NA ANTENIE: ALL ALONG THE WATCHTOWER/JIMI HENDRIX
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Polacy zmniejszą zużycie gazu nawet o 17 procent bez żadnych dodatkowych regulacji

Publikacja: 12.08.2022 g.10:31  Aktualizacja: 12.08.2022 g.11:09
Poznań
To efekt wzrostu cen tego surowca. Takie informacje płyną z ministerstwa klimatu. Mówił o tym w porannej rozmowie Radia Poznań ekspert w dziedzinie polityki energetycznej Wojciech Jakóbik.
gaz kuchenka gazowa  - Pixabay
Fot. Pixabay

Odniósł się też do obecnych zapasów gazu w Polsce.

Polityka realizowana od kilkunastu lat z różnym powodzeniem przez różne rządy na szczęście przynosi efekty. Mamy terminal LNG, który jest wypełniony pod korek, mamy gazociąg Baltic Pipe, który będzie gotowy z końcem września po to, żeby w przyszłym roku zapewnić nawet do 10 mld metrów sześciennych rocznie gazu spoza Rosji. To tyle eksportował rocznie do Polski Gazprom, który w maju niezgodnie z kontraktem przerwał te dostawy pod pretekstem sporu o ruble

- mówi Jakóbik. 

Gość porannej rozmowy mówił też, że gaz nie będzie tańszy, bo kupujemy go na tak zwanej górce, kiedy ceny gazu notują kolejne rekordy i dalej rosną. Zdaniem Wojciech Jakóbika gazu dla indywidualnych odbiorców nie zabraknie, ale mogą być potrzebne ograniczenia dostaw dla przemysłu.

Poniżej cała rozmowa:

Cezary Kościelniak: Moim gościem jest dziś redaktor Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu Biznes Alert, ekspert w dziedzinie polityki energetycznej. Często w swoich komentarzach powtarza pan - taki refren - trzy "s": spokój, sankcje, solidarność. Sankcje jakieś mamy, solidarności energetycznej chyba trochę mniej. Czy w związku z tym faktycznie możemy być spokojni, pańskim zdaniem?

Wojciech Jakóbik: Powinniśmy być spokojni, ponieważ sankcje niszczą gospodarkę rosyjską. Uniwersytet Yale napisał 200 stron na temat skutków dla gospodarki rosyjskiej, które na pierwszy rzut oka nie są zawsze widoczne z tego względu, że Rosjanie tak, jak kiedyś Sowieci, przekazują tylko te informacje, które chcą. To kraj totalitarny, więc nie należy przejmować się za bardzo komunikatami gospodarczymi z Moskwy, a właśnie poświęcić więcej uwagi badaniom naszych uczonych na zachodzie, które potwierdzają, że sankcje działają. Jeśli chodzi o solidarność energetyczną, to nie jest idealnie, oczywiście. Natomiast patrząc z punktu widzenia czasów sprzed ataku Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, uczyniliśmy skok, jeśli chodzi o mentalność w odniesieniu do Rosji. W 2023 roku w Niemczech mają być pływające terminale LNG,  a gazociąg Nord Stream 2 gnije na dnie Bałtyku. Może być rozmontowany na potrzeby właśnie tych dostaw LNG. Państwa UE zmniejszają zużycie gazu rosyjskiego. Spada sprzedaż gazu z Gazpromu o 24 mld metrów sześciennych.

No właśnie, na swoim Twitterze podaje pan realne straty Gazpromu, bo gdzieś w mediach bardzo często mówi się, że wręcz nawet wzrosły zyski Gazpromu, tymczasem realnie ta firma jest po prostu stratna.

To jest narzędzie wrogiej polityki Kremla, które płaci od 2014 roku za awanturę na Ukrainie, która trwa już przecież 8 lat. Gazprom najpierw stracił rynek ukraiński, teraz coraz bardziej traci rynek europejski. Nawet jeżeli państwa członkowskie nie są gotowe do porzucenia gazu z Rosji tak, jak Polska, nie wszystkie są na to gotowe faktycznie teraz, to Gazprom schodzi ze sceny. Niby przy rekordowo wysokich cenach gazu powinien zarabiać coraz więcej, a tymczasem notuje spadek przychodów właśnie przez to, że jest usuwany z rynku ze względów bezpieczeństwa. Władimir Putin przekonuje niedowiarków do polityki uniezależnienia się od Rosji, w końcu się budzimy i właśnie w zależności od tego, czy zachowamy spokój, czy będziemy kontynuować politykę sankcji i czy będziemy solidarni, wyjdziemy z kryzysu energetycznego wzmocnieni albo osłabieni, bo bardziej długoterminowo po prostu zamkniemy stację benzynową Władimira Putina.

Myślę, że naszych słuchaczy może zainteresować taka kwestia, jakie kierunki dostaw mają nam zastąpić dostawy z kierunku wschodniego? Czy Baltic Pipe i terminal LNG wystarczy do wymiany czy też zamknięcia rosyjskiej stacji gazowej, czy też musimy być gotowi na jakieś inne sposoby zaopatrzenia w surowiec?

Nie odkryjemy na nowo Ameryki, polityka realizowana od kilkunastu lat z różnym powodzeniem przez różne rządy na szczęście przynosi efekty. Mamy terminal LNG, który jest wypełniony pod korek, mamy gazociąg Baltic Pipe, który będzie gotowy z końcem września po to, żeby w przyszłym roku zapewnić nawet do 10 mld metrów sześciennych rocznie gazu spoza Rosji. To tyle eksportował rocznie do Polski Gazprom, który w maju niezgodnie z kontraktem przerwał te dostawy pod pretekstem sporu o ruble. Natomiast zakontraktowanie gazociągu Baltic Pipe nie jest pełne. To znaczy, że ten gazociąg nie jest zapełniony pod korek - jeszcze. Prawdopodobnie zostanie zapełniony, bo toczą się negocjacje z udziałem polskiego PGNiG. To nie będą tanie umowy, bo kupujemy na górce, teraz, kiedy ceny gazu notują kolejne rekordy i dalej rosną, ale bezpieczeństwo dostaw powinno zostać zagwarantowane, chyba, że zabraknie tego gazu, bo będziemy wolniejsi niż inni negocjatorzy, bo teraz nie tylko Polacy chcą spoza Rosji. Natomiast w najgorszym wypadku mamy magazyny gazu, które będą uzupełniać ewentualne niedobory i gospodarstwa domowe, czyli nasi słuchacze, którzy niepokoją się teraz, czy w kuchence będzie gaz, powinni zostać zabezpieczeni, ale to nie znaczy, że na którymś etapie nie będą potrzebne ograniczenia dostaw do przemysłu, czyli tzw. stopnie zasilania znane np. z sektora energetycznego i to będzie uderzenie gospodarcze. Niemcy też się go boją licząc straty z PKB nawet w kilku procentach, ale długoterminowo ta zmiana przyniesie mniejszą zależność od gazu w ogóle i już teraz z danych ministerstwa klimatu widać, że Polacy zmniejszą zużycie gazu nawet o 17 procent, czyli prawie o jedną piątą bez żadnych dodatkowych regulacji, tylko dlatego, że gaz jest tak horrendalnie drogi.

Niedawno na Biznes Alert ukazała się bardzo ciekawa rozmowa z panią wiceminister Łukaszewską-Trzeciakowską i tam padło jednak coś, co może trochę ludzi zaniepokoić. Mianowicie - cytuję z pana Twittera: wzrost ceny dla odbiorcy powinien zostać ograniczony na poziomie do około 40 procent. To jest bardzo wysoko, mimo wszystko. Ktoś, kto załóżmy płaci 400 złotych za gaz, będzie musiał 160 złotych dopłacić, plus minus coś koło tego. Powinniśmy się faktycznie przygotować na takie zwyżki cen energii do ocieplania domów?

Gdyby nie interwencja rządu polskiego, UE i rozwiązań, które są widoczne na całym kontynencie, ta podwyżka byłaby kilkusetprocentowa, a zatem tak - należy się przygotować na dalsze podwyżki, na to, że wszyscy będziemy liczyć każdą megawatogodzinę. Już teraz warto oszczędzać zużycie gazu i energii elektrycznej. Najbiedniejsi niestety mogą tylko liczyć na pomoc społeczną, ale ona się też pojawia i dodatki energetyczne, węglowe to nie koniec, to dopiero początek różnych rozwiązań, które będą wprowadzane w dobie kryzysu energetycznego. Nie da się uniknąć skutków gospodarczych tego, co dzieje się na rynku energii i gazu z winy rosyjskiego Gazpromu. Zapłacimy wszyscy za awanturę Putina.

Panie redaktorze, a czy w budowlance zwiększy to popyt na takie systemy ogrzewania, jak chociażby pompy ciepła, które są bardziej energooszczędne? Myśli pan, że znowu ta gałąź gospodarki może się zdynamizować dzięki temu kryzysowi?

Myślę, że tak, bo tych, których stać inwestują od dawna w odnawialne źródła energii w energetyce czy właśnie w pompy ciepła w ciepłownictwie z tego względu, że one obniżają rachunki, a zatem się opłacają. W dobie kryzysu energetycznego będą się opłacać jeszcze bardziej z tym zastrzeżeniem, że także w tej branży są zakłócone łańcuchy dostaw. Większy popyt na tego typu rozwiązania, musi się zderzyć z faktem, że są problemy z materiałami, trzeba czekać długo na pompy ciepła, ale na pewno jest to dobre rozwiązanie, pozwala obniżyć rachunki, zmniejszyć zależność od niestabilnej sytuacji, więc popularność tego typu rozwiązań będzie rosła.

Przejdźmy do polityki europejskiej, sam pan powiedział, że z tą solidarnością jest tak sobie. Nie jest źle, ale też nie jest najlepiej. Chciałbym zapytać pana o logikę działań węgierskiego rządu. Mówiąc wprost, czy faktycznie jest tak, że Węgrzy są skazani, jeśli idzie zarówno o utrzymanie tego rosyjskiego systemu elektrowni atomowej z jednej strony, jak i rosyjskich dostaw ropy i gazu. Czy tak naprawdę nie mają innej alternatywy, bo tak to jest przedstawiane z punktu widzenia Budapesztu właśnie?

Oni nie są skazani na Rosję, tylko sami się na nią skazali przez lata coraz głębiej współpracując z Gazpromem, Rosatomem działając na rękę Kremlowi do tego stopnia, że kiedy Ukrainie groziło zakręcenie kurka z gazem w 2019 roku, Węgry zaoferowały dostęp Rosjanom do swych magazynów, żeby mogli tam składować gaz w czasie, gdy odetną Ukrainę od gazu, więc ta kolaboracja z Rosjanami jest bardzo zaawansowana i nie dała bezpieczeństwa dostaw Węgrom, którzy zostali odcięci od dostaw ropociągiem Przyjaźń i bez wahania, kiedy pojawiły się problemy na Ukrainie, nie dało się za to obwinić Ukraińców, ropa dalej płynie, ale kolejna awantura spowodowała wzrost cen i obawy Węgrów. Polityka rządu Wiktora Obrana, która jest jednoznacznie prorosyjska, ma alternatywę, na którą Węgrzy nie chcą się zdecydować i coraz bardziej brną w zależności od Rosji, która mści się na nich także, mimo prorosyjskiej polityki, więc alternatywą jest uniezależnienie się od rosyjskiego Gazpromu i sprowadzanie ropy spoza Rosji. Warto przypomnieć, że Węgry sprowadzają mniej tej ropy z Rosji niż np. Polska, a Polska chce do końca roku całkowicie porzucić ten kierunek. Węgrzy mówią, że nie są w stanie, ale są w stanie, bo jest do tego infrastruktura w Chorwacji - mało tego pod ich kontrolą.

Czyli tak naprawdę zapowiedź ewentualnego weta do unijnego planu ograniczenia gazu o 15 procent przez państwa członkowskie, ona tak naprawdę nie ma merytorycznego uzasadnienia?

Oczywiście, że nie. To są dywagacje o suwerenności, rozmowy o tym jak daleko powinna iść integracja europejska, czyli dyskusje na poczet polityki, w której Węgry chcą się okazać jako niezależne od Brukseli, samodzielne, a tak naprawdę coraz bardziej zależne od Rosji i stojące okrakiem, będące jednocześnie członkiem UE i działającym przeciwko UE. To na pewno nie jest dobry wzór do naśladowania. Polska ma bardziej stonowane stanowisko w tej sprawie. Mówi oczywiście o tej suwerenności, nie chce, żeby ktoś narzucił ograniczenie zużycia gazu na jakimś etapie kryzysu energetycznego, ale z punktu efektywności takie rozwiązania, niestety ten element przymusu może być konieczny po to, żeby to narzędzie zadziałało w najczarniejszym scenariuszu, w którym Rosjanie zatrzymują całkowicie dostawy gazu właśnie w środku kryzysu energetycznego, w środku sezonu grzewczego tej zimy.

Czy gdyby Polska poparła tę propozycję Ursuli von der Leyen o obniżenie zużycia surowca o 15 procent i nie dołączyła się do tego orbanowskiego weta, czy w zamian mogłaby sobie wynegocjować powiedzmy zielone światło czy też ograniczenie sprzeciwu, jaki chociażby bardzo często wyrażają Niemcy do budowania w Polsce elektrowni atomowej? Czy to może być jakaś karta przetargowa w polityce energetycznej dla nas?

Polska już wynegocjowała sobie z udziałem Francji i Niemiec zielone światło dla atomu. Mamy w tym roku przedstawić model finansowania atomu, który nie będzie blokowany przez Komisję Europejską, bo atom został uznany jako źródło zrównoważone służące transformacji energetycznej i to jest już sukces naszych negocjacji. Natomiast taryfa ulgowa w polityce klimatycznej to postulat, który nie znajduje zrozumienia w KE, Polacy są sfrustrowani tym, że chcą walczyć ze spekulacją na rynku uprawnień, że chcą więcej darmowych uprawnień, żeby dać ulgę energetyce w dobie kryzysu energetycznego i te postulaty zderzają się ze ścianą i jest to jeden z argumentów Polaków za tym, żeby stanąć okoniem w dyskusji o gazie, bo nas nikt nie słucha, to dlaczego mamy słuchać innych. Liczę na to, że dojdzie do jakiegoś kompromisu, że w Brukseli zostaną też wysłuchane argumenty polskiej elektroenergetyki czy też ciepłownictwa, bo brak dialogu skończy się tym, że Polacy pójdą szlakiem Budapesztu, a tego byśmy nie chcieli, bo w Europie system naczyń połączonych wymaga współpracy.

Wróćmy do polskiego projektu atomowego. Jak ocenia pan postęp w przygotowaniu się Polski do tej inwestycji? Czy tempo przygotowania do budowy siłowni atomowej jest pańskim zdaniem właściwe? Czy powinniśmy teraz mocno przyspieszyć?

Powinniśmy zrobić wszystko, by zgodnie z planem podjąć decyzję o wyborze partnera technologicznego w tym roku, żeby przedstawić model finansowania także w tym roku, aby reaktor jądrowy stanął w 2033 roku. Nawet jeżeli się opóźni, to i tak będzie niezbędny, więc im szybciej, tym lepiej i z tego punktu widzenia różne przepychanki w rządzie wokół projektu jądrowego, odwołanie ministra Piotra Naimskiego, nie sprzyjają temu.

Jakby pan skomentował na koniec to, że minister Naimski miałby właśnie poprowadzić - takie plotki gdzieś chodzą - projekt atomowy.

On już go prowadził, więc po co doszło do jego dymisji? Mamy do czynienia ze sporami politycznymi odnoszącymi się między innymi do fuzji ORLENU z Lotosem, potem jeszcze PGNiG, tutaj faktycznie nie zgadzały się różne frakcje i ofiarą tych sporów jest prawdopodobnie Piotr Naimski. Jeżeli wróci do projektu jądrowego, to dobrze. Natomiast gorzką lekcją na temat stanu instytucji w Polsce jest fakt, że nadal potrzebni są ludzie do tego, żeby prowadzić takie mega projekty, bo instytucje same w sobie ich nie kontynuują, czyli muszą być takie spiritus movens, które pchają na przód.

https://www.radiopoznan.fm/n/a7QuYB
KOMENTARZE 0