NA ANTENIE: Serwis informacyjny
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

„Wielki Fryderyk” Jana Klaty: Antyszambrowanie na dworze czy szarża Irokezów?

Publikacja: 11.05.2018 g.18:49  Aktualizacja: 11.05.2018 g.21:35 Barbara Miczko-Malcher
Poznań
Jan Klata wyreżyserował w Teatrze Polskim w Poznaniu „Wielkiego Fryderyka”, adaptując obszerny tekst Adolfa Nowaczyńskiego i dobierając muzykę, która stała się mocną częścią przedstawienia.
wielki fryderyk teatr polski - e-teatr
/ Fot. (e-teatr)

Spektakl przenosi nas w wiek XVIII kiedy to Prusy rosną w potęgę, a Polska staje się coraz słabsza. Król Prus Fryderyk II, najgłośniejszy władca oświeconego absolutyzmu w Europie, gości w swoim pałacu Sanssousi, warmińskiego biskupa Ignacego Krasickiego. Stał się on poddanym króla, bo akcja toczy się już po I rozbiorze Polski. Biskup zabiega o przychylność władcy i finansowe wsparcie, nie bacząc na to, że jest to zaborca, wróg Rzeczypospolitej. Zderzenie dwóch postaci, a przez nie dwóch światów: Króla Fryderyka II i biskupa Ignacego Krasickiego oraz osób z ich otoczenia pokazuje silny antagonizm polsko-pruski, który miał się później przekształcić w antagonizm polsko-niemiecki. 

Przedstawienie rozpoczyna scena przebudzenia Krasickiego, obnażonego (w sensie dosłownym ) i z trudem wracającego do życia po alkoholowej biesiadzie. Gra go Michał Kaleta. Postać biskupa, zdaje się być zbliżona do portretu Krasickiego w książce Paula Cazona „Le prince-évêque de Warmie Ignace Krasicki (1735-1801)”. Francuski autor nie oszczędzał „księcia poetów polskich”, wypominając mu wyrachowanie, kompromis, ustępstwa i odrażające zachowanie na dworze Fryderyka II. Jednocześnie też nie odmawiał Krasickiemu „powabnego pisarstwa i subtelnego wdzięku jakim promieniowała jego osoba”. Już w pierwszych scenach, podczas porannych ablucji biskupa, ustępliwość i uniżoność Krasickiego wobec pruskiego króla skontrastowana jest z postawą towarzyszącego mu totumfackiego Michała Mowińskiego. Występuje on w sarmackim stroju i z Irokezem na głowie. (Wojciech Kalwat).

Uwagę publiczności przykuwa mocne wejście (od strony widowni) Fryderyka II. Jan Peszek już od pierwszego momentu potwierdza to, co kiedyś powiedział mi podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych: „Gra jest elementem podstawowym, bo gra jest obowiązkiem wpisanym w ten zawód i trzeba umieć grać, tak jak dobry szewc musi umieć robić buty, żeby były jak skóra na nodze. Ale aktorstwo to jest nieustanna walka z grą jako taką i dawanie własnego, indywidualnego głosu za pośrednictwem literatury i reżysera.”
Fryderyk II Jana Peszka jawi się nam jako człowiek zadowolony z siebie, despotyczny, od czterdziestu lat świadomie, w sposób przebiegły i inteligentny budujący militarną potęgę Prus. Tej sprawie wszystko i wszystkich podporządkowuje. Pełna dyscyplina. „Prusy to zegareczek!”. A wielkim zegarmistrzem jest on. Od niego zależy zarówno los Polski jak i życie prywatne Polaków.

Król nie zgadza się na ślub potrzebnego mu w armii bratanka biskupa, lejtnanta Tadeusza von Krasickiego i kpi z polskich sentymentów. Prusy budują silną armię wcielając do niej Polaków. ” Polaki postawili mi na nogi kawalerie" - mówi Fryderyk. Wstawiennictwo biskupa i generałowej Skórzewskiej w sprawie młodych nie odnosi skutku. Natomiast król zainteresowany jest ilu takich młodych krewniaków biskupa może jeszcze zasilić pruską armię. Lejtnant Tadeusz von Krasicki (zwinny, poruszający się żołnierskim krokiem Konrad Cichoń) i Justyna - córka polsko-niemieckiego Fabrikanta Gockowskyego (w tej roli Monika Roszko, w zabawnym kostiumie z porcelanowych skorup) sceną pocałunku zamykają pierwszą część przedstawienia. Po przerwie ta scena jest kontynuowana, co wywołuje rozbawienie publiczności. Jednak uczucie zakochanych skazane jest na klęskę.

Co jest zaskakujące w tym przedstawieniu? Aktualność tekstu Nowaczyńskiego. Przede wszystkim uderza analogia w postawach polskich elit wtedy i dziś, w próbach odnalezienia się Polaków w polityce europejskiej i w szukaniu sojuszników. Fryderyk podkreśla wady Polaków co jest dla niego bardzo wygodne w kontekście zagarnięcia ich kraju. Ignacy Krasicki (w interpretacji Michała Kalety) jest przekonany, że pozostając blisko dworu pruskiego spełnia jakąś szczególna misję historyczną i polityczną. Fryderyk II pozwalając mu być blisko siebie, jednocześnie konsekwentnie realizuje swoje antypolskie plany. Trzeci akt otwiera scena, w której król Prus siedzi przy stole przykrytym mapą i pisze. 

Po I rozbiorze Polski Fryderyk miał w planach dalsze rozszerzanie terytorium Prus. Już jako dziecko (co pada w spektaklu) miał mapki, na których polskie kolonie (Pomorze, Warmię i Prusy Królewskie) anektował. Dziecięce marzenia udało mu się zrealizować („cały Śląsk połknąłem bez zakrztuszenia”). Polaków postrzega król Prus jako „Irokezów”, których trzeba ucywilizować. Gardzi skorumpowaniem polskich elit („nie ma takiego szelmostwa, którego by się Polak nie podjął za pieniądze”). Jednocześnie Fryderyk II wyciska z zagarniętych terenów, co się da. Sprawia mu to wielkie zadowolenie. Wprowadza nawet fałszywe, bezwartościowe monety, którymi zalewa Rzeczpospolitą. Przy eksporcie atłasu do Polski król Prus mówi, że idzie tam wersja „nieco lichsza”. To brzmi dziś dziwnie znajomo! I to też zauważa publiczność.

Fryderyk II od ludzi wolał psy.
„Psy, chcecie żyć wiecznie?” – te znane słowa Fryderyka II także pojawiają się w spektaklu. W rozbudowaną, pompatyczną scenę pogrzebu ukochanego psa włączony jest cały dwór, który ostatecznie pada w konwulsjach histerycznego żalu na ziemię.
Stoi jedynie biskup Krasicki.
Przedzierając się przez zagłuszającą go muzykę, niewzruszony, recytuje bajki: „Baran dany na ofiarę”,” Niedźwiedź i liszka”, „Jagnię i wilcy”,” Żółw i mysz”, wreszcie „Ptaszki w klatce”…
„Czegoż płaczesz? — staremu mówił czyżyk młody.
Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody.
Tyś w niej zrodzon — rzekł stary — przeto ci wybaczę;
Jam był wolny, dziś w klatce — i dlatego płaczę.”

Bajki, w których zawarta jest mądrość wielkiego polskiego pisarza giną w głośnych dźwiękach groteskowej ceremonii. Patriotyczna nuta słabego i uwikłanego w zależności od dworu biskupa, wybrzmiewa w opowieści o spotkaniu ze starym wiarusem, którego słowa pojawiają się w “Hymnie do miłości ojczyzny”: „Święta miłości kochanej ojczyzny, czują cię tylko umysły poczciwe…” Nie rozstaje się też Krasicki ze swoim totumfackim, Michałem Mowińskim, który z irokezem na głowie przepełniony szlachecką dumą, pozostaje głuchy na prowokacyjne pytania króla Prus. Nie wchodzi z nim w żadne relacje. Niesie w sobie echa Konfederacji Barskiej.

Jan Klata w swoim przedstawieniu podjął poważne wyzwanie. Pokazał uderzające analogie w sytuacji Polski czasów Fryderyka Wielkiego i Polski współczesnej. Mijają stulecia, a rozkład sił w Europie się nie zmienia. Reżyser zastanawia się jak przerwać polski impas w stosunkach z potężniejszym sąsiadem, który na umizgi odpowiada lekceważeniem, zaś każda próba bezkompromisowej walki stawia nas w roli Irokezów. Jeżeli przyjąć, że przedstawienie jest bezpośrednim odniesieniem do dzisiejszej sytuacji i układu sił w Europie, to widać, że reżyser jest podwójnym pesymistą. Bezskuteczne są zarówno umizgi jak i otwarta walka o narodowe interesy. Optymistyczne jednak jest to, że Klata wprowadza do teatru i to w Wielkopolsce (gdzie cień Fryderyka i Bismarcka jest obecny) przedstawienie, które zmusza publiczność do głębszej refleksji. Widziałam przed laty w Teatrze Ateneum Jana Świderskiego w roli Wielkiego Fryderyka. Do dziś pamiętam tę niebywałą, aktorską kreację. Siłą rzeczy porównuję ją z rolą Jana Peszka. To kolejny mistrz! Uznanie należy się również Michałowi Kalecie za stworzenie postaci biskupa Ignacego Krasickiego, który dzielnie stawał w szranki z Peszkiem - jak równy z równym.

Poznańskie przedstawienie, oparte o satyryczny, rzadko grany tekst Nowaczyńskiego, zanurzone w historii, porusza swoją aktualnością. To spektakl niepoprawny politycznie, głos ważny i ciekawy. Jan Klata sprzeciwia się jednoznacznym podziałom. Zapewne nie spodoba się to radykałom z obu stron politycznej barykady. Reżyser pokazuje uczciwie, głęboko przemyślaną analizę polskiej sytuacji w Europie. W relacjach z zachodnim mocarstwem upokarzające lizusostwo nadal nie zdaje egzaminu, ale i z szarżą Irokezów trzeba bardzo uważać.

http://www.radiopoznan.fm/n/OMGyc6
KOMENTARZE 1
teatroman 16.05.2018 godz. 18:41
Tego autorce recenzji nie da się obronić cyt. "Jeżeli przyjąć, że przedstawienie jest bezpośrednim odniesieniem do dzisiejszej sytuacji i układu sił w Europie,...". To urojenie interpretacyjne albo agitacja na rzecz PIS