NA ANTENIE: ALARM CLOCK (2024)/SHERYL CROW
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Najbardziej nieudany skok na kasę ostatnich lat

Publikacja: 17.12.2019 g.11:22  Aktualizacja: 17.12.2019 g.11:39 Jakub Kozłowski
Świat
Recenzja Jakuba Kozłowskiego.
pink floyd - Okładka
Fot. Okładka

Czy w ostatnich latach na rynku pojawiło się coś równie nieudanego jak Deluxe BoxsetPink Floyd "The LaterYears 1987 2019"? O cieślo z Nazaretu...

Myślałem, że to "The Endless River" stanowiło podręcznikowy skok na kasę ale ten oto boxsetprzebił wszystko... Powtarzające się, podwojone i potrojone te same zdjęcia zespołu, coś tak niepotrzebnego jak przedruki programów koncertowych, kopie biletów... tanim kosztem przygotowywane gadżety, które są absolutnie niepotrzebne nikomu. Nawet najbardziej zagorzałym fanom (po co komu replika programu koncertowego? Kolekcjoner raczej wyszuka na ebayu oryginał). Zero treści, zero przekazu. Prosty wypełniacz. Tak jakby coś trzeba było do wielkiego pudła wrzucić, a nie wypadało nawpychać tam po prostu folii bąbelkowej.

Patrzę sobie na ten cały, ciężki jak sto nieszczęść zestaw i myślę, że najpierw ktoś w biurowcach Bardzo Bogatej i Bardzo Ważnej Firmy Fonograficznej (zapewne Bardzo Ważny dyrektor) wytężył komórki mózgowe i powiedział: "To ma być drogie". A potem pomyślał jeszcze raz i dodał: "ale nawrzucajcie tam dużo pierdółek. Nic co można by uznać za faktycznie <<deluxe<<".

Zaiste… brakuje tu ino szaliczka z logo Pink Floyd. Oczywiście puchatego (bo zajmie więcej miejsca) i pociętego na trzy oddzielne fragmenty, aby było bardziej „na bogato”. Może zresztą dodaliby trzecią część szaliczka już do kolejnego zestawu „deluxe”, który tym razem kosztowałby 2 000 zł.

Wróćmy jednak do zestawu. Banderolki… Nieszczęsne banderolki. Niby mają one jakieś zastosowanie, tyle, że ni w kość nie rozumiem jakie. Na pewno nie chronią książeczek.Soskonale jednak wkurzają właściciela boxu, który zmuszony jest bez końca je nakładać i zdejmować. Zresztą będą pierwszym elementem zestawu, który się rozleci. Jeżeli zresztą chcecie zachować porządek w waszym zestawie, czyli odkładać wszystko na miejsce dokładnie tak, jak wymyślił to sobie producent (a inaczej się nie da) to pamiętajcie, żeby zarezerwować każdorazowo przynajmniej dwadzieścia minut czasu. Aby dostać się do waszych miękkich, wygiętych opakowań DVD i Blu Ray trzeba bowiem najpierw wyjąć niemal absolutnie wszystko co w zestawie się znajduje… dodatkowo rozmontować kilka elementów samego kartonu. Jest to logistyczna klęska a cały box wygląda jakby stworzono go wyłącznie do postawienia na półce. I tam też pewnie wyląduje.

Popatrzmy dalej: Wielka książka z fotografiami (ponownie tymi, które znaleźć możemy w innych miejscach w pudle) z niewiadomego powodu oddzielna książeczka z tekstami z albumów (kurczę, dzięki temu wydatek prawie 1500 zł jest mniej bolesny, prawda? nędzna książeczka z tekstami rekompensuje nam całe to odkładanie do świnki skarbonki). Zanim dotrzecie do "Photo Book" będziecie mieli okazję otworzyć książeczkę poświęconą "The DivisionBell" i obejrzeć zawarte tam zdjęcia (zresztą znane już i tak wszystkim fanom). Dalej rozmontowujecie pudełko (bo, jak wspominałem, trzeba to zrobić, aby dostać się do „Photo Book” mającej sporo większe rozmiary niż poprzednie materiały), otwieracie opasłe tomiszcze i znowu – na wszelki wypadek, gdybyście się jeszcze nie napatrzyli, pojawiają się dokładnie te same fotki, które oglądaliście przed pięcioma minutami. Tak dla utrwalenia. Zresztą to samo dokładnie można powiedzieć o pozostałych działach "Photo Book" odnoszących się do pozostałych "późnych" albumów zespołu. Mamy tu wcielenie marketingowej idealnej strategii: wielokrotne sprzedawanie tego samego, w kółko i w kółko i w kółko. Zresztą za całkiem niemałe pieniądze.

Podsumowując: Kilka singli, kilka nędznych plakatów, przedruków biletów i wejściówek VIP (chyba sobie to nakleję na czole, podobnie jak nomen omen naklejki, które również do zestawu trafiły – w gumie G.J. Joe były lepsze), nikomu niepotrzebne nieoryginalne programy koncertowe... całość pudła źle zaprojektowania, wkurzające banderolki, konieczność rozmontowywania bocznych fragmentów kartonu aby dostać się do dalszej zawartości i absolutna wtórność, wszystko sztucznie rozczłonkowane na oddzielne książeczki po to tylko, aby sprawiać wrażenie obfitości i jakoś - nieudolnie bo nieudolnie - wyjaśniać absurdalną wręcz cenę pakietu. Najwięksi oddani fani i tak kupią ale pozostałe osoby, zastanawiające się czy warto ostrzegam- nie róbcie tego… W stu procentachnie warto... Nie po raz pierwszy zresztą, w przypadku Pink Floyd, czuję się jak dojona krowa...Może, ale tylko może, warto by ten zestaw kupić, gdyby album „The Endless River” nigdy nie trafił do sprzedaży a został załączony jako deluxe bonus do tego oto opasłego a pustego i pozbawionego treści zestawu. Tak się nie stało. A szkoda.

http://www.radiopoznan.fm/n/lbbDQW
KOMENTARZE 0