NA ANTENIE: Informacje sportowe
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Europejska czy niemiecka Europa?

Publikacja: 07.12.2018 g.11:00  Aktualizacja: 07.12.2018 g.10:36
Poznań
Felieton Macieja Mazurka.
niemcy unia europejska flaga - Fotolia
/ Fot. Fotolia

Szerokim echem odbiły się słowa kanclerz Niemiec Angeli Merkel, wypowiedziane 24 listopada podczas organizowanej w Berlinie przez Fundację Konrada Adenauera konferencji „Parlamentaryzm między globalizacją a suwerennością narodową”. Merkel stwierdziła że „państwa narodowe muszą, czy raczej powinny, być gotowe do przekazania swojej suwerenności, oczywiście zgodnie z ustaloną procedurą”. Jako przykład kanclerz podała Niemcy, które oddały część swojej suwerenności. Tłem do wyartykułowania takiego przekonania jest walka Niemiec o przyjęcie przez państwa Unii Europejskiej paktu ONZ w sprawie migracji. Humanitarny pakt ONZ ma stać się obowiązującym prawem, nie liczącym się z rzeczywistością czyli narodowymi egoizmami, od których całkowicie wolne są ponoć Niemcy. Ciekawie Merkel zdefiniowała naród: "Istnieją osoby, które uważają, że mogą ustalać, kiedy te porozumienia tracą ważność, bo reprezentują naród" - dodała. Tymczasem - wskazała - "naród stanowią ludzie, którzy na stałe żyją w danym kraju, a nie grupa, która ich jako naród definiuje". Z tego wynika że jeżeli przeprowadzę się do Niemiec, to automatycznie stanę się Niemcem? Oczywiście. Tak zwykle myślą przywódcy imperiów, które poprzez swoją atrakcyjność przyciągają osobników niezbyt mocno zadomowionych w swoich narodowościach. Porusza jednak infantylizm tej definicji stworzonej na użytek bieżącej polityki. Ale można sądzić, że tak właśnie myślą elity niemieckie. Kategoria narodu obarczona jest piętnem nacjonalizmu, zatem jesteśmy anty-nacjonalistami. Tylko czy taka retoryka uwalnia od narodowych cech a nimi są dominacja i nacjonalizm teraz głęboko zaszyfrowane w arcymoralnej retoryce politycznej? To otwarte pytanie dopóki dopóty słaba na szczęście jest Bundeswera.

I nie jest to bynajmniej coś nowego, taki wybuch kosmopolitycznej europejskości w wydaniu niemieckim. Jest to stała dyspozycja niemieckiej polityki po II wojnie, która teraz, w postawie Merkel i sile ekonomicznej Niemiec jest już wyrazista i otwarta.

W książce „Moje lata na Downing Street” premier Wielkiej Brytanii „Żelazna dama” Margaret Thatcher wspomina swoją rozmowę w 1989 roku z kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem, podczas jej pobytu w Niemczech, gdy Kohl udowadniał jej, że w równym stopniu jest Niemcem jak i Europejczykiem. „Argumenty jego nie przekonały mnie do końca” - pisze Margaret Thatcher. „Owo pragnienie wśród dzisiejszych Niemców, by łączyć własną tożsamość z tożsamością europejską, jest zrozumiałe, jednakże dla państw świadomych swojej narodowej odrębności przedstawia pewną trudność. W istocie, Niemcy obawiając się rządzić sami, pragną stworzyć system europejski, w którym żaden naród nie będzie mógł sam decydować. System taki będzie ostatecznie niestabilny, natomiast z powodu przewagi Niemiec w stosunku do innych krajów, niechybnie się wypaczy. Obsesja na punkcie europejskich Niemiec może doprowadzić do stworzenia niemieckiej Europy”. Komentarz zbędny.

http://www.radiopoznan.fm/n/ymjmng
KOMENTARZE 0