NA ANTENIE: 00:00-01:00 KLASYKA I/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Vive La France! Vive Emmanuel Macron!

Publikacja: 08.05.2017 g.11:34  Aktualizacja: 08.05.2017 g.22:04
Poznań
Wynik Emmanuela Macrona w drugiej turze wyborów prezydenckich: prawie 66% głosów, dowodzi, że w systemie politycznym Francji, nie zaszło tak wiele zmian jak oczekiwano i przewidywano.
emmanuel-macron - en-marche.fr
/ Fot. en-marche.fr

W życiu politycznym kraju nad Sekwaną dalej działają mechanizmy, które ludziom elity gwarantują silną pozycję i prawo do przewodzenia narodowi. Wprawdzie naród w wyborach mocno przestraszył te elity, lecz w ostatecznym rachunku pokazał, że dalej ma do nich (jakieś) zaufanie.

Bo Macron jest, pomimo całego swojego anty-establishmentowego przekazu, emisariuszem elit. To przecież nie tylko absolwent ENA, bankier, ale polityk związany ze sferą rządową od 2012 r. Macron był doradcą ds. finansowych, a potem w tej samej materii ministrem, odchodzącego do historii prezydenta Hollanda, i to doradcą bardzo ważnym. Człowiekiem, który w latach 2012-2014 współkształtował nowe relacje gospodarcze Francji m.in. z Chinami. Następnie jako członek rządu był tym, który miał wyprowadzić Francję, wraz z premierem Manuelem Villsem, z recesji.

Jego postawa buntownika, zresztą mało przekonująca, była wyborem sytuacyjnym. Jeszcze rok temu rozważał on start w wyborach jako kandydat socjalistów. Dziś widać, że nie mógł wtedy podjąć lepszej decyzji niż opuścić socjalistyczny Titanic. Socjaliści odnieśli najgorszy wynik od lat i perspektywa zbliżających się wyborów parlamentarnych nie napawa ich optymizmem.

Sytuacja Macrona wewnątrz samej Francji na pewno będzie o wiele lepsza niż ta, jaką przewidywano dla prezydent Le Pen. Nawet jeśli jego ruch En Marche! nie będzie w stanie dostarczyć mu odpowiednich kadr, to będzie łatwo Macronowi znaleźć sojuszników w centrum i na lewej stronie sceny politycznej. Nie należy się też spodziewać społecznego buntu jak choćby w USA po wyborze Trumpa.

Duże doświadczenie w administracji na pewno pozwoli mu bez większego problemu przewodzić państwu. Trudno jednak określić jak i kiedy ujawni się brak doświadczenia politycznego, które dało się dostrzec choćby podczas tej kampanii.

Gdy chodzi o jego przeciwniczkę, to Le Pen zebrała niemały kapitał polityczny, będzie starać się teraz odnieść jak najlepszy wynik w czerwcowych wyborach do Zgromadzenia Narodowego. Dla niej gra też się jeszcze nie kończy. Pozostaje dziś jednym z najsilniejszych polityków we Francji.

Nim przekonany się w jakim kierunku podążać będzie nowy prezydent, musi opaść kurz propagandy. Szczególnie łatwa do przewidzenia interpretacja wyborów będzie obracać się wokół tezy, że Francuzi nie dali się uwieść populizmowi. Macronowi jednak zapewnił zwycięstwo specyficzny sojusz dwóch grup Francuzów.
Pierwsza to grupa tych, którzy zyskali na globalizacji; druga to tych, którzy oczekują radykalnych zmian, lecz kierują swój wzrok raczej w kierunku (mniej lub bardziej) radykalnej lewicy. Dość szybko może się ujawnić wewnętrzny rozdźwięk w tym sojuszu. Zarówno dotyczący sfery ideologicznej jak i politycznej.

Młoda lewica spod znaku alterglobalizmu Melenchona może mieć dziś wielkie poczucie siły, bo to jej decyzja o wsparciu Macrona m.in. zapewniła mu zwycięstwo. A jest to grupa bardziej zwarta i świadoma siebie niż endemiczny elektorat Macrona (pomimo że jej światopogląd pozostaje dość nieokreślony). W polityce wewnętrznej Macronowi pozostaje przede wszystkim dokonać takich reform, aby ta część Francuzów, którą „globalizm” dotychczas pomijał, dołączyła do tej, która z niego korzysta.

Tym się przecież Macron zasadniczo od Le Pen różni, że w jego przekazie nie system jako taki jest błędny, tylko „wypaczenia”. Teraz musi je zidentyfikować i wyeliminować. Część tych, którzy go poparli 7 maja może szybko ogłosić sprzeciw. Lewica spod znaku Melenchona, ale i socjaliści Hamona, nie w rozszerzaniu globalizacji widzą przyszłość Francji.

Nowy prezydent bardzo szybko może znaleźć się pomiędzy trzema nieprzyjaznymi mu siłami: radykalną lewicą, radykalną prawicą (oboma wzmocnionymi w tych wyborach) i parlamentem, zdominowanym, najprawdopodobniej, przez konserwatywnych Republikanów. Na salonach Europy będzie Macron witany jako zbawca, co nie ułatwi, lecz znacznie utrudni mu zadanie. Napięcia, wyborcze starcia w Wielkiej Brytanii, potem w Niemczech i we Włoszech nakładają na wszystko odrealniającą narrację – często sprowadzającą się do uproszczeń, jak liberałowie kontra populiści. Zwycięstwo Macrona będą chcieli skonsumować zapewne Laburzyści oraz obie główne partie na niemieckiej scenie politycznej.

Sam Macron uzyskał możliwość wskazywania: z kim najlepiej będzie mu się współpracować w innych krajach europejskich. To także powoduje, że praktycznie do końca 2018 r. nie mamy co liczyć na doprecyzowanie jego programu politycznego.

Z perspektywy Polski wybór Macrona czy Le Pen zmieniał niewiele, po wyjściu Wielkiej Brytanii, nasz kraj nie ma innego (dużego) partnera niż Berlin, z którym zresztą rząd PiS współpracuje dość ściśle. I jak na razie trzeba tę współpracę podtrzymywać. Jeśli z perspektywy Warszawy byłoby wskazane znaleźć przeciwwagę, właśnie choćby we Francji, to ani Le Pen ani Macron nie mieli w tej materii żadnej konkretnej dla Polski propozycji.

Łazarz Grajczyński

http://www.radiopoznan.fm/n/BchBL6
KOMENTARZE 2
Wielpol LI 15.05.2017 godz. 22:20
Czyżby rażący błąd w tytule felietonu był przejawem zamieszania genderowego à la Macron? Francja - tak po polsku, jak po francusku - jest rodzaju żeńskiego, a więc vive la France!
Wielpol LI 10.05.2017 godz. 21:00
Wybory prezydenckie we Francji odbyły się pod eskortą 50 tysięcy policjantów i żandarmów. Francuzi ulegając manipulacji medialnej (media były jednoznacznie przychylne Macronowi) wybrali kontynuację, ale islamizację i tak będą mieli wraz z jej „atrakcjami”. Nic tu nie pomogą zaklinanie rzeczywistości przez prezydenta Macrona i jego zuchwałe groźby wobec Polski. Natomiast rząd polski nie powinien tych nieprzyjaznych deklaracji lekceważyć, gdyż Macrona będzie wspierać jego admiratorka-protektorka sławetna frau Merkel.