NA ANTENIE: W środku dnia
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Obywatelska duma i republika

Publikacja: 13.09.2017 g.15:15  Aktualizacja: 13.09.2017 g.15:15
Poznań
Felieton Macieja Mazurka.
premier Szydło - P. Tracz/KPRM
/ Fot. P. Tracz/KPRM

W marcu 2009 roku Donald Tusk rzucił z trybuny sejmowej w stronę posłów PiSowskiej opozycji zdanie, że jeśli nie włączą się w nurt modernizacyjny pod kierunkiem PO, to wymrą jak dinozaury. Dominacja PO wydawała się nie do podważenia na długie lata. Ta partia ogłosiła siebie gwarantem tzw. modernizacji. A nurt modernizacyjny to było to, co oferowały Europie unijne elity, które obsadziły siebie w roli siły, która tworzy „Nowy wspaniały świat”. Te liberalne elity zaczęły patrzeć na lud protekcjonalnie, to znaczy uznały, że lud nie dorasta do wizji elit. Więcej integracji oznaczało konieczność pozbycia się tego, co partykularne i narodowe. Oznaczało także konieczność odpolitycznienia obywateli, aby zanadto nie wtrącali się do procesu integracji, względnie popierali go ideologiczne, czyli wyznawali wartości europejskie takie jak gender i politykę integracyjną UE. Mieli stać ludźmi łagodnymi, zajętymi pogonią za przyjemnościami, otwartymi i pozbawionymi mocnych przekonań. Pozbawionymi przede wszystkim obywatelskiej dumy jako reliktu czasów archaicznych. To oznaczało właśnie bycie nowoczesnym. Ta polityka odpolityczniania jest konsekwentnie realizowana w Niemczech i we Francji, lokomotyw integracji. Niemniej wzorem pozostawały i pozostają Niemcy jako najsilniejsze ekonomicznie państwo europejskie. Powodzenie tego procesu było zależne także od bierności obywateli. Zatem rządy demokratyczne chciały zapewnić sobie święty spokój za pomocą chleba i igrzysk. Jakie to konsekwencje może nieść, nad tym elity, coraz mniej demokratyczne, się nie zastanawiały. Trudno zresztą o głębszą refleksję, gdy jest się narzędziem „Ducha Dziejów”.

W 2006 roku ukazała się książka Petera Sloterdijka „Gniew i czas”. Niemiecki filozof wykazał się dobrym słuchem społecznym. Przewidział zjawiska, które ujawniły się w dobie kryzysu w Europie po 2008 roku. Sloterdijk miał na myśli głównie Niemcy, pisząc o kryzysie demokracji en globe. A biorąc pod uwagę co, teraz się dzieje, czyli autocenzurę niemieckich mediów i deficyt demokracji, miał rację. Sloterdijk przywołał pewną myśl z greckiej filozofii politycznej. Wiadomo, Grecja to kolebka europejskiej demokracji. Starożytni Grecy dostrzegli w ludzkiej naturze zarówno element pragnienia (eros) jak i dumy. Rządzące elity zadowalają się uproszczoną interpretacją ludzkiej psyche w kategoriach libido lub jego braku – i wynikającej zeń żądzy posiadania. W kwestii dumy i honoru od ponad stu lat humanistyka ma niewiele do powiedzenia - zauważył Sloterdijk. A za nią elity rządzące.

To ważna uwaga. Takie założenie pozwala traktować ludzi przez rządy jak marionetki, a każdy odbiegający od narracji europejskich lewicowych elit przejaw samoorganizacji ludzi traktować jako populizm lub faszyzm. Ta główna europejska narracja niebiorąca pod uwagę tej greckiej realistycznej myśli, ma zatem charakter ideologiczny, a to nie pozwala na racjonalną interpretację wydarzeń, gdy odbiegają one od ideologicznej wykładni. Absurdalne postrzeganie rzeczywistości związane jest z niemożnością zerwania z mitami takimi, że faszyzm trwa, a Hitler był prawicą, choć w istocie był lewakiem, że mocna tożsamość narodowa to już nazizm, że istniały polskie obozy koncentracyjne, etc. Takie idiotyzmy można pokazywać, obnażać, ale w żaden sposób nie zmieni to przekonań ideologicznie zakręconych przywódców elity europejskiej i jej akolitów. Wytwarza ona taką ideologię, bo uzasadnia ona trwanie systemu, który daje jej władzę i profity. Ale w tym marszu ku „Nowemu wspaniałemu światu” w Europie, pojawił się wyłom. Są nim Węgry i Polska.

Zasada „chleba i igrzysk” nie zadziała skutecznie w tych krajach. Filozofia „ciepłej wody kranie” okazała się być czymś stanowczo za małym dla obywateli, którzy wiedzą, co to duma, zwłaszcza jak towarzyszy im powodzenie materialne, które tworzy z nich klasę średnią.

Rzymskie hasło „chleba i igrzysk”, to w gruncie rzeczy nic innego jak pierwsze w dziejach ludzkości wydanie tego, co w XX wieku zaczęto określać mianem kultury masowej. Sloterdijk analizuje sens używania analogii dla naszych czasów z tym, co działo się w późnej Republice Rzymskiej. Jakieś dalekie analogie są. To, co się obecnie dzieje, to przejście od republiki do post-republikańskiego państwa teatralnego, w którym wyselekcjonowane elity traktują demokrację jako dekorację. Obywatele polscy, którym nieobce jest poczucie sprawiedliwości i duma, wyczuli to i dokonali za pomocą kartki wyborczej zmiany systemu. Z post-republikańskiego państwa teatralnego, w którym realna władza rezydowała w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, powrócili do poważnej republiki, gdzie władza jest w instytucjach do tego powołanych. Dla elity z Brukseli to jednakże zamach na „Ducha Dziejów”. Dlatego walka trwa. A wracając Sloterdijka. Miał chyba nadzieje, że przejawy dumy obywatelskiej odrodzą się w Niemczech. Tymczasem stało się to w Polsce i na Węgrzech.

http://www.radiopoznan.fm/n/kr5ewW
KOMENTARZE 0