytuacji, także do mnie będzie należała taka ocena, co się właściwie dzieje.

Tym bardziej że bez wątpienia Anna Gruszecka miała rację, mówiąc, że biblioteka wymagała takiego przewietrzenia.

Tak sądzę. I warto podkreślić, że udało się podczas obu kadencji pani dyrektor Anny Gruszeckiej masę dobrych rzeczy. Na pewno nikt nie będzie zaprzeczał temu, że w sensie infrastrukturalnym instytucja wykonała gigantyczny krok na przód, przy czym warto cały czas pamiętać, że te korzystne infrastrukturalne zmiany zaczęły się jeszcze za rządów byłego dyrektora Wojciecha Spaleniaka, bo przecież nowe skrzydło i remont muzeum Sienkiewicza to jeszcze jego kadencja. Natomiast pani dyrektor Gruszecka spowodowała, że warunki pracy w wielu filiach biblioteki i samej bibliotece głównej na pewno bardzo się poprawiły i nie można tego zapominać.

Czy będzie jakiś ważny gest na początek? Kiedy w Rzymie pojawiał się następca Cezara, ogłaszał igrzyska. Ja się zastanawiam czy pani ogłosi abolicję książkową.

Zobaczymy. Na pewno bardzo bym chciała pokazać moją dobrą wolę i chęć współpracy, a także wyjścia naprzeciw potrzebom wszystkich środowisk skupionych wokół biblioteki, więc z jednej strony oczywiście pracownicy, zespół, całe grono współpracowników, bo to różne organizacje pozarządowe, a z drugiej czytelnicy, bo to dla nich pracuje biblioteka. Natomiast publicznie nie chciałabym takich zobowiązań składać.

Anna Gruszecka przez 7 lat nie chciała takiej abolicji wprowadzać. A były takie głosy. Ona jednak była dosyć nieugięta, jeśli chodzi o zasady – jest wina i musi być kara.

Myślę, że warto się przyjrzeć strukturze tych zaległości i zobaczyć, czy rzeczywiście bardziej opłaca się odzyskać książki nie czekając aż klient się poprawi, przyniesie książki i ewentualnie zapłaci karę, czy jednak warto być konsekwentnym i tego klienta ścigać. Będzie czas, żeby to ocenić.

Czy pani wchodzi do zespołu z gałązką oliwną?

Oczywiście. Gałązka oliwna jest moim nieodłącznym atrybutem jako osoby. Ja mam osobowość koncyliacyjną, może to nie jest miejsce, żeby rozmawiać o cechach mojego charakteru.

Trochę to jest takie miejsce.

Ja wierzę w ludzi. Pomimo tego, że nie raz się zawiodłam. Ale wydaje mi się, że ten, kto nie wierzy w ludzi i nie ufa ludziom, jest nieszczęśliwym człowiekiem i źle mu się żyje. Każdemu warto dać szansę i kredyt zaufania. I ja tak właśnie zamierzam podchodzić do sprawy. Otwartość, otwartość i jeszcze raz otwartość.

Pani opracowała projekt strategii dla Biblioteki Raczyńskich. Czytałem też, co prezydent Jacek Jaśkowiak mówił, oczywiście na pierwszym miejscu, nie wiem czy to przypadkowa chronologia, ale jest promocja czytelnictwa. To jest to wyzwanie postawione przed panią? To takie neverending story. Poprzednia dyrektorka również miała takie zadanie do wykonania.

Cały sens działania bibliotek polega na tym, że mają swoich odbiorców, czyli czytelników. W przeciwnym razie na cóż gromadzić te olbrzymie zasoby? Promocja czytelnictwa powinna być przedmiotem troski całego środowiska książki. To są biblioteki oczywiście, ale też cały łańcuch ludzi, którzy pracują na to, żeby po pierwsze książki były wydawane, powstawały i żeby miały odbiorców, którzy będą je wypożyczać lub kupować. Więc to jest przedmiot troski całego środowiska. A mówiąc jeszcze wznioślej, to powinien być przedmiot troski wszystkich środowisk zajmujących się kulturą i oświatą.

A mniej wzniośle? Tylko na konkretach. Były książkomaty, trochę symbol dyrektorowania Anny Gruszeckiej. To był dobry pomysł? Czy pani chce iść dalej – słyszałem o pomyśle mobilnej biblioteki?

Tak. To jest taki pomysł, który może brzmieć nieco zabawnie, kojarzyć się filmami z czasów PRL, kiedy autobus Ogórek zaaranżowany na bibliotekę objeżdżał niewielkie miejscowości.

Do tego autobusu mam sentyment.

Ale moim zdaniem to nie jest zły pomysł. Pamiętajmy, że na terenie miasta jest sporo instytucji, w których na przykład na pobytach dziennych czy pobytach stałych są całe grupy, które być może chętnie wypożyczyłyby książki, a te instytucje nie mają własnych bibliotek. Ja w koncepcji wspominałam chociażby o Domach Pomocy Społecznej, ale myślę, że takich miejsc jest więcej i warto taką inicjatywę zgłosić. Natomiast co do książkomatów, to ja osobiście uważam, że każdy sposób, każda próba dotarcia do czytelników jest super, natomiast czy te książkomaty się sprawdzą, to zobaczymy, bo proszę pamiętać, że one bodaj w kwietniu zostały uruchomione, także w tej chwili ciężko wyciągać daleko idące wnioski. Ale trzeba się imać każdego sposobu.

Jeżeli ja miałbym myśleć o bibliotece, przychodzi mi na myśl zamknięcie w murach biblioteki, a czy ona nie powinna wyjść w tkankę miejską, w imprezy organizowane przez miasto i tak dalej…

Myślę, że tak. Bardzo bym tego chciała, ja uważam, że w ciągu ostatnich lat biblioteka koncentrowała swoją działalność na nieco innych obszarach. Myślę, że to było ogromne zadanie poprawienia warunków pracy bibliotekarzy i warunków w jakich czytelnicy wypożyczają książki. Natomiast w Poznaniu jest cała masa inicjatyw czytelniczych. Są przecież festiwale i nagrody literackie, część z nich sama biblioteka przyznaje. Mamy całą masę takich rzeczy jak targi książki, mamy całą masę takich organizacji pozarządowych, które zgłaszają inicjatywy czytelnicze i ja myślę, że biblioteka, proszę wybaczyć potoczne słowo, powinna się podczepiać pod takie inicjatywy, oczywiście oferując partnerom też pewne korzyści. Powinniśmy być obecni wszędzie gdzie się da.

Może czytanie pod chmurką?

Ja od trzech czy czterech tygodni, od kiedy stało się sprawą publiczną, że ja kandyduję, a potem, że komisja mnie rekomendowała i tak dalej, ja od czterech tygodni czuję się jak urna z pomysłami, bo naprawdę masa ludzi do mnie dzwoni i jest giełda pomysłów. Pan mówi o czytaniu pod chmurką, które chyba epizodycznie miało miejsce w naszej bibliotece.

Z naciskiem na epizodycznie.

Można zastanowić się, czy nie można zrobić z tego stałej formy czytelnictwa.

Ja pani podpowiadałem chociażby abolicję.

To jest bardzo podejrzane. Czyżby miał pan jakieś zaległości?

Nie mam zaległości. Nie należę do Biblioteki Raczyńskich, książki biorę wyłącznie na własność, nie umiem się rozstać z nimi.

Muszę powiedzieć, że mnie zatkało. Zaprasza pan przyszłego dyrektora i okazuje się, że nie jest zapisany?

Ale ja tych książek bym nie oddawał. Nie umiem się z nimi rozstać. To jest mój wyraz lokalnego patriotyzmu.

Będę zachęcała do tego, żeby pan się stał naszym odbiorcą.

Filie to duży element w pani strategii rozwoju. Jak miałyby te filie funkcjonować? Pani mówiła, że są miejsca, Poznań się rozrasta, gdzie nie ma takich filii. Czy to powinny być bardziej samodzielne jednostki, czy raczej profilowane? Pani używa określenia „mikrocentra kultury”. W jakim kierunku miałaby pójść aktywność filii Biblioteki Raczyńskich?

To jest element, który będę musiała dokładnie zbadać. Ja nie mam wiedzy, w jakim stopniu na przykład bibliotekarze zatrudniani w poszczególnych filiach wpływają na to, co znajduje się w ich księgozbiorach. A wydaje mi się, że powinno się wsłuchiwać w ich głosy, bo oni znają najlepiej swoich odbiorców. Warto ich posłuchać. Być może to już się dzieje, ale ja tego nie wiem. Kolejna rzecz przede mną. Muszę to zbadać. Natomiast wiem, że wiele osób, które pracuje w filiach, ma własne fajne pomysły na promocję i kontakt z czytelnikami. Bieda polega na tym, że nie każda filia ma ku temu warunki, bo niektóre mają niewielkie kąciki czytelnicze. Trudno wymagać, żeby były tu prowadzone warsztaty na wielką skalę, natomiast mnie się wydaje, że jeśli tylko w zespołach będą chęci, żeby rozwijać się poza ściśle biblioteczną działalnością i będziemy mieli partnerów, to będziemy to robić.

Wyczuwam tutaj pomysł na dużą samodzielność filii.

Byłoby dobrze. Ja jestem zwolenniczką takiego stylu zarządzania ludźmi, szczególnie w instytucji kultury, który zakłada sporą kreatywność i sporą samodzielność. Wiadomo, że niektóre decyzje nieuchronnie należą do dyrektora, bo to on odpowiada za całość instytucji. Natomiast jeśli chodzi o sposób, w jaki filie powinny funkcjonować, to bardzo ważne jest oddanie głosu tym ludziom pracującym w nich.

Czy możemy przyjąć to zdanie jako motto pani aktywności na stanowisko dyrektora Biblioteki Raczyńskich?

Bardzo chętnie.

http://www.radiopoznan.fm/n/tq1itt
KOMENTARZE 0