Policja zapowiada zatrzymania po wczorajszym meczu Lecha Poznań z warszawską Legią.
Spotkanie zostało przerwane po tym jak chuligani wrzucili na murawę race, a później wbiegli na boisko.
Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak potwierdza, że po meczu nikogo nie zatrzymano. - Policja z wydziału do walki z przestępczością pseudokibiców, a jest to grupa kilkudziesięciu funkcjonariuszy, już od późnego wieczora analizuje zabezpieczone na stadionie nagrania pod kątem identyfikacji osób, które popełniły szereg przestępstw doprowadzając do przerwania tego meczu. Jestem przekonany, że jeszcze dziś dojdzie do pierwszych zatrzymań – informuje.
- Za rzucanie rac grozi kara do pięciu lat więzienia, a za wtargnięcie na boisko do trzech lat więzienia. Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych przewiduje takie kary – mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.
W ramach śledztwa badana będzie także odpowiedzialność organizatorów.- Będziemy także badać wszystkie okoliczności związane z obowiązkiem zapewnienia bezpieczeństwa przez organizatora, bo zgodnie z prawem to organizator jest odpowiedzialny za zapewnienie bezpieczeństwa na stadionie - zaznacza Borowiak.
Według policji, po meczu na ulicach Poznania było już spokojnie. Nie wiadomo w jaki sposób kibice wnieśli materiały pirotechniczne na trybuny. - Od organizatora wiemy, że stadion był dobrze chroniony przed meczem - mówi rzecznik wielkopolskiej policji.- Z informacji organizatora wynikało, że kibice nie powinni mieć żadnych dużych ilości środków pirotechnicznych. – dodaje.
Po meczu niedaleko stadionu na ulicy Rumuńskiej w Poznaniu spłonęło auto. Policja na razie nie łączy tego zdarzenia z meczem.
Rzecznik policji nie komentuje incydentu w podpoznańskich Pobiedziskach, gdzie po meczu część kibiców Lecha pod komisariatem miała krzyczeć "mordercy, mordercy". Policja podkreśla, że za bezpieczeństwo na stadionie odpowiada organizator imprezy, czy klub Lech Poznań. Funkcjonariusze na stadion wkraczają dopiero na pisemny wniosek organizatora.