Na "kawę i ciastko" państwo Maćkowiakowie zaprosili dobrodziejów-darczyńców. A było ich sporo.
Pani Maria Woźniak wymieniała darczyńców z firmy i nazwiska przez dobry kwadrans, a i tak nie wymieniła wszystkich. Reszty dokonał kierownik budowy Miron Maciejewski i zajęło mu to nawet więcej czasu niż pani Marii.
Wśród pospolitego ruszenia na szczególną uwagę zasługiwali ci, którzy pomagali charytatywnie.
Kierownikiem robót instalacji gazowej był pan Leszek Jagła z Poznania - robił to charytatywnie. Odbiory kominiarskie robił Pan Henryk Mendowski - też nie pobrał wynagrodzenia.
Takich firm i osób było więcej. Nie sposób wszystkich ich wymienić. Dla państwa Blanki i Dawida jest to oczywiście jakiś nowy początek. - Ale nie do końca, bo to jeszcze wszystko w nas siedzi. Strata dwójki naszych dzieci... tego nikt nam nie zwróci - mówili pogorzelcy.
Przypomnijmy: w lutym 2016 roku dom państwa Maćkowiaków stanął w płomieniach. Z piątki dzieci ocalała trójka. Szczególnym bohaterstwem wykazał się mały Maurycy, który rzucił się w ogień by ratować rodzeństwo. Pan Dawid z trudem go uratował, ale chłopiec do dziś potrzebuje pomocy, bo nosi wyraźne ślady poparzeń.
Z jednej więc strony nowy początek, ale z drugiej - ciągła walka o zdrowie Maurycego. Miejmy nadzieję, że darczyńcy nie zakończą misji na postawieniu domu dla ciężko dotkniętej losem rodziny i wesprą chłopca w jego walce o powrót do zdrowia.