Odpowiedź na pytanie, co takiego magicznego jest w pucharze sprzed 15 lat, chyba jest prosta. Przede wszystkim Lech był wtedy biedny jak mysz kościelna, a krajowe triumfy zarezerwowane były dla Wisły, Legii, czy grodziskiej Dyskoboli. Dwa lata wcześniej rywalami poznaniaków na zapleczu ekstraklasy były takie ekipy jak Polar Wrocław i Tłoki Gorzyce. Aż tu nagle pokonana zostaje Legia.
- Ten dwumecz miał właśnie wiele takich podtekstów. Przegrany mecz w Warszawie, ale zdobyte trofeum, dramaturgia rewanżu, wtargnięcie podczas dekoracji i atak pseudokibiców Legii na nas, ludzi siedzących na trybunie honorowej, to wszystko wywołało na prawdę wielką euforię - wspomina ówczesny prezes Lecha - Radosław Majchrzak.
Drużynę, z m.in. Piątkiem, Bosackim, Golińskim, Świerczewskim i Reissem w składzie, która w Poznaniu pokonała Legię 2:0 i w rewanżu mogła pozwolić sobie na porażkę 0:1 prowadził Czesław Michniewicz.
- Oni wierzą w siebie, mają do siebie zaufanie, wiedzą, że sił im nie zabraknie, umiejętności również i do tego trzeba tylko jeszcze trochę szczęścia i mamy puchar w Poznaniu - mówił po meczu szkoleniowiec.
Rewanżowy mecz mnóstwo kibiców oglądało w poznańskich pubach i po triumfie doszło do spontanicznej fety w centrum miasta. Na drugi dzień, gdy zespół wrócił z pucharem z Warszawy, odbyła się druga feta, z przejazdem przez Poznań odkrytym autobusem. Po wszystkim Czesław Michniewicz schował puchar w swoim samochodzie i na drugi dzień pojechał do Warszawy na kurs trenerski.
W klubie natomiast rozpoczęło się nerwowe szukanie trofeum. Dopiero po południu, gdy Michniewicz mógł już odebrać telefon i zapewnił, że puchar jest bezpieczny, wszyscy odetchnęli z ulgą.
Zapraszamy do wysłuchania wspomnieniowej rozmowy z ówczesnym prezesem Lecha - Radosławem Majchrzakiem. W materiale pojawiają się też archiwalne wypowiedzi trenera Czesława Michniewicza i nieżyjącego już zastępcy prezydenta Poznania - Macieja Frankiewicza oraz fragmenty radiowej transmisji z meczu rewanżowego w Warszawie.