W środę poznański sąd uznał, że żona prezydenta miasta jest winna wykroczenia, bo wypowiedziała nieprzyzwoite słowa w miejscu publicznym. Będzie musiała zapłacić tysiąc złotych grzywny. Sędzia Marta Zaidlewicz mówiła, że Joanna Jaśkowiak użyła tych słów świadomie i celowo.
- Nie sposób sobie wyobrazić powszechnego używania tych np. w wystąpieniach publicznych, w urzędach, w parlamencie, w sądzie, w szkołach czy w kancelarii notarialnej. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, że słowa użyte przez obwinioną były nieprzyzwoite. W tej sprawie okoliczności wskazują, że przemówienie Joanny Jaśkowiak było wyreżyserowane, wcześniej przygotowane. Przemawiając zastrzegła, że będzie się posługiwać kartką - podkreśla.
Joanna Jaśkowiak nie przyznała się do winy. Sąd podkreślał jednak, że nie kwestionowała wypowiedzenia właśnie takie słowa. Po ogłoszeniu wyroku żona prezydenta Poznania skomentowała go bardzo krótko. - Wyrok nie jest dla mnie zaskoczeniem. Jest też nieprawomocny. Myślę, że jakiś komentarz pojawi się dopiero po prawomocnym zakończeniu sprawy - tłumaczy.
Obrońca Joanny Jaśkowiak już zapowiedziała, że będzie się odwoływać. Kwestionuje przede wszystkim opinię biegłego językoznawcy prof. Jarosława Liberka, która - obok nagrania z demonstracji - była głównym dowodem w sprawie. Biegły uznał słowa Joanny Jaśkowiak za nieprzyzwoite i wulgarne.