NA ANTENIE: FLYING IN A BLUE DREAM/JOE SATRIANI
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Czy Poznań skutecznie walczy ze smogiem?

Publikacja: 07.01.2020 g.10:20  Aktualizacja: 07.01.2020 g.10:42
Poznań
Z Jerzym Juszczyńskim rozmawiał Łukasz Kaźmierczak.
Smog Poznań  - Tomasz Żmudziński, Radio Poznań
Fot. Tomasz Żmudziński, Radio Poznań

Ł.K.: W studiu prezes Polskiego Klubu Ekologicznego w Poznaniu Jerzy Juszczyński. Mam przed sobą raport Polskiego Alarmu Smogowego, z którego wynikają dwie informacje - likwidacja kopciuchów, czyli pieców na węgiel i drewno stoi w miejscu w Polsce, bo są miasta jak Łódź, gdzie może potrwać to sto lat, z drugiej strony są prymusi jak Kraków i jest też Poznań, który jest gdzieś w środku. Jak pan ocenia działania władz Poznania?

J.J.: W ostatnich latach władze Poznania nie przykładały się do tego, uważały, że Poznań ze względu na swoje położenie (nie tak kiepskie jak Kraków w dolinie) nie ma takich problemów i wiaterki tutaj wiejące, chociażby nazwa osiedla Wichrowe Wzgórze wskazuje, że często tu wieje, więc jak wieje wiatr, to nie ma problemów ze smogiem, pewnie dlatego miasto się do tego nie przykładało. Pierwszy program Kawka był tak ograniczony przepisami, że nawet nie wykorzystano dwóch milionów na to przeznaczonych, po prostu nie było chętnych, pewnie ze względu na utrudnienia w dostępie, a po drugie na różnice w kosztach, później eksploatacji pieca gazowego, a na przykład opalania drewnem lub węglem i ci ludzie z tego rezygnowali.

Z tych danych wynika, że Kraków i Wrocław wymieniły więcej kotłów niż wszystkie pozostałe samorządy. Przed programem pan mówił, że gdyby przyjąć pieniądze, które są teraz przeznaczone na Kawkę i porównać z liczbą pieców przeznaczonych do wymiany, to i tak zajmie to kilkadziesiąt lat.

Ocenia się, że w Poznaniu jest 25 tysięcy pieców do wymiany, a jeżeli przeznacza się w tym roku 10 tysięcy na wymianę jednego pieca, to będziemy mieli jakieś tysiąc, o ile będą chętni. Łatwo policzyć, że zajmie to 25 lat.

Ale mamy uchwałę antysmogową sejmiku, która daje datę graniczną, kiedy te stare piece nie mogą działać, to jest 2028 rok.

Wydaje mi się, że miasto poszło złą drogą, zwracaliśmy na to uwagę, po pierwsze należy zrobić bazę danych: kto dymi i dotrzeć do tych ludzi, czy są w grupie ubóstwa energetycznego i nie stać ich na żaden innych sposób ogrzewania, czy może są to osoby starsze i nie pójdą po nic do żadnego urzędu, do nich służby miejskie powinny dotrzeć.

Takiej ewidencji cały czas nie ma?

Nie ma, to jest według mnie podstawowy problem. Na mojej ulicy w Krzyżownikach-Smochowicach, gdzie jest powiedzmy sto numerów, to ja mogę się doliczyć pięciu-sześciu może siedmiu domów, które dymią, to taki procent domów, które zadymiają okolice. Trzeba dotrzeć do tych ludzi, jeżeli potrzeba, to zaproponować im pomoc i wtedy zlikwidujemy gorące punkty, które zadymiają okolice. Tego nie ma i to jest podstawowy grzech władz miasta, które w ogóle do tej sprawy nie podeszły.

Jest też głos obywatelski, po raz drugi w Poznańskim Budżecie Obywatelskim wygrał projekt "Skończmy ze smogiem w Poznaniu", czyli mieszkańcy chcą żyć w czystym mieście. Polski Alarm Smogowy mówi, że poza nielicznymi wyjątkami w Polsce, walka ze smogiem nie jest priorytetem dla władz miejskich.

Nie jest, ale to się zmienia, bo jest nacisk ze strony władz rządowych, także nacisk ze strony Unii Europejskiej, również w społeczeństwie jest przekonanie, że zadymianie naszego powietrza jest bardzo szkodliwe i należy coś z tym zrobić. Wracając do zaniechań miasta Poznania, to jest bardzo prosty sposób zmniejszenia zadymienia, oczywiście nie w stu procentach skuteczny, to jest palenie od góry, nie od dołu, wtedy nie następuje odgazowanie całej masy, nie następuje wyrzut przez komin całych kłębów dymu, pali się to wszystko pomału i spala tak jak powinno.

Coś takiego w Mosinie zaproponowano, władze Poznania do tego pomysłu podchodzą sceptycznie.

Nie tyle sceptycznie, ale w ogóle blokują nasze działania w tym kierunku, nie chcą propagować tego systemu, dla mnie w zupełnie irracjonalny sposób, są przykłady innych miast, a oni się od tego odpychają.

Zazdrości pan dzisiaj mieszkańcom Krakowa, którzy mimo że mają fatalnie położenie, to jednak wydają w ciągu ostatnich trzech lat 185 milionów złotych? My przypomnę 6 milionów złotych.

Spędziłem młodość w Krakowie, w Nowej Hucie. Doskonale wiem jak wyglądał stan powietrza w tym mieście, więc Kraków ma wyjątkowe i niekorzystne położenie, jest w dolinie Wisły, otoczony wzgórzami, tam jest chyba najgorsza sytuacja jeżeli chodzi o przewietrzanie miasta, Poznań jest w lepszej sytuacji, za wyjątkiem kilku dzielnic na obrzeżach miasta.

I to nas zwalnia z tego, żeby działać tak jak Kraków?

Nie, wie pan, w programie ochrony powietrza kilka lat temu sejmik województwa oszacował koszt wymiany pieców na 130 milionów złotych, jeżeli Kawka to było 2 miliony złotych, to zajęłoby to 65 lat, jeżeli teraz jest 10 milionów złotych, to będzie to 20 lat. Oczywiście przez te osiem lat jak wejdzie zakaz używania pieców, to się sytuacja zmieni, ale gdyby propagować spalanie od góry już mielibyśmy lepsze powietrze.

Przed wejściem do studia mówił pan też o innych sposobach jak sobie szybko radzić z poziomem emisji pyłów.

Są firmy komercyjne, przynajmniej jedna, bo rozmawiałem z nią telefonicznie, ta firma instaluje na kominach domków jednorodzinnych elektrofiltry, specjalnie dostosowane do takich małych domków. Koszt? 4,5 tysiąca złotych. Innym sposobem jest błękitne paliwo, czyli błękitny węgiel, który najpierw poddawany jest procesowi odgazowania.

Rozmawialiście na ten temat z miastem?

Oni to wszystko wiedzą przecież, jest jednak taki wydaje mi się nacisk ideologiczny, że należy zwalczać wszystko co jest związane ze spalaniem paliw stałych, a w szczególności węgla. Wygląda na to, że wszelkie spalanie węgla jest niepoprawne. Jeszcze dodam o kominkach, uchwała sejmiku spowodowała, że wszystkie kominki zostały wrzucone do jednego worka, wydaje mi się, że to jest kompletne nieporozumienie, nowe kominki mają dodatkowe kanały doprowadzające powietrze do górnej części płomienia i następuje tam dopalanie lotnych związków organicznych i pyłów. Nie dość, że mamy zdecydowanie zmniejszoną ilość zanieczyszczeń emitowanych przez komin, to jeszcze jest większa efektywność energetyczna.

Pan mówił o ideologicznym podejściu do tych kwestii. Zapytam pana o modne hasła: ekologia, ekologizm i Greta Thunberg.

Moja opinia jest oczywiście bardzo krytyczna. Jako ekolog z olbrzymim, trzydziestoletnim doświadczeniem, jestem działaczem Polskiego Klubu Ekologicznego, zawsze propagowaliśmy podejście zrównoważone. Oczywiście ochrona przyrody, dziedzictwa tego, które nam Pan Bóg lub natura dała, w zależności od tego czy ktoś wierzy w Boga czy nie, to jest rzecz oczywista, natomiast takie hasła, że już w tej chwili mamy zlikwidować węgiel przy braku jakiejkolwiek innej alternatywy, opowiadanie dyrdymałów, że OZE, czyli wiatraki i fotowoltaika już nam coś pomoże, ten mix może nam dać 10 czy 20 procent.

Czyli nie przekonuje pana Greta Thunberg jako ikona ruchu ekologicznego?

Oczywiście, że nie. Jak taka dziewczyna 16-letnia może coś wiedzieć, to jej zostaje serwowane i ona jest tylko tubą taką emocjonalną na cały świat.

A Młodzieżowy Strajk Klimatyczny? Chęci mają dobre?

Tak, pójść na wagary, tak bym to skomentował, to jest niepoważne.

Oni może idą na wagary, ale na wagary idą też władze miasta. Wracam do podstawowego pytania, widzi pan jakąś zmianę, bo jednak Poznań przeznaczył pięć razy więcej pieniędzy na to, żeby wymieniać piece?

Oczywiście, ale to także pod naciskiem organizacji ekologicznych, ale już na przykład samorząd poznański, gminy okoliczne przeznaczają tylko 700 tysięcy i 7 tysięcy na domek, to wyjdzie, że tylko w 100 takich domkach będzie można zmienić piece na ekologiczny sposób ogrzewania.

http://www.radiopoznan.fm/n/8p3ZDQ
KOMENTARZE 1
W G
Wredny 07.01.2020 godz. 14:37
Przecież miasto nie tyle NIE walczy skutecznie ze smogiem, co wręcz walczy żeby ten smog był jeszcze większy! Dlaczego?
Otóż, właśnie się okazało, że ZLP (Zakład Lasów Poznańskich) przeprowadza rzeź Lasku Marcelińskiego, który jest jednym z nielicznych płuc Poznania. Szacuje się że już wycięto tysiące drzew! Okoliczni mieszkańcy są zbulwersowani i załamani jak miasto może prowadzić tak drastyczne wycinki drzew kiedy mamy ogromny problem ze smogiem.
Miasto najpierw tłumaczyło wycinkę tym, że ze względu na zmiany klimatyczne opadają wody gruntowe, drzewa usychają i miasto wycina jedynie suszki. Kiedy mieszkańcy udowodnili, że wycina się zupełnie zdrowe drzewa to ZLP zmieniło wersję, że oprócz "suszków" wycince poddano sosnę i brzozę, bo las został poddany przebudowie ze względu na zachodzące zmiany klimatyczne, a w miejsce wyciętych drzew będą nasadzane dęby i lipy.
Co za bzdura totalna! Każdy kto choć trochę zna się na biologi wie, że na lekkich i przesuszonych glebach najlepiej rosną właśnie sosny i brzozy bo mają małe wymagania wodne. Tymczasem dęby i lipy rosną na glebach ciężkich i wilgotnych. Takie wymagania glebowe potwierdza również blaszka liściowa, gdyż dęby oraz lipy mają duże, grube i mięsiste liście, które są wypełnione ....wodą a brzoza ma bardzo cienkie i niepozorne listki. Sosna jako drzewo iglaste w ogóle nie dysponuje liśćmi tylko suchym igliwiem.
Powstaje więc pytanie jaki sens ma rzekomo przeprowadzana przebudowa lasku? Ano nie ma żadnego sensu, przynajmniej sensem nie jest ratowanie lasku Marcelińskiego! Moim zdaniem sprawa wygląda zupełnie inaczej a mianowicie. Po pierwsze ZLP podlega prezydentowi miasta a prezydent o proniemieckich zamiłowaniach od lat bierze przykład z Niemiec, a w Niemczech brzoza jest uznawana za chwast i jest masowo wycinana. Ponadto podejrzewam, że za kilka lat na tym terenie nie tyle będą rosły dęby i lipy (choćby nawet były posadzone) ze względu na suchy grunt, co będą rosły budynki jakiegoś dewelopera. Ot taki jest moim zdaniem cały powód lawinowej wycinki drzew w mieście!