Są stragany z jedzeniem, słodyczami i drobiazgami, które można kupić na prezent. Na placu stanęła też bożonarodzeniowa piramida i szopka.
Największą atrakcją jest jednak w tym roku diabelski młyn. Ruszył już przed południem, jeszcze przed oficjalnym otwarciem jarmarku.
- Byłem na testowej rundzie. Widać cały Poznań. Takie młyny są popularne w Niemczech, Holandii, Francji. Tam jest to tradycją - mówiła obsługa młyna.
Chętnych do obejrzenia panoramy miasta z ponad 30 metrów nie brakowało.
- Już bywałem na większych. Wejść wejdę, ale trochę strach jest. Jechaliśmy kiedyś na jeszcze większym, ale chcemy zobaczyć Poznań z góry. Bardzo się podoba jest sympatycznie. Są ciekawe towary, można coś zjeść, ale ważne jest też dużo zdrowej żywności. Pomysł dobry, bardzo fajnie zorganizowane - mówili goście jarmarku.
Wśród straganów z kiełbaskami, bigosem i pierogami stanęła kuźnia.
- Przenośne takie stoisko kowala, gdzie prezentujemy sztukę kowalstwa. Jest to robione na gorąco, więc to ma taki swój klimat - mówił prowadzący kuźnię.
Jarmark to przede wszystkim biesiadowanie. Dlatego nie mogło zabraknąć grzanego wina.
Poznaniacy na jarmark przyszli całymi rodzinami. Dla najmłodszych atrakcją są przede wszystkim podświetlane, grające karuzele. Na początku grudnia świąteczny jarmark zostanie otwarty także na Starym Rynku.