NA ANTENIE: Noc u Berniego
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Rodzice zawiązali Ruch Ochrony Szkoły

Publikacja: 01.09.2022 g.20:42  Aktualizacja: 01.09.2022 g.20:46
Wielkopolska
O jego celach opowiadała na naszej antenie ekspertka oświatowa Hanna Dobrowolska.
 dziewczynka uczennica szkoła klasa - Fotolia
Fot. (Fotolia)

Podkresliła, że inicjatywa zrodziła się podczas forum organizacji prorodzinnych, których członkowie dostrzegli potrzebę koordynacji działań, związanych z edukacją w Polsce.

Postulatami Ruchu Ochrony Szkoły są między innymi zwiększenie roli rodziców w kształtowaniu szkoły czy przeciwdziałanie wprowadzania edukacji włączającej, która ma na celu likwidacje szkół specjalnych i włączenie wszystkich dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, w tym tych z najcięższymi dysfunkcjami intelektualnymi, do szkolnictwa masowego.

"O ile niektóre dzieci z pewnymi typami dysfunkcji znakomicie sobie radzą, to dla niektórych jest to bardzo niekorzystne" - mówiła Hanna Dobrowolska.

Doszło do tego, że oprócz faktów bardzo negatywnych, które zaszły w szkolnictwie ogólnym, po prostu nastąpiła dekonstrukcja szkolnictwa, które zupełnie nie dało sobie rady z napływem dzieci z tak rozmaitymi i głębokimi problemami i upośledzeniami, to do tego jeszcze doszły pogłębione problemy i dysfunkcje tych właśnie dzieci, którymi pozornie chciano się zaopiekować. Po pierwsze, nie poświęcono im tyle czasu, ile można im poświęcić w szkolnictwie specjalnym, odebrano im bardzo wiele zajęć rehabilitacyjnych, które są w tej chwili ulokowane w szkołach specjalnych i towarzyszą normalnej praktyce szkolnej tych dzieci

 - mówiła w "Wielkopolskim popołudniu" Hanna Dobrowolska.

W zespole Ruchu Ochrony Szkoły znajdują się rodzice, nauczyciele, pedagodzy, akademicy, prawnicy i lekarze. Chcą przeciwdziałać zagrożeniu dobra dziecka, które współnie wskazują i próbują zlikwidować.

 

Poniżej pełny zapis rozmowy:

Roman Wawrzyniak: Skąd pomysł i potrzeba powołania Ruchu Ochrony Szkoły?

Hanna Dobrowolska: Pomysł zrodził się na początku lipca podczas pierwszego forum organizacji prorodzinnych, które miało miejsce w Warszawie. Na to forum zjechało się kilkadziesiąt organizacji, głównie rodzicielskich, z całej Polski. Podejmowaliśmy tam bardzo dużo tematów związanych z rozwojem dziecka, wychowaniem, wychowaniem do życia w rodzinie, z zagrożeniami seks edukacji, demografią, a także edukacją. Okazało się, że bardzo wiele osób tam zgromadzonych dostrzegło potrzebę koordynacji działań tych organizacji w bardziej trwałej formule niż tylko forum, które zjeżdża się, rozjeżdża co jakiś czas. Kilka z tych organizacji, ale nie tylko rodzice, co chcę podkreślić, bo założycielami Ruchu Ochrony Szkoły są zarówno rodzice ze stowarzyszenia „Rodzice chronią dzieci” z Krakowa, jak i stowarzyszenie „Odpowiedzialny Gdańsk”,  ale również stowarzyszenie nauczycieli i pracowników oświaty „Nauczyciele dla wolności, tak się wśród tego grona najbardziej ścisłego inicjatorów tego ruchu znaleźli się zarówno nauczyciele, jak i rodzice. Postrzegam w tym olbrzymią szansę, ponieważ nie pamiętam, żeby taka inicjatywa kiedykolwiek miała miejsce po czasach pierwszej Solidarności. Wtedy rzeczywiście nasz wspaniały ruch był dziesięciomilionowy i łączył wszystkich z każdej profesji.

To prawda.

Później te podziały zaczęły być tworzone, być może nawet celowo, i skłócać środowisko. W ostatnich 30 latach bardzo często rodzice byli przeciwstawiani nauczycielom, a nauczyciele rodzicom, dochodziło do jakiejś kolizji interesów, a dobro dziecka schodziło pomału na dalszy plan, albo też było kluczowe dla jednych i dla drugich, tylko nie potrafili tego dobrze komunikować i wzajemnie wchodzić w dobre relacje.

Czy to jest dobry moment, żeby postawić pytanie o cele i zadania?

Ponieważ naszym celem jest dobro dziecka, stąd wszyscy, którzy poczuli, że jest ono zagrożone – nie tylko rodzice i nauczyciele, ale prawnicy, lekarze, pedagodzy i psycholodzy, a mamy w swoim gronie wszystkie te profesje, akademicy, analitycy prawa oświatowego – zgłosiło się bardzo wiele osób i bardzo wiele podmiotów prawnych, które zajmują się kwestiami oświaty z różnych punktów widzenia. Wszystkie skupiają jeden problem – zagrożenie dobra dziecka, które jest naszym zdaniem bardzo poważne. Problemy ostatnich dwóch lat skumulowały zjawiska negatywne. W tej chwili one niestety dają znać o sobie coraz poważniej i postanowiliśmy sformułować główne cele i w jakiś sposób je określić na tyle, że połączyły różne środowiska. Okazało się, że to jest możliwe. Pokładamy wielkie nadzieje w tym, że elity rządzące, że także praktycy szkolni – dyrektorzy i kuratorzy, zarządzający oświatą – dostrzegą naszą perspektywę i uznają, że nie jest to żadne próba kontestacji, czy przeciwstawiania się dla samego protestu, a zwrócenie uwagi na najbardziej doskwierające problemy w szkole i jednocześnie pewne propozycje rozwiązań, bo takie właśnie przedstawiamy.

Podpisaliście Państwo, jako sygnatariusze, deklarację, gdzie piszecie, jak rozumiecie „dobro”. Jak je państwo definiujecie?

Mówimy o dobru dziecka i dobru szkoły. Chcielibyśmy, żeby taki model oświaty, który nam się marzy, był z jednej strony zakorzeniony w dobrych, polskich tradycjach. Odwołujemy się do wspaniałego, powszechnie znanego cytatu Zamoyskiego o Rzeczpospolitych i o tym, jak dzieci mają szansę być mocne, piękne i dobre dobrem i mocą wykształconych obywateli. Do tego odwołujemy się, jako wyznacznika pewnej idei. Chcemy jednocześnie zasadzić to w rzeczywistości, od której nie chcemy odrywać naszych projektów, a w tej chwili takie zjawiska zaczynają w Polsce mieć miejsce. Jednym z przyczynków powstania ruchu i bezpośrednich powodów jest niezwykle niebezpieczny ideologiczny projekt, który w tej chwili w Polsce jest wdrażany, mimo że próbuje się temu zaprzeczać – myślę tutaj o edukacji włączającej. Jest to koncepcja, która naszym zdaniem, ale też zdaniem wielu specjalistów na całym świecie, gdzie próbowano ją wdrażać i poniosła całkowite fiasko i zaszkodziła narodowym systemom szkolnictwa w wielu państwach – we właściwie całej Europie, Kanadzie, USA, Australii – to są kraje, które ten projekt w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat (w USA od ’70)  zaczęły realizować z fatalnym skutkiem dla poziomy oświaty.

Jak, z perspektywy rodziców, chronić dzieci przed tą nawałnicą, rewolucją seksualną w szkołach, która często jest promowana pod pozornie pięknymi hasłami, znanymi z tęczowych marszów równości, takimi jak „równość”, „wolność”, „miłość”, „szacunek”, ale za którymi idzie deprawacja i seksualizacja dzieci. Czy rodzice mają szansę, żeby swoje dzieci przed tym chronić? Jak to robić? 

Rodzice mają absolutnie wszystkie narzędzie w swoich rękach. Podstawową sprawą jest ich aktywność i interesowanie. Jeżeli mamy do czynienia z aktywnymi rodzicami, którzy rzeczywiście poza pretensjami do całego świata, która jest najbardziej powszechną postawą krytyki, a nie wzięcia sprawy w swoje ręce. My postulujemy to drugie właśnie - maksymalną aktywność. Można ją przejawiać na terenie szkoły w bardzo prosty sposób. Iść do trójki klasowej, a następnie zaproponować, że się chce być jej przewodniczącym. Jest to narzędzie do tego, aby się znaleźć w radzie rodziców. Rady szkoły nie wszędzie niestety występują, ale rady rodziców już tak. Rada rodziców jest ciałem, z którym według obecnego prawa, a miejmy nadzieję, że ono takie jeszcze długo pozostanie, absolutnie muszą się liczyć dyrektorzy szkół. Bez zgody rady rodziców nie zostanie zaakceptowany plan profilaktyczno-wychowawczy szkoły. To jest niezwykle istotny program, który obowiązuje wszystkich jego wykonawców. Jest czymś, do czego ma prawo odwołać się dyrektor, rodzic, nauczyciel, a także, tu jest kluczowa sprawa, mają prawo odwołać się organizacje pozarządowe, które wedle prawa oświatowego, mają prawo działać na terenie szkoły. Jeżeli w tym programie znajdą się zapisy, o których wcześniej Pan wspomniał, takie jak „antydyskryminacja”, „działanie przeciw wykluczeniom”, szeroko pojęta i niedoprecyzowana „profilaktyka zdrowia”, „równość”, „tolerancja”, „przeciwdziałanie praktykom antydyskryminacyjnym” – wszystkie takie hasła, jeżeli one zostaną w jakiś sposób przemycone i ujęte w tym programie profilaktyczno-wychowawczym, wówczas każda organizacja pozarządowa typu LGBT+ ma punkt zaczepienia, żeby znaleźć się w szkole, ponieważ warsztaty, projekty, programy tych organizacji zostały w tej chwili  zmultiplikowane – mamy tego w Polsce realizowanych setki, tysiące w mikro, czy makro skali. 

Ciekawe są źródła finansowania tych projektów, ale to taka moja uwaga na marginesie. 

Tak. Bardzo dobrze, że pan to poruszył, bo te źródła bardzo często nie są ulokowane w Polsce. W związku z tym, proweniencje niezbyt korzystne dla Polski są tutaj jasne i widoczne, natomiast nie nagłaśniane niestety. Ważny jest to temat i szczegółowe opracowanie sprzed bodaj dwóch lat Ordo Iuris wskazuje na te nitki finansowania przez podmioty zagraniczne, a także bardzo często ulokowane blisko Unii Europejskiej. To jest to, o czym wcześniej mówiłam, że projekty seksualizujące, jak i projekty edukacji włączającej, które jest zupełnie czymś innym, o czym mało kto w Polsce wie, mają swoje źródła finansowania poza naszymi granicami i zdecydowanie nie zmierzają ku dobru polskiego dziecka. Jeżeli chodzi o edukację włączającą, to jest to projekt, który pod hasłem „edukacji dla wszystkich”, edukacji następnego kroku po integracji, stosuje jako wytrych dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, kiedyś mówiło się, że to są dzieci niepełnosprawne, czy dzieci specjalnej troski – przeróżne określenia padały. Od 30 lat postępuje coraz większa integracja tych środowisk ongiś odłamu szkolnictwa specjalnego i implementowanie do szkoły ogólnej, szkoły masowej. O ile dzieci z pewnymi dysfunkcjami znakomicie sobie radzą w szkolnictwie masowym, choćby dzieci z problemami sensorycznymi – na wózkach inwalidzkich – dostosowaliśmy obiekty itd. One się znakomicie odnajdują. Niektóre dzieci z pewnymi określonymi typami Aspergera, czy autyzmu, z lekkimi upośledzeniami umysłowymi, z pewnymi rodzajami niedowidzenia, czy niedosłuchu również, choć wymagają większej staranności i lepszej opieki. Natomiast edukacja włączająca docelowo zmierza do tego, żeby dzieci absolutnie ze wszystkimi problemami, jakiekolwiek by one nie miały być, muszą, bo taki jest plan, znaleźć swoje miejsce w szkole ogólnodostępnej. Dotyczy to również dzieci z najcięższymi upośledzeniami umysłowymi, dzieci z afazją głęboką, czyli właściwie prawie nie komunikujące się w naszym pojęciu ze światem, a tylko w swój sposób, który jest przez specjalistów rozszyfrowywany i te narządzie komunikacji są wypracowywane przed wieloma latami w bardzo profesjonalnej i trudnej pracy. Ten projekt jest rzeczywiście niezwykle groźny, ponieważ on docelowo zmierza do tego, żeby zlikwidować szkolnictwo specjalne. To się zadziało w wielu krajach europejskich. Przed dziesięciu laty niektóre kraje podjęły takie decyzje, że zamknięto szkoły specjalne – w Szwecji, Holandii, częściowo we Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Danii… 

To w ramach równości, szacunku i wzajemnego szukania odpowiedzialności za te dzieci. To bardzo ciekawe. 

Tak. Doszło do tego, że oprócz faktów bardzo negatywnych, które zaszły w szkolnictwie ogólnym, po prostu nastąpiła dekonstrukcja szkolnictwa, które zupełnie nie dało sobie rady z napływem dzieci z tak rozmaitymi i głębokimi problemami i upośledzeniami, to do tego jeszcze doszły pogłębione problemy i dysfunkcje tych właśnie dzieci, którymi pozornie chciano się zaopiekować. Po pierwsze, nie poświęcono im tyle czasu, ile można im poświęcić w szkolnictwie specjalnym, odebrano im bardzo wiele zajęć rehabilitacyjnych, które są w tej chwili ulokowane w szkołach specjalnych i towarzyszą normalnej praktyce szkolnej tych dzieci. W tej chwili dzieciaki z dużymi problemami, których rodzice zdecydowali się posłać do szkoły ogólnodostępnej, są po godzinach lekcji w normalnym wymiarze obecnie obowiązującym, wożone na zajęcia rehabilitacyjne zupełnie gdzie indziej. Znacznie rzadziej się to udaje, bo rodzice najpierw muszą wozić do szkoły, a następnie popołudniami wozić je zupełnie gdzie indziej. Muszę przyznać, że jestem tym niezwykle zmartwiona, że doszło do tak daleko idącej manipulacji świadomością tych rodziców w najtrudniejszej sytuacji, borykających się z ogromnymi problemami organizacji życia domowego i rodzinnego, z tragedią swoich dzieci… Oni wierząc, że podejmują najsłuszniejszą decyzję dla dobra ich dzieci, podejmują bardzo często decyzję pochopną i błędną.

To też pokazuje, jak bardzo potrzebny jest ten ruch, który państwo powołaliście, Ruch Ochrony Szkoły. Mówiła Pani już o jednej, konkretnej wskazówce dla rodziców w szkołach. Jakie jeszcze mają prawa rodzice, jeśli chodzi o to, jakie zajęcia się odbywają, których nie przewiduje podstawa programowa, a których rodzice na przykład nie akceptowali?

Bardzo dobrze, że Pan wrócił do tej myśli. Istnieje tzw. „zgoda rodzicielska” na uczestnictwo dziecka w zajęciach. Ona w tej chwili nie jest obowiązkowa – do tego zmierzało „LEX Czarnek”, które niestety nie uzyskało ostatecznego podpisu prezydenta. Ta intencja, żeby takie oświadczenie złożyć w szkole, jest przez nas szeroko propagowana. Jako rodzice, możemy pobrać z naszej strony www.ruchochronyszkoly.pl, albo ze strony Oro Iuris, albo ze stron innych organizacji rodzicielskich i po prostu napisać, że nie życzymy sobie, aby bez poinformowania rodziców, bez przedstawienia konkretnego projektu, jego dziecko było zapisywane gdziekolwiek poza normalnym programem lekcji. W ten sposób ucinamy wszystkie niebezpieczne możliwości interwencji podmiotów zewnętrznych.

http://www.radiopoznan.fm/n/2sBFIe
KOMENTARZE 2
Piotr Pażucha
Pozhoga 02.09.2022 godz. 10:54
do g a:
Tylko dzięki organizacjom takim jak Ordo Iuris jeszcze istnieje tama przeciwko gangsterskim i knajackim metodom stosowanym przez lewactwo w szkolnictwie polskim i w ogóle prawodawstwie unijnym w celu niszczenia podstaw społeczeństwa. Bez tego noebolszewicy już dawno, zgodnie ze swoimi tradycyjnymi wzorcami, zniszczyliby wszelkie cywilizowane normy prawne. Dobrze że my - rodzice - mamy chociaż taką pomoc, skoro państwo polskie za obecnego nierządu nie pomaga, a za poprzednich nierządów wręcz nam przeszkadzało.
Guillaume Antoine
g a 01.09.2022 godz. 20:56
Dawać platformę i powoływać się na "ordo iuris" w jakimkolwiek szanującym się medium to wstyd. W połowie artykułu niespodziewanie wjeżdżają tendencje autora