NA ANTENIE: RIVER (EUROWIZJA 2022)/OCHMAN
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Klimaty z Kalifornii, melodie i słowa ze Śląska – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 01.07.2022 g.13:01  Aktualizacja: 01.07.2022 g.11:16 Ryszard Gloger
Poznań
Nie będzie w tym nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że w pewnym konkretnym momencie rynek muzyczny gwałtownie przechodzi na tryb letni. Przełożenie wajchy oznacza, że wytwórnie ograniczają ilość premier płytowych, a w stacjach radiowych letnie dźwięki wypełniają antenę od rana do nocy.
PutonRock - Lustrzane odbicie - Okładka płyty
Fot. Okładka płyty

Tak się dzieje od dawna, ostry kurs narzucili muzycy z Kalifornii już na początku lat 60. ubiegłego wieku. Najpierw nadeszła gitarowa fala „surf music” z Dickiem Dalem na czele. Potem zaszaleli tuzinami przebojów Chłopcy z Plaży, czyli grupa The Beach Boys. Nieco później – a dokładnie w 1967 roku – pojawiło się pojęcie „Summer Of Love”. To właśnie wtedy Scott McKenzie zapraszał cały świat do San Francisco, grupa wokalna The Mamas & The Papas kusiła kalifornijskimi marzeniami, natomiast zespół Lovin’ Spoonful śpiewał o tym jak wygląda lato w mieście takim jak Nowy Jork.

Polski katalog piosenek na sezon wakacji też jest ogromny, a od ubiegłego roku do zestawu doszła mocna pozycja „Mamy lato”, w wykonaniu zespołu pod nazwą PutonRock. Jeśli moja autorska wersja pisowni nie grozi mi procesem sądowym, do końca tekstu pozostanę przy niej, bo wybija dwa istotne elementy związane z tym zespołem. Pierwszy to nazwisko znanej postaci krajowej sceny muzycznej, a drugi element określa styl w którym gustuje cały zespół. Oryginalna pisownia nazwy jest jeszcze dosadniejsza i jej zapis wygląda tak: PutOnRock. Żeby nie mnożyć dygresji nie będę się jednak wgryzał w te subtelności, które czytelnik znający język angielski bez trudu wyłapie.

Oczywiście jedna, nawet najbardziej sympatyczna piosenka „Mamy lato” lata nie czyni. Jednak cały ich zbiór jest dobrą okazją do rozpoznania z kim właściwie mamy do czynienia. Płyta „Lustrzane odbicie” nie jest wcale debiutem grupy PutonRock. To doskonale zgrana paczka muzyków, których artystyczne ścieżki wiele razy się przecinały, a od dziesięciu lat połączyły się trwale. Największym paradoksem jest chyba to, że wszyscy muzycy pochodzą ze Śląska, a obok Tadeusza Putona są w PutonRock Janusz Hryniewicz i Jerzy Grunwald. Jest jeszcze basista Andrzej Rusek, którego zdjęcia na okładce nie ma. Przypuszczam, że ten rozchwytywany muzyk, grający w kilku formacjach, nie stanowi trzonu PutonRock. Ilekroć miałem okazję słuchać razem Hryniewicza i Grunwalda na żywo, zawsze miałem uczucie, że w sposób wyjątkowy przesiąkli brzmieniem rocka z Kalifornii. Teoretycznie gdy ktoś mieszka pół tysiąca kilometrów od Bałtyku i kilkanaście tysięcy kilometrów od oceanu, nie może czuć tego klimatu. A jednak, ten paradoks ujawnił się na płycie PutonRock. Przypuszczam, że gdyby muzycy grupy nagle znaleźli się w towarzystwie takich zespołów jak The Eagles, Poco czy Crosby, Stills & Nash, daliby sobie radę z śpiewem na głosy akompaniując sobie na gitarach akustycznych.

Ta kalifornijska „poświata” jest bardzo słyszalna w piosenkach na płycie „Lustrzane odbicie”. Miękkie brzmienie gitar uzupełniają partie gitar dobro lub gitary elektrycznej, melodie płyną, każda kompozycja rozwija się w tym jednym zasadniczym kierunku chwytliwego refrenu. Piosenki składają się muzykom w jakiś organiczny sposób, bez napinania sił. Śpiewają w ładnych harmoniach wokalnych, utrzymując się perfekcyjnie w konwencji stylistycznej. Może czasem przydałaby się odrobina rockowej zadziorności (coś w rodzaju „Heartache Tonight” grupy The Eagles) lub większej przejaw fantazji przy aranżacji utworów. Piosenki tworzone w ten sam sposób powoli zlewają się w lekką i przyjemną muzykę, zapominamy jednak kolejne refreny, bo powoli stają się bliźniaczo podobne. Po przesłuchaniu 14 piosenek, nie zapamiętamy niczego charakterystycznego, jakiegoś chwytliwego wstępu, jakiegoś zaskakującego przejścia między zwrotką a refrenem, solówki przebojowym kunsztem instrumentalnym czy może nawet zwodniczego odejścia od narzuconego rytmu zwrotka-refren i znowu zwrotka-refren.

Pewnie za dużo wymagam od tak doświadczonych muzyków, lecz odniosłem wrażenie, że za łatwo im przyszło stworzenie i nagranie tej płyty. Małe zróżnicowanie rytmów, piosenki po 3 minuty z haczykiem, jakby komponowali je z zegarkiem w reku. Idealny format dla radia, a w tym przypadku dla wydawcy płyty Polskiego Radia Katowice. Czasem muzycy robią coś dla własnej satysfakcji, aby zaimponować nietypową progresją akordów lub popisem gry na instrumencie. I jeszcze gdyby wokaliści położyli większy nacisk na rozbudowanie harmonii, jak to udało się zademonstrować w piosence „Przytul mnie”.

Z kolei Hryniewicz, Puton i Grunwald śpiewają zdecydowanie o jednym, o miłości. Kuszą naiwnymi zaklęciami romantyków i słodzą odbiorcy ile tylko się da. Po tylu latach na scenie wiedzą jak bajerować kobiety, że ona jest tą jedyną, że jest aniołem, że z nikim nie było tak cudownie, że najlepsza jest kolacja we dwoje i kieliszek markowego wina. Jeśli rzeczywiście ten świat z piosenek PutonRock jest taki właśnie, to gratuluję muzykom niebywałego losu szczęścia.

Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie zauważył, że PutonRock potrafi zaskoczyć. Na krótki czas znika paradoks Ślązaków, śpiewających w stylu kalifornijskim. W piosence „Moje miasto” muzycy wykonują bluesa i są w tym bardzo śląscy i autentyczni. Wyrażone wcześniej sugestie jak można by wzbogacić całą płytę, nie mają zastosowania w bardzo zgrabnej, dobrze zbalansowanej instrumentalnie piosence „Powiedz mi to”. Warto zapisać na plus, to że płyta nabiera pod koniec rockowych rumieńców. Nagranie „Nie mów mi” jest tego dobrym przykładem. Chciałoby się aż rzucić w stronę zespołu: „Chłopaki więcej czadu, nie bójcie się zagrać odjazdowej solówki, lubicie przecież jak to robi Joe Walsh”.

W takim stylu jak PutonRock nie gra w Polsce chyba nikt inny. Słuchacze i radiowi prezenterzy kochają takie płyty jak „Lustrzane odbicie”. Każda piosenka warta jest zagrania, słucha się jednego po drugim wszystkich nagrań i na koniec pozostaje chęć do powtórzenia zabiegu. I co ważne nie tylko w trybie letnim.

http://www.radiopoznan.fm/n/TRLmOK
KOMENTARZE 0