NA ANTENIE: Muzyczny Merkury
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

"Lech Poznań - czy warto było?" czyli podsumowanie jesiennej rundy

Publikacja: 11.01.2021 g.19:47  Aktualizacja: 12.01.2021 g.11:21
Poznań
Za nami wyjątkowa runda. Dlaczego wyjątkowa? Ano dlatego, że każda runda z polską drużyną w fazie grupowej europejskich pucharów jest wyjątkowa.
jakub moder lech poznań - Przemysław Szyszka - Lech Poznań
Fot. Przemysław Szyszka (Lech Poznań)

Wystarczy dodać, że Lech jest pierwszym polskim klubem na tym etapie rozgrywek od czterech lat, co oczywiście bardzo cieszy, jednak nie potrafił tego połączyć z dobrą grą w lidze, co skutkowało, delikatnie mówiąc, mieszanymi odczuciami kibiców w Poznaniu.

Powiedzieć, że ta runda była nietypowa i że trudno jednoznacznie ją ocenić, to jakby nic nie powiedzieć. Z jednej strony porywająca gra w eliminacjach Ligi Europy i awans do fazy grupowej, z drugiej słabe, czasem wręcz zawstydzające, by nie powiedzieć żenujące mecze w Ekstraklasie.

Z jednej strony kapitalne transfery przychodzące Ishaka i Ramireza, udane Czerwińskiego i Satki, ale z drugiej dramatyczne pomyłki z Muharem i Crnomarkovicem.

Jeśli jest coś, w czym Lech od lat zdecydowanie góruje nad krajową konkurencją, to jest to jego akademia i masowe wprowadzanie jej wychowanków do pierwszej drużyny.

Nie inaczej było w tym roku, Puchacz, Kamiński, Skóraś, Marchwiński, Szymczak, Sobol, a przede wszystkim Moder, nie tylko zbierają cenne minuty w pierwszej drużynie, ale coraz częściej decydują o jej obliczu.

Największym wygranym sezonu jest niewątpliwie Jakub Moder, który po powrocie z wypożyczenia w Odrze Opole, grał zarówno w Ekstraklasie, Lidze Europy, jak też zadebiutował i strzelił nawet gola w pierwszej reprezentacji. Na koniec Moder został bohaterem największego transferu w historii Ekstraklasy i przeszedł do angielskiego Brighton za około 12 milionów euro.

W tym samym okienku transferowym Kolejorz sprzedał też dwóch innych wychowanków, Kamila Jóźwiaka i Roberta Gumnego, co uwidacznia jeszcze jeden problem klubu.

Lech wprawdzie świetnie szkoli i sprzedaje, ale poza pieniędzmi niewiele z tego ma. Zanim jego wychowankowie zdążą na poważnie zaistnieć w pierwszej drużynie i zrobić coś dla klubu, już są sprzedawani za granicę. Mój znajomy określa to hodowlą brojlerów...

I tak można w nieskończoność. Lech odniósł w tym roku ogromny, wręcz historyczny sukces finansowy, z czego wszyscy w klubie są szczęśliwi, a najbardziej pewnie główny księgowy, pan Karol Klimczak i bardzo dobrze, klub musi funkcjonować na zdrowych podstawach. Jednak co z pustą, zakurzoną gablotą? Gdzie są jakiekolwiek trofea?

Jako wieloletniego i absolutnie bezwarunkowego kibola Kolejorza cieszą mnie oczywiście ekonomiczne sukcesy Lecha Poznań, jednak wraz z rzeszą kibiców zadaję sobie w tym momencie pytanie: o co tu tak naprawdę chodzi?

Czyż klub sportowy w jakiejkolwiek dyscyplinie, nie powinien przede wszystkim walczyć o puchary i trofea? Takie bardzo wymierne sukcesy, które zapełniają przysłowiową gablotę?

No bo jeśli nie, to czym taki klub różni się od przysłowiowej budki z frytkami?

Tam przecież też chodzi wyłącznie o finanse i przetrwanie, a wszelkie gabloty są im zupełnie niepotrzebne...

Sezon jest w sumie raczej nieudany, nawet jeśli Lech znacznie poprawił w tym roku swój współczynnik w europejskich pucharach, to i tak wszystko, co zdobył straci w przyszłym roku, jeśli nie zakwalifikuje się do pucharów.

A raczej się nie zakwalifikuje. Jeśli ktoś nie pamięta to chętnie przypomnę aktualny stan tabeli. Kolejorz jest na dziewiątym miejscu ze stratą 12 punktów do lidera i 11 do podium. Do tego warto pamiętać, że system ESA37 się skończył i dogrywki, a wraz z tym możliwości odrobienia sporo punktów, w tym roku nie będzie.

Przykro mi, ale albo ten klub chce coś osiągnąć, albo nie chce i jest szczęśliwy,że jeszcze nie zbankrutował. Przysłowiowe tabelki w excelu póki co jeszcze żadnych pucharów nie zdobyły.

Czyja wina i dlaczego?

Oczywiście najłatwiej jest powiedzieć, że właściciela klubu i zarządu, i nie jest zła droga, ryba psuje się od głowy, a w tym wypadku trudno jest wytłumaczyć to inaczej. Klub nie był przygotowany na wyzwania związane z grą na trzech frontach, ale jak to Lech, za nic w świecie nie chce się przyznać do błędu.

Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha, w wywiadzie dla TVP Sport tuż przed meczem pucharowym ze Standardem Liege, wbrew oczywistym faktom, stwierdził, że „Lech ma szeroką kadrę, dajemy radę na 3 frontach”.

Do dziś ta wypowiedź jest przedmiotem rozmaitych drwin i paliwem dla nieprzychylnych Lechowi prześmiewców. „Tomasz Rząsa żyje w alternatywnej rzeczywistości...”, to chyba najbardziej charakterystyczny z komentarzy.

Dariusz Żuraw

Trenera trzeba pochwalić za dwie rzeczy, wprowadzanie do pierwszego składu licznych wychowanków i wypracowanie efektownego i miłego dla oka, ofensywnego stylu gry.

Trzeba przyznać, że grając pierwszym składem Lech grał najlepszą i najładniejszą piłkę w kraju.

Jednak tu zaczynają się schody.

Gra wysokim pressingiem wymaga szybkiego tempa i przede wszystkim doskonałej kondycji. Tak długo jak grał pierwszy skład i mieli jeszcze siły, jakoś to wyglądało, jednak z czasem było coraz gorzej, aż pod koniec sezonu Lecha lał każdy, kto chciał.

Wygląda na to, że trener Żuraw zbyt późno zaczął stosować rotację. Rozumiem, że jakość ławki rezerwowych pozostawia sporo do życzenia, ale w wyniku braku rotacji pierwsza jedenastka była zajechana, a drugiej brakowało jakości, w efekcie słabo grali jedni i drudzy.

Gra i taktyka drużyny Żurawia była do bólu rozpoznawalna, a sam trener boi się ryzyka i chyba nie najlepiej czyta grę przez co słabo reaguje na wydarzenia boiskowe. Zmiany, które robił były łatwe do przewidzenia i często były to zmiany zawodników lepszych na słabszych.

Trener miał swoich ulubieńców, ale miał też takich graczy, którym po prostu nie ufał. Już kiedyś nie wykorzystał potencjału Joao Amarala, teraz wyraźnie nie po drodze mu było z nie najgorszym przecież Mohhamadem Awwadem, co szczególnie dziwiło pod koniec sezonu, gdy większość drużyny zwyczajnie nie miała sił.

Czy warto było?

Zdecydowanie tak. Sądzę, że tu każdy ma własne zdanie, ale ja uważam, że choćby dla meczów w Poznaniu z Benfiką i Standardem warto było. Tym bardziej, że w przyszłym roku polskie kluby będą występowały w nowo powołanej Lidze Konferencji Europy i zbyt szybko drużyn klasy Benfiki w Polsce nie zobaczymy.

Co dalej?

Według różnych doniesień prasowych czeka nas podobno prawdziwy potop szwedzki. Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.

Lech jest w tym okienku transferowym w wyjątkowo korzystnej sytuacji, po udanych transferach i rozgrywkach Ligi Europy zarobił miliony euro. Ile z tego wyda na zakupy? Doświadczenie uczy, że niewiele, ale zobaczymy...

Krzysztof Spanily

http://www.radiopoznan.fm/n/OGSRTZ
KOMENTARZE 1
Ryszard Koprak
kibol 12.01.2021 godz. 11:46
Redaktorze.W sedno!Właściciele się nadają tylko do hodowli .Interesuje ich tylko zysk.
Nie "czują"sportu.Kibicuję Kolejorzowi od 1970 roku,ale ci właściciele mnie od tego skutecznie zniechęcają.Przecież nie kibicuję ich kontom bankowym.Wolę "zwariowanego"
prezesa prącego do sukcesów niż takich cyników sportowych( ale im o sport nie chodzi).
Przy tych właścicielach nic się pod względem sportowym nie zmieni.Amen